Monster City (recenzja)
Tej jesieni Nasza Księgarnia zaproponowała nam w swoim programie kolejną po To jest napad! grę Michaela Schachta. I ponownie jedną ze starszych gier tegoż autora. Jej historia sięga roku 2006. W pudełkach kryły się – zależnie od edycji – najpierw słoń, a potem byk w składzie porcelany, zaś w 2012 pojawił się temat z potworami demolującymi miasta graczy.
W edycji Naszej Księgarni mamy te właśnie potwory – w zupełnie nowych, fantastycznie odwołujących się do popkultury kreacjach Mariusza Gandzela. Kingkong, Godzilla czy Ciastek poczynają sobie na kartach gry w najlepsze, można powiedzieć wręcz – epicko. Ale i my, gracze, nie wznosimy też byle czego. Piętrzą się nam Eifle, pysznią Kolossea, a wtóruje im między innymi nasz swojski Pałac Kultury, zwielokrotniony odpowiednio do potrzeb mechaniki gry.
Monster City – wielkie w miniaturze
Monumentalizm potworów i budowli, zminiaturyzowane rozmiarem kart, ładnie zgrywają się z kompaktowością formatu. Bo też Monster City pozostaje grą karcianą w starym stylu, z czasów, gdy nie przekonywano nas żadnym zbędnym rozbuchanym rekwizytorium, a liczył się przede wszystkim ciekawy pomysł i sprawna, zgrabna mechanika.
Monster City nie można odmówić ani jednego, ani drugiego. Gra się tu wokół dwóch rzędów kart. Jeden to karty budynków, drugi karty potworów. Każdy gracz zaczyna z innym zestawem dwóch budynków w swoim “mieście”, jednym banknotem i kartą STOP. W swojej turze możemy albo zakupić dowolną kartę z rzędów budynku, albo nasłać na swoje miasto dowolnego potwora, leżącego na środku stołu. Za zakup budynku płacimy 1 banknot, który odkładamy do puli. Pojawienie się potwora w mieście, to z kolei okazja do zgłoszenia się po odszkodowanie – i to niezależnie od tego, czy potwór rzeczywiście nam coś zniszczył, czy nie!
Kasa jako wahadło Foucalta
Nie znajdziemy jednak w Monster City okazji do żadnego spekulowania gotówką, bo nigdy nie wolno nam posiadać więcej niż dwóch banknotów. To znaczy, że jeśli nie mamy w danej chwili ani jednego, jesteśmy zmuszeni sprowadzić na swoje miasto potwora. A jeśli mamy już dwa banknoty, pozostaje nam jedynie kupić w tej turze budynek.
Innymi słowy krążenie banknotów między naszymi zasobami a pulą buduje w tej grze taki specyficzny, asynchroniczny z punktu widzenia graczy rytm rozgrywki. Huśtamy się między dwoma możliwościami, starając się po drodze chwycić w odpowiednim momencie to tę kartę, to tamtą. Na poziomie jakiegoś elementarnego optymalizowania. To optymalizowanie raz w grze możemy sobie co najwyżej spróbować “dokręcić”, zagrywając taktycznie kartę STOP, która pozwala nam najzwyczajniej w świecie ominąć swoją kolejkę.
Porządek tworzenia, porządek niszczenia
Charakterystyczną (a)synchronię Monster City dopełniają: rytm zgrywania kart w grze, powiązania między kartami budynków, a kartami potworów, a także reguły punktacji.
Gramy cztery rundy, w każdej z nich pojawi się dokładnie 10 nowych budynków. Nie znamy ich na początku wszystkich, wykładamy najpierw pięć z nich, a kolejne pięć wykładamy dopiero, gdy tamte pierwsze znikną. Podobnie po pięć wykładamy karty potworów na środek stołu. To jak długo potrwa runda w jakimś ograniczonym, rozsądnym zakresie zależy już więc od decyzji graczy, a ci z kolei w swoich działaniach będą się kierowali perspektywą punktacji.
No i tu znowu dochodzi do głosu ten rys optymalizacji. Ale, żebyście mogli to dostrzec, nie grając wcześniej w Monster City, trzeba Wam wglądu w to, jak korespondują ze sobą i z punktacją karty. Zatem: Budynki występują w trzech kolorach i wartościach od 3 do 8 oraz kilku wysokościach. Potwory natomiast niszczą budynki w mieście gracza na różne sposoby: jedne wszystkie budynki w tym samym kolorze, inne pojedyncze we wskazanych kolorach, jeszcze inne każą nam odrzucić dowolny budynek lub wszystkie o wskazanych wartościach.
Z ciągłego budowania i burzenia wyłania się zatem obraz zmieniających się zestawów budynków – co chwilę różnych kolorami, wartościami i wysokością. I to wszystko właśnie ma potem znaczenie dla punktacji.
