Niezłe ciacho
Dziś coś dla fanów niegłupiej prostoty: Opowiem Wam o grze Niezłe ciacho, czyli wybierzemy się do cukierni po jak najlepsze zestawy wypieków. Pączki, donuty i takie tam. Wśród tych takich tam, obok pączka-zombi, także kawa, a nawet bekon – wszystko razem hurtem określane mianem ciastek (sic!). Najwidoczniej według autora czy wydawcy nie musi być do bólu logicznie. Skoro przede wszystkim będzie zabawnie…
Na pewno za to, jak to u Naszej Księgarni, musi być ładnie zilustrowane. Już pudełko przyciąga grafiką okładki. A w środku jest tylko lepiej: Cały asortyment na kartach ciastek słodyczy się do nas. Przyjemnie łechcą oczy także żetony cukierni i odpowiadające tym cukierniom karty, za pomocą których będziemy wskazywać, gdzie ustawimy się po zakupy. Ogólnie Niezłe ciacho wypada w tym względzie bardzo sympatycznie. Tym bardziej, że i jakość wydania stoi na wysokim poziomie. Nawet instrukcja – poza tym dziwnym dla mnie „uciastkowieniem” bekonu czy kawy albo mleka – ładnie się broni, bo tłumaczy zasady czytelnie i przystępnie.
Jak się w taką prostą grę gra? Na stole kładziecie żetony cukierni – zawsze o jeden więcej niż graczy. (A grać można aż w 6 osób!) Każdy dostaje komplet kart odpowiadających numerom cukierni. Karty z różnorodnym asortymentem cukierenek tasujecie i układacie jako zakrytą talię – ten stos nazywa się fabryką ciastek. Z owej fabryki dobieracie karty i układacie je jedna po drugiej: pod cukiernią numer 1, cukiernią numer 2, itd. I… tyle przygotowań – możecie już zacząć swoją pierwszą rundę gry.
Każdy Was wybiera z ręki jedną kartę cukierni i kładzie ją zakrytą przed sobą. Następnie odsłaniacie je jednocześnie i sprawdzacie, do jakiej cukierni wybrali się poszczególni gracze. Jeśli kartę którejś cukierenki zagrała tylko jedna osoba, wtedy zabiera ona leżącą pod nią kartę ciastka i kładzie przed sobą. Jeśli dwóch lub więcej graczy połasiło się na tę samą kartę – karty ciastka nie dostaje nikt; odkładacie ją na stos kart odrzuconych – zwany w tej grze chłodnią. W przypadku, gdy nikt nie wybrał jakiejś cukierni, karta leżąca pod nią, zostaje tam na kolejną rundę.
Uzupełniacie puste cukiernie nowymi kartami i zaczynacie kolejną rundę. Gracie tak długo, aż w fabryce ciastek będzie zbyt mało kart, by dołożyć je pod wszystkie puste żetony. Wtedy podliczacie punkty za zdobyte karty i w ten sposób ustalacie zwycięzcę.
Tyle główna, powiedzmy „zewnętrzna”, rama gry. Bo na szczęście Niezłe ciacho to nie tylko to, co powyżej. Na szczęście – mimo prostoty zasad – znajdziemy tu też odpowiednią głębię rozgrywki. Jak na karciankę przystało – cały urok Niezłego ciacha tkwi w treściach kart właśnie. To one przynoszą lub odejmują nam punkty, bezpośrednio lub przez wzajemne powiązania między sobą. Niektóre karty po prostu bierzecie i nic się więcej nie dzieje, bo dają na przykład od razu konkretną liczbę punktów, albo zbieracie je w większe zestawy takich samych ciastek i wtedy – według zamieszczonej na nich tabelki albo innych oznaczeń – gwarantują Wam odpowiednią liczbę punktów na konie gry. Są jednak i karty, z którymi wiążą się natychmiastowe akcje. W ich doborze pomysłowość autora gry, Zachary’ego Eagle’a też była spora. Czasami coś usuwacie z cukierenek, innym razem karta pozwala zmienić stan posiadania graczy – bo ktoś coś musi albo może oddać, musi albo może wymienić jakąś kartę z kimś, względnie ktoś coś może sobie dobrać – z fabryki ciastek czy chłodni.
