Park Smoków (recenzja)
Znacie ten kawał o królu lwie, zwierzętach i żabie? Ten, w którym lew każe zwierzętom podzielić się na piękne i na mądre? W którym piękne idą na lewo, mądre idą na prawo, a jedynie żaba pozostaje pośrodku? W którym, na pytanie lwa “A Ty, żaba, co?”, żaba odpowiada “No przecież się nie rozdwoję?”
Są takie gry, które chcą być jak ta żaba. Ostatnio niemal wszystkie tak zresztą chcą. Taki mamy w naszym hobby klimat. Pytanie, ilu się ta żabia sztuka naprawdę udaje. Ile z nich pod powłoką żaby kryje rzeczywiście i sowę i łabędzia?
Żaba jakże to gustowna
Dziś opowiadam o Parku Smoków – grze, która wiosną 2022 pojawia się jako nowość Naszej Księgarni. Piękna to gra, jak widzimy po ilustracjach. Już okładką zaprasza, żeby po nią sięgnąć. Rozłożona na stole tym bardziej będzie cieszyć oczy. A już na pewno zaintrygują przezroczyste karty, które – układane w trakcie gry jedna na drugą – przydają zabawie jakiejś wizualnej głębi.
Ja dodam, że to ilustrowanie jest przy okazji także bardzo funkcjonalnie przemyślane. Już nawet zasady widzimy wyraźnie uwidocznione grafikami na komponentach gry. To na pewno ułatwia i tłumaczenie reguł i płynną rozgrywkę. W grach rodzinnych czy w grach dla dzieci, a Park Smoków można traktować i tak i tak, aspekt przystępności czy tzw. niskiego progu wejścia ma zawsze ogromne znaczenie.
Puk, puk, czy tu smoki?
W Parku Smoków próg wejścia jest bardzo przystępny. Zasady szybko zrozumie nawet i dziecko nieco młodsze niż sugerowany informacją na pudełku ośmiolatek. Celem gracza jest przyciągnięcie do parku jak największej liczby gości. Nie wystarczy jednak tylko pozyskiwać nowe smoki, trzeba też dbać o te już posiadane, a nawet radzić sobie z ich humorami.
Rundy i bestyje
Każdy z graczy dostaje trzy planszetki wysp. Tworzą one jego park, który będzie w trakcie gry rozbudowywał.
Na początku każdej z trzech rund gry, symbolizujących trzy pory roku, rozdajemy graczom po 4 przezroczyste karty, z których każdy wybiera po jednej, układa ją na którejś ze swoich wysp, a pozostałe karty przekazuje graczowi po lewej. Potem wybieramy i dokładamy jedną z trzech otrzymanych od gracza po prawej kart, później jedną z dwóch, a ostatnią, niewykorzystaną po prostu odrzucamy na stos.
Już przy dokładaniu kart do parku możemy zyskiwać lub tracić żetony odwiedzających. Zakrycie smokiem pola z jajem oznacza narodziny nowego smoka – co oczywiście budzi większe zainteresowanie gości. Natomiast ataki smoczej furii – czyli momenty, gdy zakrywamy nową kartą symbol smoka z ikoną oka – gości nam odstraszają.
Aby konkretnie
Tak naprawdę jednak najważniejsze są punktacje na zakończenie poszczególnych rund. Tu dostajemy najpierw żetony odwiedzających za każdego smoka w kolorze przyporządkowanym danej porze roku – odpowiednio za niebieskiego, zielonego lub czerwonego.
Kolejne etapy punktowania są już zawsze stałe. Patrzymy, kto ma najwięcej żółtych smoków i ten gracz otrzymuje żeton legendarnego smoka, czyli taki rodzaj smoka jokera, który dokłada sobie do jednej ze swoich wysp. W przypadku remisów, bonus dostają wszyscy remisujący. Potem sprawdzamy, czy jest ktoś, kto ma najwięcej niebieskich smoków i tylko ten gracz dostaje dodatkowych zwiedzających.
Aby jak najróżnorodniej
Dalej zliczamy sobie, ile smoków różnego rodzaju (łącznie z ewentualnym legendarnym smokiem) mamy na każdej z naszych trzech wysp i dobieramy odwiedzających zgodnie ze wskazaniami tabelki z karty pomocy.
Mniam, mniam, kosteczka
Na koniec musimy jeszcze tylko wyżywić nasze smoki. Liczymy owce i smoki widoczne na polach naszego parku. Jeśli owiec wystarczy do wykarmienia smoków, wszystko jest w porządku. Jeśli owiec nie wystarcza, tracimy za każdą z nich jednego odwiedzającego. Instrukcja wskazuje, że ci odwiedzający po prostu uciekają. No cóż, nie trzeba aż tak bezkrytycznie wierzyć instrukcjom, hihi. Oglądało się Park Jurajski, prawda?