Sam wybierz, co i kiedy
Gdy zgramy wszystkie 10 kart budynków przewidziane na daną rundę, każdy z graczy wybiera jeden z czterech warunków punktowania. Możemy sobie doliczyć albo wartości wszystkich budynków w jednym kolorze, albo wartości tylko najwyższych bądź najwyższych w każdym kolorze budynków, jaki mamy, albo też za wszystkie budynki w mieście. Jaką kategorię punktacji wybierzemy na końcu danej rundy zależy od nas, ale każdą w grze podliczymy sobie tylko raz. To kolejne momenty w Monster City, które kształtują wyraźnie taktyczne oblicze tej gry.
Jaka to właściwie jest gra?
Czy w dążeniu do optymalizownia swoich ruchów mamy przy tym tytule wpływ na wszystko? Nie. Ale też nie o to raczej w Monster City chodzi. Nie jest to żaden optymalizacyjny mózgożer. Ot, gra skłania nas do szukania ciekawych momentów i wyborów, bo wtedy najzabawniej krzyżujemy pozostałym plany.
W pewnym sensie Monster City jest bardziej chyba grą z zacięciem imprezowym niż pozycją, którą trzeba brać na serio – szczególnie, gdy gramy w pełnej obsadzie. Ewentualnie powinno się ją traktować jako całkiem emocjonującą grę rodzinną.
Ja osobiście lubię w nią zagrać najbardziej w trzy osoby, bo wtedy mam wrażenie, że jest jeszcze w miarę przewidywalna i pozwala najbardziej sensownie szykować swoje miasto pod punktacje. Jeśli jednak bardziej niż na tych aspektach zależy Wam na grze prostej, a regrywalnej i przede wszystkim dynamicznej, to Monster City jest taką grą na upartego nawet i przy pięciu graczach.
Monster w City z kartami wydarzeń
Tych, którzy lubią rozszerzać gry, które polubili, ucieszą być może zawarte w Monster City karty wydarzeń. To nie jest jakiś spektakularny dodatek, bardziej coś w stylu typowej extra-inwencji Michaela Schachta, który dla wielu swoich gier wymyśla a to dodatkową kartę, a to dodatkowy żeton. Tu mu się ta “dodatkowość” wyraziła w 6 wydarzeniach, a powtórzenie niektórych powiększyło zestaw aż do kart 14.
Każdy gracz losuje z tych wydarzeń dwa i zastępuje nimi kartę STOP. Wydarzenia urozmaicają partię, bo pozwalają na różnego rodzaju ingerowanie w pulę potworów, budynków, modyfikowanie zabudowy swojego miasta, wyraźniejsze wpływanie na rytm gry przez zaburzenie kolejności tur czy dobieranie banknotów bez konieczności nasyłania sobie potwora.
Ponieważ karty wydarzeń trzyma się zakryte, czynią one grę mocniej niż w wariancie podstawowym nieprzewidywalną. Można je polubić, a można się z nimi nie polubić wcale. Trochę to zależy, jak bardzo lubicie w grach niespodzianki.
Podsumowanie
Monster City jest dla mnie przede wszystkim kolejnym, ciekawym przykładem odświeżania starszych, nieco już zapomnianych konceptów. I to odświeżania udanego. Także pod względem graficznym, przynajmniej jeśli chodzi o konsekwencję realizacji, bo sam styl ilustracji, jak obserwuję, nie przemawia chyba do większości odbiorców.
Znam dobrych kilka gier Michaela Schachta. Jest to jeden z moich ulubionych autorów i cieszę się, że pojawiła się na polskim rynku następna pozycja z jego dorobku. Że to pozycja “jedna z wielu”, to nic złego. Przy tak dużym dorobku, jaki ma na swoim koncie Schacht, nawet przeciętność ociera się o mistrzostwo. Chciałoby się, żeby wszystkie polskie wydawnictwa wydawały przynajmniej tak udane, sprawne mechanicznie i pomysłowe gry.
Myślę, że Monster City najbardziej spodoba się początkującym lub mało obytym jeszcze graczom. Klarowny szkielet rozgrywki, pogłębiony sprytnie zazębiającymi się regułami budowy, niszczenia i punktacji czyni tę grę zarówno przystępną, jak i odpowiednio angażującą. Jeszcze lekkostrawną, a odpowiednio już treściwą. (Do tego cenowo na tyle przystępną, że można sobie podarować zabezpieczanie kart koszulkami)
Bardziej obytych w mechanikach gier nie czeka tu wiele. Zagrać można raz czy drugi, dostrzec kunszt mistrza w budowaniu nieoczywistych wcale sytuacji z mniej lub bardziej oczywistych rozwiązań. A potem wrócić sobie do niej co najwyżej za jakiś czas, bo dla tej grupy odbiorców na pewno można znaleźć coś bardziej odpowiedniego.
Dziękuję wydawnictwu Nasza Księgarnia
za nadesłanie egzemplarza gry
Punktometr Zagramy
Monster City 7/10
Podstawowe informacje o grze:
Tytuł: Monster City
Liczba graczy: 3 – 5
Wiek: od 8 lat
Czas gry: ok. 25 min
Wydawca: Nasza Księgarnia
Projektant: Michael Schacht
Instrukcja: polska