Sztama!
Sztama! to niewielka, szybka gra karciana z bobrami i i nutką ekologii w tle, która wyszła w tym roku nakładem wydawnictwa Granna. Jest to polska edycja Damn it! autorstwa Graeme Jahnsa. Jeśli nazwisko projektanta nic Wam nie mówi, nie róbcie sobie z tego powodu wyrzutów. To po prostu mało znany autor jest. W każdym razie Dam it! / Sztama! pokazuje się w serwisie Boardgamegeek.com jako drugi zaledwie jego tytuł – po Alba Longa z 2011. I z mojego punktu widzenia, muszę powiedzieć, to w sumie całkiem ciekawe – móc obserwować dokonania takich mało znanych postaci na planszówkowej scenie. I oceniać ich gry. Przyjrzyjmy się zatem i Sztamie!
Grę dostajemy w poręcznym, kwadratowym pudełku, wciąż jednak nieco za dużym w stosunku do jego zawartości, którą to (pod postacią talii kart, kilkunastu małych drewnianych znaczników i instrukcji) spokojnie można by pomieścić w bardziej kieszonkowym formacie. Ale cóż, takimi regułami kieruje się rynek gier. Pudełko nie powinno być za małe, bo zginie w natłoku towaru na półce. Zatem – zupełnie nikogo nie tłumacząc, ale też nie za bardzo walcząc z rzeczywistością: Sztama! pudełko ma takie jakie ma, czyli marketingowo rzecz ujmując akuratne i akuratnie przyciąga wzrok potencjalnego gracza sympatyczną ilustracją robót bobrowych na okładce.
Gdy już okładka gry Was przyciągnie (decyzję, czy w ogóle, pozostawiam oczywiście Wam), dowiecie się z tekstu na spodzie pudełka, że chodzi tu o to, żeby wcielić się w bobra i wziąć udział w dorocznych mistrzostwach w budowaniu tam. Tytułowa Sztama! jest, jak mniemam, nazwą owej imprezy.
Zasady gry są bardzo proste. Startujemy z czterema znacznikami kłód, potasowanymi i przygotowanymi na środku stołu tzw. kartami rzeki, wśród których są karty gałęzi, karty śmieci i ekobobrów oraz z ułożonymi gdzieś z boku stołu kartami tam, które są jednocześnie kartami zadań i punktacji.
W swojej turze gracz może dobrać kartę rzeki z dostępnej puli albo wyłożyć z ręki zebrane dotąd karty, budując i punktując tamę. Pula to leżące w linii cztery odkryte karty oraz odkryta karta leżąca na szycie stosu kart rzeki. Gracz może wziąć pierwszą, czyli leżącą najdalej na lewo od stosu, kartę rzeki „za darmo”; żeby móc wziąć drugą z kolei, musi „zapłacić” znacznikiem kłody, kładąc go na tej pierwszej. Jeśli chce wziąć na rękę trzecią kartę z puli, musi poświęcić na to dwa znaczniki, układając je na karcie pierwszej i drugiej, i tak dalej. Znaczniki zaś zdobywa się, biorąc karty, na których one leżą. Po zakupie pozostałe karty w puli przesuwane są w lewo, a sama pula uzupełniana, jednym słowem mamy tu do czynienia z typowym „kartociągiem”.
No dobrze, ale dlaczego ktoś miałby sięgać po dalej leżące karty rzeki? Z trzech powodów. Po pierwsze: W tamie nie może być dwóch kart gałęzi tego samego gatunku drzewa. Do tego karty gałęzi mają różne wartości, a karty tam różne koszty budowy – im wyższy koszt, tym więcej punktów przynosi nam dana tama. Dlatego będziemy starali się zgromadzić karty z różnymi, ale możliwie jak najbardziej wartościowymi gałęziami, bo takie właśnie pozwalają zbudować lepiej punktowaną tamę. Po drugie: Nie chcemy gromadzić kart śmieci, które obniżają wartość naszych budów i to w sposób postępujący matematycznie. Po trzecie: Czasem będziemy się cieszyli z pomocy ekobobrów. Jeśli mamy taką kartę na ręce w momencie, gdy zmuszeni jesteśmy wziąć kartę odpadów, możemy odrzucić kartę odpadów razem z kartą ekobobra i unikamy w ten sposób straty punktowej. Z drugiej strony karta ekobobra pełni też rolę jokera. W momencie gdy budujemy tamę, możemy użyć także jednego ekobobra, który zastępuje nam wtedy dowolną gałąź o wartości 2.
Gdy wyczerpie się stos kart rzeki lub gdy gracze zbudują już wszystkie dostępne tamy, rozgrywka kończy się. Każdy gracz zlicza sobie punkty za zbudowane tamy i po jednym punkcie za każde dwa posiadane znaczniki kłody. Od tego odejmuje się punkty za posiadane karty odpadów – odpowiednio do wartości wskazanej przez tabelkę na tych kartach. Wygrywa, wiadomo, ten, kto punktów ma na końcu najwięcej.