Żaba plus
Na pewno sporą zaletą Parku Smoków jest to, że rozgrywka – przy całej swojej prostocie – odpowiednio angażuje. Za każdym razem, gdy decydujemy, którą z otrzymanych przezroczystych kart wybierzemy i do której z wysp dołożymy, widzimy od razu, jak dynamicznie zmienia się obraz naszego parku. To zawsze co najmniej dwie ambiwalentne decyzje. Zwykle to też ciekawe coś za coś. Takie dyskretne wprowadzenie – szczególnie dzieci – w pojęcie kosztu alternatywnego.
Tym bardziej, że rozbudowa mojego parku nie dzieje się nigdy w oderwaniu od parków pozostałych graczy. Punktacja jest tak skonstruowana, że zmusza i do ciągłego orientowania swoich decyzji wedle wyborów konkurencji. Na takim bardzo elementarnym poziomie, ale już jednak – na jakimś intelektualnym poziomie.
Żaba czy-minus
Co mniej niektórych ucieszy, to na pewno znaczna losowość powodowana główną mechaniką gry, czyli draftem kart. Poza może rozgrywką na dwie osoby, nie mamy tu aż takiego wpływu na wybory innych graczy, jaki starają się nam zadysponować zwykle gry wykorzystujące to rozwiązanie. W Parku Smoków draft kart jest w jakiejś połowie rzeczywistym draftem, a w połowie ciekawszą formą loteryjki.
W efekcie nie czujemy jakiegoś wyraźnego wpływu na ostateczny wynik gry. Trochę on jakby leży i zależy “poza nami”. Czasem po prostu najwięcej decydują te dwie ostatnie karty, które musimy dołożyć w rundzie.
Sztuka przyprawiania
Paradoksalnie – tak chyba ten Park Smoków chciał i miał jako gra działać. Wydaje się, że rzeczywiście taki element frustracji nawet, czy pośredniej negatywnej interakcji “z przekazanych ci kart” po prostu sobie jej autor, Nicolas Sato, zaplanował. Tę grę można było wydelikacić – ot, choćby pozwalając dobierać karty ze stosu w trakcie rundy, ale ona widać miała być właśnie tak przyprawiona, jaką ją dostaliśmy. Jak lekka gra z draftem, w której nie wszystko musi być dokładnie odmierzone decyzjami grającego.
To raczej więc pytanie, komu ona w takiej przyprawie zasmakuje. Bo podniebienia, także w kwestii smakowania gier, mamy przecież różne. A tu na stole pojawia się gra rodzinna, nie taka wcale znowu grzeczna czy aksamitna. Przy graniu z dziećmi zobaczycie różne emocje. Dość powiedzieć, że i w gronie dorosłych bawiła nas całkiem przyzwoicie – jeśli już się jej charakter dostrzegło i zaakceptowało.
Park Smoków albo żaba ze smoczkiem
Wracając do kawału ze wstępu do tej recenzji. Czy Park Smoków jest piękny i mądry jak owa żaba? Czy wpisuje się w dążenia głównego obecnie nurtu naszego hobby?
Ja myślę, że – na swój sposób – tak. Na pewno w swojej kategorii, a nie wyobrażam sobie zresztą oceniać gry w innych odniesieniach niż tych jej przypisanych. Ot, po prostu trzeba rozumieć, że to raczej taka młoda żabka. Potomek domu z ambicjami. Jeszcze ze smoczkiem w pyszczku, ale już próbująca sięgnąć głową ponad stół. Bo ona ma pomysł na siebie i tak bardzo chciałaby nim wszystkich zachwycić.
A nie jest w tym zamiarze przecież wcale bez szans. Park Smoków z tych przezroczystych karty sobie poskładać, sprawdzić raz, czy tak, a innym razem, czy inaczej może lepiej, a wszystko przy tym takie kolorowe, szybkie i całkiem kompaktowe, to rzeczywiście tak jakby i piękne i jednocześnie co najmniej – niegłupie.
Dziękuję wydawnictwu Nasza Księgarnia
za nadesłanie egzemplarza gry
Punktometr Zagramy
Park Smoków 8/10
Podstawowe informacje o grze podstawowej:
Tytuł: Park Smoków
Liczba graczy: 2 – 5
Wiek: od 8 lat
Czas gry: 25 min
Wydawca: Nasza Księgarnia
Projektant: Nicolas Sato
Instrukcja: polska