Seas of Fortune (recenzja)
Jeśli lubicie gry z planszą-mapą, a szczególnie gdy łączą się one z tematyką marynistyczną, to Seas of Fortune na pewno przyciągnie Wasze oko. Okładka obiecuje grę ze statkami, podtytuł “Hansa” sugeruje, że będzie to też gra o handlu. Obietnice nie są czcze. Drewnianymi pionkami statków rzeczywiście będziemy pływać między portami Bałtyku i Morza Północnego, aby kupować, przewozić i sprzedawać towary. Oczywiście jak najkorzystniej. I oczywiście po planszy-mapie, tak zresztą sporej, że zajmie nam większą część stołu. Za to reguły, którymi rządzi się Seas of Fortune, zawierają się na dosłownie trzech stronach instrukcji i są – jakby to powiedzieć – bardzo kompaktowe. Dzięki czemu już właściwie chwilę po wypakowaniu gry możemy zacząć w nią grać.
Seas of Fortune – rzut okiem na zasady
Rozgrywka w Seas of Fortune jest zorganizowana w sposób, jakiego nie powstydziłby się niejeden co bardziej znany projektant gier. Prosto, ale i odpowiednio dynamicznie i ze sporą przestrzenią dla graczy. Przyjrzyjmy się, jak gra przebiega.
Wybór kart załogi i określenie kolejności w rundzie
W każdej rundzie najpierw odkrywa się tyle kart załogi, ilu jest graczy. To jest zawsze rola gracza posiadającego aktualnie żeton nawigacji (żeton gracza rozpoczynającego), który co rundę podaje się dalej. Ten gracz wybiera sobie kartę załogi dla siebie, a potem kolejni grający z pozostałych biorą także po jednej takiej karcie. Karty załogi mają dwie funkcje – określają kolejność graczy w rundzie oraz wskazują liczbę punktów ruchu gracza.
Dla określenia kolejności graczy w rundzie ma znaczenie tylko liczba na karcie załogi. Im mniejsza wartość karty, tym szybciej rozgrywamy naszą turę. Remisy przy wartościach kart rozstrzyga się na korzyść gracza z żetonem nawigacji, względnie gracza, który siedzi najbliżej po lewej od tamtego.
Rozgrywanie punktów ruchu
Gdy już wiemy, kto po kim gra w rundzie, znaczenia obok liczby na karcie załogi nabiera także jej kolor. Porty na mapie są połączone szlakami w kolorach niebieskim i czerwonym, a w połowie odcinków między portami są jeszcze pola na pełnym morzu. Gdy płyniemy po szlaku oznaczonym kolorem karty, wtedy każdy punkt ruchu to odcinek “od portu do portu”. Ignorujemy wtedy pole leżące pomiędzy miastami. Jeśli jednak będziemy musieli popłynąć jakiś fragment trasy po szlaku w kolorze niezgodnym z kartą, koszty ruchu podwajają się. Musimy też wliczać do rachunku pola na morzu. Czasami wręcz utkniemy do następnej rundy, gdzieś pomiędzy portami. Jeśli tak akurat chcemy – bo też wcale nie trzeba wykorzystywać wszystkich punktów ruchu z karty.
Planuj i zarabiaj – byle z głową
W Seas of Fortune w ogóle sporą rolę odgrywają nasze decyzje. To gra w szukanie okazji i optymalizowanie swoich szans. Te okazje odkrywają się nam przede wszystkim w dwóch obszarach planszy – jako karty załadunku i karty rozładunku. Kart każdego rodzaju w każdej rundzie mamy dostępne trzy, a dodatkowo na odpowiednim stosie kart do dobierania leży już odwrócona karta, która wejdzie do rozgrywki w najbliższej przyszłości. Dzięki temu nasza gra rozciąga się poza obecną rundę i pozwala na planowanie na przyszłość. Teraz jednak wróćmy do teraźniejszości i opisu wydarzeń w rundzie.
Kup i dostarcz
Karta załadunku wskazuje port i liczbę towarów, które ten port oferuje do sprzedaży. Towary pobieramy z takiej karty w formie żetonów, płacąc za każdym razem 1 srebrną markę “do banku”. Z kolei karta rozładunku definiuje port, który chce skupić dany towar. Tabelka pod symbolem towaru informuje wtedy, ile żetonów dobra się na takiej karcie zmieści i podaje kwoty, jakie możemy za jego odsprzedaż uzyskać. Te kwoty są mocno zróżnicowane, więc gracze mogą też do pewnego stopnia przebierać w ofertach portów skupujących. Z drugiej strony – tam gdzie miasto jest gotowe kupić więcej niż jeden żeton towaru, ceny w tabelach kształtują się na korzyść sprzedających szybciej.
Okazje – momenty
Szybko i korzystnie nie jest jednak w Seas of Fortune czymś zupełnie oczywistym. Gracz musi się sporo nakombinować, żeby być we właściwym porcie o właściwym czasie. Po pierwsze podczas przystanku w danym mieście można dokonać jednego załadunku i jednego rozładunku. Ponieważ bardzo rzadko się zdarza, że w kartach załadunku i w kartach rozładunku pojawia się ten sam port, praktyka ogranicza się do jednej czynności podczas cumowania okrętu. Do tego ładownia statku gracza – w grze jest to specjalna planszetka – mieści tylko jeden żeton każdego z czterech rodzajów towarów. Żeby więc załadować na przykład kolejny ładunek narzędzi, trzeba najpierw zbyć gdzieś ten posiadany. Bardzo mi się spodobało to ograniczenie, bo utrzymuje rozgrywkę na poziomie prostej gry rodzinnej, a jednocześnie w elegancki sposób kieruje naszą aktywność dokładnie w kierunku zaplanowanym przez autorów gry.
