Igloo Pop – gra lodowych gigantów
Pewnego dnia młody lodowy gigant miał wielki problem: Chciał kupić paluszki rybne, ale nie pamiętał jak wiele mu ich potrzeba i dlatego miał w swoim koszyku aż dziewięć list zakupów.
Wędrował więc od jednego igloo do drugiego i potrząsał każdym z nich. Dokładnie nasłuchiwał jak wiele paluszków rybnych obija się o ściany każdego igloo. Kiedy wydawało mu się, że w igloo jest taka sama liczba paluszków rybnych jak na jednej z jego list zakupów, zabierał je do domu.
Kiedy wrócił do domu to okazało się, że w igloo nie ma żadnych paluszków rybnych. Zamiast nich z igloo wysypały się wesołe eskimoskie dzieci, które radośnie krzyczały „Potrząśnij nami jeszcze raz!”, „To wspaniała zabawa”, „Super”, a lodowy gigant pomyślał sobie „Udało mi się znaleźć przyjaciół, z którymi mogę się bawić!”. I od razu zapomniał o swoich listach zakupów.
Dzisiaj zamierzyłem sobie napisać o Igloo Pop – grze, która ukazała się w programie wydawnictwa G3. Grałem w tę grę z różnymi osobami, wielokrotnie tłumaczyłem zasady, bawiliśmy się świetnie… ale ciągle mi jakby czegoś brakowało, coś było nie tak. Aż, zabierając się do tej recenzji, sięgnąłem po pudełko z grą, aby poszukać jakiegoś pomysłu na wstęp i… wstyd zapłonął na moich polikach. Pomimo, ten stary osioł nie przeczytał wcześniej przepięknego opowiadania wprowadzającego do gry, mimo że zajmuje ono całą pierwszą stronę instrukcji, a poza tym pojawia się z tyłu pudełka. A to dopiero to opowiadanie nadaje całemu konceptowi gry te sympatyczne rumieńce, bo pobudza obrazy w głowie, bo odpowiada na pojawiające się w naturalny sposób pytanie: No dobrze, tylko dlaczego akurat całe to potrząsanie igloo?
Ale dość już tych refleksji. Niech się nam pojawi od razu konkretny obraz. Oto na środku stołu wyrosła nam eskimoska wioska. Trzynaście niebieskich igloo czeka sobie spokojnie pośrodku kręgu z dziewięciu kart. Wokół stołu siedzą gracze. Przed każdym z nich 10 drewnianych monet w jednym z 6 kolorów. Najmłodszy z grających liczy do trzech i ledwo przebrzmiewa jego głos, wszyscy jednocześnie sięgają po któreś z tworzących wioskę igloo. Unoszą je nieznacznie ponad stół i potrząsają. W każdym igloo jest inna liczba małych kuleczek, najmniej 2, najwięcej 13. Potrząsając igloo i pomagając sobie zmysłem słuchu trzeba ustalić, ile kulek znajduje się wewnątrz. Jeśli gracz nie jest pewny swojego sądu lub nie chce ryzykować, może odłożyć igloo z powrotem w wiosce i sięgnąć po inne. Kto myśli, że zna ilość kulek w trzymanym igloo, wkłada w szczelinę u wejścia igloo swoją monetę i odkłada je na kartę z odpowiednią wartością liczbową.
W grze jest 33 kart, na każdej z nich widać od 1 do 3 wartości liczbowych, odpowiadających ilości kulek w poszczególnych lodowych domkach Inuitów. Karty z trzema (np. 5 – 6 – 7) i dwiema np. (8 – 7) wartościami są bezpieczniejsze, bo pozwalają na jakiś margines błędu. Z drugiej strony im większe ryzyko, tym więcej punktów zdobywa gracz, odkładając igloo na odpowiednią kartę.
Kto odstawił na kartę pierwsze igloo, natychmiast sięga po kolejne i tak toczy się dalej runda, aż wszystkie igloo znajdą się na kartach, albo nikt już więcej nie będzie chciał ustawić igloo pozostałych jeszcze w wiosce.