Jak sprawdza się Sztama! na stole? Sprawdza się. Jest prościutko, szybciutko, zasad ledwie kilka, więc i o elegancję konstrukcji nietrudno. Gra świetnie odpowie na potrzeby graczy początkujących lub lubiących nieskomplikowaną zabawę dorosłych grających z dziećmi. Mamy tu trochę przestrzeni do myślenia: Jaką kartę wziąć? Jak długo zbierać karty na tamę? Czy składać na wymagająca więcej kart, ale lepiej punktowaną tamę, czy postawić na wiele małych, budowanych szybkimi rzutami? Czy mam jeszcze czas na zbieranie kart na tę tamę, czy ktoś mnie jednak może ubiec? Kiedy wziąć ekobobra? Jak go wykorzystać? Jak bardzo muszę bronić się przed wzięciem kart odpadów? Czy wydawać, czy zbierać znaczniki kłód? Itd. itd.
Z drugiej strony co bardziej wybredni gracze powinni jednak wiedzieć, że prostota mechaniki w Sztamie! posunięta została naprawdę maksymalnie dalece. Najważniejszy tego skutek: Niezależnie od liczby graczy nie zmienia się nic ani w zasadach, ani w liczbie użytych kart. Z taką wiedzą łatwo się domyślić, że wrażenia muszą być choć odrobinkę inne przy rozgrywce w dwie, trzy i cztery osoby. Mi Sztama! najbardziej spodobała się przy trzech graczach, wydaje się, że wtedy działa w najbardziej optymalny sposób. Wciąż jest losowa – wyraźniej niż przy dwóch grających, a mniej niż przy czterech. A akurat w przypadku Sztamy! losowość jest – paradoksalnie – zaletą, …o ile tylko potrafi „trafić w punkt”. Przy dwóch i czterech grających w moim odczuciu tego celu nieco chybia. W pierwszym odniesieniu losowość waży za mało: gra prowokuje bardziej do rachowania, co niekiedy daje fory graczowi rozpoczynającemu rozgrywkę. W drugim odniesieniu losowość waży za dużo: Już nie tylko zmieniające się zbyt szybko karty, ale i działania innych graczy uniemożliwiają efektywniejsze planowanie. Często – choć na szczęście wciąż nie zawsze – ma się w swojej turze do „wyboru” po prostu jedną, najbardziej sensowną opcję.
Podsumowując: Sztama! to gra przyzwoita, zaprojektowana całkiem zgrabnie, natomiast bez jakiś większych pretensji do bycia czymś więcej, niż jest. To bardzo prostolinijna karcianka, która może być dobrym wprowadzeniem do znanych z trudniejszych gier mechanik. Najpewniej zaś da się polubić przede wszystkim jako sympatyczna, pięknie zilustrowana, kompaktowa propozycja do rodzinnej biblioteczki gier. Bawi, uczy, a nawet jakby wychowuje. Bo też jest trochę jak bajka z dobrymi i złymi bohaterami. Bobry są tu słodkie, ale i dzielne w oczyszczaniu rzeki, śmieci napiętnowane z odpowiednią dla tematu gry lekkością, ekologia jawi się jako idea ważna, pracowitość i celowość w dążeniu do celu przełożona została na praktyczne działanie.
Jeśli ktoś szuka gry bardziej wymagającej, takiej, w której można znaleźć jakieś mechaniczne drugie dno, ten w Sztamę! powinien zagrać przy okazji, a mieć jej w kolekcji nie musi. Poszukującym dobrego planszówkowego produktu, który nie przerazi ani mamy, ani taty, ani małego Tadeuszka, za to pozwoli na miłe chwile przyjemnej wspólnej zabawy, Sztamę! z pełnym przekonaniem polecam.
I zostawiam z uwagą praktyczną: Sztama! jest co prawda wydana na zadawalającym poziomie, dostajecie produkt warty swojej ceny. Niemniej, jeśli chcielibyście uchronić karty tej gry przed zbyt szybkim zużyciem się, możecie pomyśleć o zakoszulkowaniu ich. Przy mniej delikatnych palcach, w pośpiechu rozgrywki karty łatwo szczerbią się na brzegach.
Dziękuję wydawnictwu Granna
za udostępnienie egzemplarza gry do recenzji
ocena ogólna: 7/10
strategia / taktyka: 4/10
losowość: 6/10
interakcja: 3/10
wykonanie gry: 9/10
stosunek cena do jakości: 9/10
cena w sklepach: ok 40 zł
moja ocena dla „Sztama!” w serwisie BGG: 6
Podstawowe informacje o grze:
Tytuł: Sztama!
Liczba graczy: 2 – 4
Wiek: od 8 lat
Czas gry: ok. 20 min
Wydawca: Granna
Projektant: Graeme Jahns
Instrukcja: polska
Zawartość pudełka:
• 66 kart rzeki
• 15 kart tam
• 16 znaczników kłód
• instrukcja