Da capo al fine
Gdy każdy z graczy rozegra swoją turę, przygotowujemy nowe karty załadunku i rozładunku na kolejną rundę, bo Seas of Fortune konsekwentnie dba o dynamikę w podaży i popycie. Potem nowy gracz rozpoczynający dobiera karty załogi, wybieramy sobie po jednej z nich, poruszamy w odpowiedniej kolejności statki, kupujemy, sprzedajemy i tak dalej…
Zwycięzca
Rozgrywamy kolejne rundy Seas of Fortune tak długo, aż któryś z graczy zgromadzi 100 lub więcej srebrnych marek. Wtedy dogrywamy rundę do końca – żeby każdy zagrał tę samą liczbę tur – i sprawdzamy, kto ma najwięcej pieniędzy. Ten gracz zostaje zwycięzcą.
Zobacz materiał wideo
Jeśli masz ochotę, możesz obejrzeć materiał wideo o Seas of Fortune, nagrany przeze mnie pierwotnie w celu prezentacji gry na fanpage’u Zagramy:
Wrażenia
Mi się Seas of Fortune bardzo spodobała. Z ostatnio recenzowanych przeze mnie produkcji Tactic Games odnoszących się wyraźniej do tradycji eurogier (Canal King, Land of Clans, Slingshot to Mars i Arctic Race), ta ma w sobie bodaj najwięcej finezji (w zestawianiu mechanik), a przy tym jest najlepiej dopracowana. Nic tu jakoś wyraźniej nie odstaje, wszystko buduje sensowną całość.
Gra się w Seas of Fortune podobnie przyjemnie przy każdej ze wskazanych na pudełku liczbie graczy, choć ta przyjemność ma wtedy zawsze nieco inny charakter. Przy trzech i czterech osobach jest nieco więcej emocji przy wyborze kart załogi, a przy dwóch z kolei łatwiej zaplanować sobie przyszłe posunięcia, bo mniej jest konkurentów do ofert poszczególnych odkrytych na kartach portów.
Mimo powtarzalności w schemacie rund siadaliśmy do kolejnych partii z dużą motywacją, bo sytuacja na planszy zmienia się bardzo dynamicznie i nie mieliśmy nigdy poczucia nudy.
Kilmat handlowania – przy dużej szkicowości tematu – mimo wszystko jakoś się zawsze rysował, bo przecież jest i to pływanie statkiem po mapie i przerzucanie towarów między kartami-portami i planszetką ładowni i gromadzenie pieniędzy. A to na tle przyjemnej dla oka, a przede wszystkim funkcjonalnej ilustracji, zdobiącej nawet niezłej jakości elementy gry.
Ocena i rekomendacje
Seas of Fortune jest bardzo leciutką grą strategiczno-ekonomiczną. Jest tu trochę planowania trasy statku i własnych działań w portach oraz bardzo szczątkowo potraktowany motyw dysponowania towarami.
Pewnie, że to jest także taki tytuł, który nie sili się na jakąś większą głębię. Pewnie, że kierunki są wytyczone bardzo klarownie: Jak najszybciej zbliż się do kwoty 100 marek i wtedy postaraj się przeważyć szalę zwycięstwa na swoją stronę, licząc, że los będzie ci sprzyjał, a konkurenci okażą się mniej przenikliwi w swoich przewidywaniach. Ale czy przez takie uproszczenia i przykrajanie się do prostej gry rodzinnej jest w Seas of Fortune mniej okazji do satysfakcji i frajdy z zabawy? Podsumowując odczucia swoje i moich współgraczy, mogę śmiało powiedzieć, że bawiliśmy się przyjemnie, a nawet z wypiekami na twarzy. A część z nas ma za sobą o wiele bardziej wymagające i “konkretne” tytuły podejmujące podobną tematykę, jak choćby świetną grę Hansa Michaela Schachta.
Tyle że w Hansę nie zagrałbym z każdym; dla niektórych to tytuł mocno hermetyczny. Natomiast Seas of Fortune jest przystępna dla wszystkich. Zagra w tę grę z powodzeniem nawet młodsze dziecko (o ile umie już liczyć i oceniać korzyści alternatywnych opcji), a jednocześnie ze sporą satysfakcją bawić się przy niej może także gracz dorosły. I do tego szanse wszystkich – dzięki sprytnie wtkanej losowości, są bardzo wyrównane.
Dziękuję wydawnictwu Tactic Games Oddział w Polsce
za udostępnienie egzemplarza gry do recenzji
Punktometr Zagramy
Seas of Fortune 8/10
Podstawowe informacje o grze:
Tytuł: Seas of Fortune
Liczba graczy: 2-4
Wiek: od 8 lat
Czas gry: ok. 45 min
Wydawca: Tactic Games
Projektanci: Gamestorm Studio
Język: polski (wydanie wielojęzyczne)