Na koniec rundy porównuje się liczby z kart z liczbami widocznymi na naklejkach na spodzie igloo. Jeśli na karcie stało tylko jedno igloo, mogą stać się dwie rzeczy: Albo gracz odgadł ilość kulek wewnątrz i wtedy zabiera i kartę i swoją monetę z igloo, albo się pomylił, wtedy karta zostaje na stole, a gracz traci monetę, którą wyjmuje się z igloo i odkłada do pudełka. Inaczej rzecz się ma z kartami, na których pojawiło się więcej domków Inuitów. Jeśli liczby pod wszystkimi igloo pasują do liczb na karcie, kartę zabiera gracz, który postawił igloo z największą wartością, a monety z igloo wracają do właścicieli. Jeśli któryś z graczy się pomylił, jego moneta trafia nie do pudełka, tylko jako trofeum przed gracza, który zdobył kartę. Same igloo, po usunięciu z nich monet, wracają do wioski, a w miejsce kart zabranych przez graczy dokłada się nowe, po czym od razu rozgrywa się kolejną rundę.
Gra kończy się, gdy wyczerpią się karty lub, gdy któryś z graczy straci swoją ostatnią monetę. Przyznaje się wtedy po jednym punkcie za każdą własną i zdobyczną monetę w zasobach gracza i po jednym punkcie za każdego Eskimosa widocznego na zdobytych kartach. Tradycyjnie, kto zebrał najwięcej punktów, wygrywa.
Igloo Pop przy bardzo prostym koncepcie, gwarantuje zadziwiająco dobrą i emocjonującą zabawę. I to nie tylko dzieciakom. To jedna z tych gier, w które z powodzeniem bawić się można nawet w wielopokoleniowym gronie. Co prawda, odróżnienie takiego na przykład igloo z dwunastoma od tego z trzynastoma kulkami nie jest wcale takie proste, jakby się mogło wydawać, ale też dzięki temu dzieciaki właśnie mają szanse ze starszymi graczami. Gra odwołuje się do sprawności zmysłów, a nie do wiedzy albo intelektu. I dobrze. Gry rodzinne, czy po prostu gry kierowane do szerszej wiekowo grupy, takie właśnie powinny być. Ja na przykład przyznam bez żenady, że regularnie ogrywają mnie w Igloo Pop czwarto- i piątoklasiści z naszego szkolnego klubu planszówkowego. I co ciekawe, okazuje się, że ci czwarto- i piątoklasiści wyrobili sobie swoje własne metody. Jedni grają zachowawczo, ostrożnie wybierając tylko te igloo, które potrafią już do tej pory rozpoznawać dość sprawnie po ciężarze i dźwięku. Pozostałe odkładają od razu z powrotem do wioski. Inni układają po dwa swoje igloo na jednej karcie, licząc na to, że co najmniej jednym trafią w wartość na karcie. Są tacy, którzy raczej koncentrują się na zdobywaniu kart, inni lubią też polować na monety innych graczy.
Oprócz tych wszystkich wspomnianych tutaj strategii potencjalnie skuteczna jest też jedna, która niestety lekkim cieniem kładzie się na sam pomysł zabawy. Ponieważ jako punkty liczą się także własne monety gracza, to teoretycznie możliwe jest zwycięstwo w Igloo Pop bez dotknięcia choćby jednego igloo. Mało prawdopodobne i dość ryzykowne, prawda, ale jeśli ktoś bardziej obyty z igloo miałby grać z gromadą zupełnych świeżaków, którzy myląc się częściej niż trafiając, szybko straciliby swoje monety, nie zdobywając wielu punktów w kartach czy monetach złupionych innym graczom – to cóż, wykluczyć się takiego zwycięstwa nie da. Szczęśliwie nie widziałem, żeby ktokolwiek próbował w ten sposób grać, sam się też o to nie pokusiłem, bo w końcu nie siada się do gry, żeby ją innym psuć. Pozostawiam więc tę refleksję w postaci hipotezy. Za to – i to akurat będzie konkret – od razu rzuciła mi się w oczy dziwna zasada wynikająca z instrukcji, która graczowi zdobywającemu kartę pozwala odzyskać nie tylko monetę z igloo, którym tę kartę zdobył, ale także monetę z innego igloo, które wprawdzie także stało na tej samej karcie, ale zawartością nie przystawało do wartości na karcie. To wyraźnie psuło grę. Jak się okazało w polskiej instrukcji w miejscu wyjaśniającym podliczanie punktów w takiej sytuacji brakuje jednego zdania: „Monety z igloo, które gracz sam ustawił nieprawidłowo, odkłada się z powrotem do pudełka”. Co jeszcze bardziej ciekawe, tego samego zdania brakuje w instrukcji angielskiej, według której G3 przygotowało instrukcję na nasz rynek. W oryginalnej, niemieckiej instrukcji to uściślenie istnieje. Oczywiście bardzo łatwo ten błąd wychwycić i przywrócić grze zamierzony przez autorów charakter, niemniej jednak instrukcja powinna być kompletna.
Na koniec zostawiłem sobie fragment, który zwykle w recenzji pojawia się gdzieś na jej początku, czyli kilka słów o wykonaniu gry. Bo i zresztą nie o wykonaniu chcę tak naprawdę mówić, to akurat jest w Igloo Pop w zasadzie bez zarzutu. Komuś oczywiście może przeszkadzać, że przed grą trzeba najpierw złożyć spód igloo z kopułą, umieściwszy przedtem w środku odliczoną odpowiednio liczbę kulek, a po zatrzaśnięciu obu plastikowych elementów nakleić na spód naklejkę z liczbą. Komuś może, szczególnie jeśli jest tak niegramotny jak ja. Ale tu akurat zaliczam się raczej do wyjątków. Większość z większym zainteresowaniem zwróci uwagę na zaskakująco niską cenę Igloo Pop. Nieco ponad 40 złotych dla świetnie wykonanej i ładnie zilustrowanej, a do tego grywalnej gry rodzinnej, to po prostu świetna oferta. Zupełnie się nie zdziwiłem, gdy usłyszałem wczoraj od przedstawiciela G3, że gra schodzi im jak przysłowiowa woda. Nieco ponad 40 złotych i to poziom cenowy osiągnięty bez żadnej szkody dla klienta… G3 użyło po prostu oryginalnych niemieckich komponentów gry, dodrukowało kolorową polską instrukcję, a na pudełko nakleiło polski tył (gdybym nie wiedział, pewnie bym nie zwrócił uwagi, że to naklejka) – w efekcie otrzymało produkt w zachodniej jakości i bardzo polskiej cenie. Ja wprawdzie nie traktuję moich recenzji jako rekomendacji zakupu, nawet jeśli gra wypada w mojej ocenie świetnie – tym razem jednak, cóż, głupi by tylko nie napisał: Jeśli szukasz, taniej, szybkiej, łatwej i przyzwoitej gry rodzinnej to Igloo Pop jest jak znalazł.
za udostępnienie egzemplarza gry do recenzji.
ocena ogólna: 7/10
losowość: 4/10
interakcja: 7/10
wykonanie gry: 10/10
stosunek cena do jakości: 10/10 (Dragonus.pl 38,90 zł, Gryplanszowe.pl & Rebel.pl 42,00 zł)
moja ocena dla „Igloo Pop” w serwisie BGG: 6
Podstawowe informacje o grze:
tytuł: Igloo Pop
Liczba graczy: 2- 6
Wiek: od 7 lat
Czas gry: 15 -20 min
Wydawca: G3/Zoch/Gigamic
Projektanci: Heinz Meister, Klaus Zoch
Instrukcja: polska
Zawartość pudełka:
* 60 monet
* 90 szklanych kulek (+ zwykle kilka zapasowych)
* 12 igloo
* 12 naklejek z numerami 2 -13
* 33 karty
* instrukcja
Igloo Pop na BGG
Dobra recenzja, szczególnie daje do myślenia wstęp o 'przedmowach’ do gier.
Co do Igloo Pop – grałem w tę grę parę razy i muszę przyznać, że niestety odezwała się we mnie chęć zwycięstwa i naturalna przebiegłość i mam niezawodną(3 partie z rzędu wygrane tym sposobem) taktykę:
Umiem bez problemu odgadnąć ilości 1, 2 i nieraz 3(każdy po pierwszej rozgrywce to potrafi), dlatego szukam tylko tych igloo i je obstawiam, jeśli się da. Jeśli nie, to wolę przeczekać kolejkę niż ryzykować(czyli w moim przypadku prawie na pewno przegrać) utratę żetonu na rzecz innych graczy. Od momentu, w którym obrałem tę taktykę gra ta nie dostarcza mi żadnych emocji, oprócz normalnego zadowolenia ze zwycięstwa.
Na pewno jej nie kupię, chociaż przydałaby mi się niejednokrotnie.
Wookie – to wprowadź sobie sam homerulesa, że po obstawieniu iglo z 1/2/3 kulkami następne iglo musi mieć więcej kulek (a jak trafiasz na mniej, to czekasz).
Po co samemu sobie psuć zabawę – tak jak w recenzji JEST napisane :)
dobra recenzja
Browarion