W sumie rodzajów tych kart w grze jest niemal 30. Pojawiają się oczywiście w losowej kolejności. Wraz z innymi kartami w grze tworzą wzajemne zależności, wzmacniają je, osłabiają, pozwalają graczom o siebie konkurować czy zagrywać przeciwko innym kartom. To wszystko sprawia, że każda partia jest odmienna. I nawet jeśli po kilku rozgrywkach lepiej niż na początku wiecie, jakie karty opłaca się łączyć z jakimi, to pozostali współgracze wiedzą to również. Dzięki temu gra staje się też z czasem bardziej wymagająca, a jednocześnie możecie coraz mocniej akcentować w swojej taktyce ten od początku obecny w grze aspekt psychologiczny – to dążenie do przewidzenia, na czym może zależeć innym, jaką kartę cukierni zagrają…
Ja osobiście nie przepadam za zagrywaniem kart w ciemno, bo nie lubię mieć wrażenia nieskuteczności działań. Tu rzeczywiście podobne emocje się czasami pojawiają, ale też każdy rozumie, że to jest po prostu charakter tej gry – między innymi w ten właśnie sposób próbuje nas ona bawić i zaskakiwać.
Tak czy siak, do Niezłego ciacha musiałem się chwilę przekonywać. Mój odbiór tej gry miał trzy etapy. Najpierw byłem z lekka rozczarowany. Potem dostrzegłem sens w zdobywaniu kart i łączeniu ich w możliwie najbardziej punktowany zestaw. Ten etap przeżywania gry był najciekawszy. Szczególnie, gdy przeciwnicy okazywali się gotowi do gry nad stołem – z całym tym blefowaniem, przekomarzaniem się, pełnymi emocji emanacjami radości i zawodów z powodu efektów podziału kart. Na koniec jednak przyszło znużenie grą, bo ta stała się dla mnie zbyt monotonna i na dłuższą metę zbyt mało sterowalna – właśnie z powodu zaproponowanego w niej sposobu zdobywania kart, który ja wciąż odbieram jako dość przypadkowy. Bo przecież to nie jest mechanizm idealny, w sumie można by zagrywać cokolwiek w ciemno – da się w ten tytuł grać i w ten sposób. Dobrze, że graczom z reguły po prostu zależy, bo i w sam cel grania w Niezłe ciacho jest wbudowana przyjemność z zestawiania kart i ich funkcji, odkrywania sposobów na gromadzenie punktów czy z korzystania z okazji, gdy można nieco pokrzyżować szyki przeciwnikom.
Niezłe ciacho sprawdzi się najlepiej w rozgrywkach rodzinnych, gdzie potrzeba kontroli nad tym, co się dzieje na stole, nie wybija się tak wyraźnie na pierwszy plan. Przy tej grze najważniejsza będzie zabawa, reszta to możliwość taktycznego zdobywania kart zgrabnie dosztukowana pozorem. Albo upatrzoną kartę otrzymasz, albo nie. Albo przewidzisz, co zamierzają przeciwnicy, albo nie trafisz. Natomiast nieważne jak się potoczy runda, tragedii nie ma. Bo w każdym z tych przypadków dzieje się coś interesującego, w tym przynajmniej sensie, że ktoś coś zyskuje, ktoś coś traci, ktoś wychodzi z pustymi rękoma. Aranżujcie się z tym, co uda się chapnąć z cukierni. Gdy się nie uda, możecie próbować zmodyfikować plan kolekcjonowania kart ciastek. Na tyle, na ile się okaże możliwe przy mniej lub bardziej przypadkowych zagraniach współgraczy. Na koniec punktacja powie, jak bardzo się Wam (nie)udało.
Jeśli lubicie takie lekkie, przyjemne, nieprzemęczające gry z lekko imprezowym sznytem, wtedy Niezłe ciacho powinno się u Was przyjąć. Spora część moich znajomych szczerze tę grę polubiło i chętnie do niej wraca. Zagryzają te pączki bekonem nawet kilka razy pod rząd. I jakoś nie wygląda na to, że szybko im się znudzi.
Dziękuję wydawnictwu Nasza Księgarnia
za udostępnienie egzemplarza gry do recenzji
Punktometr Zagramy: 7/10
Podstawowe informacje o grze:
Tytuł: Niezłe ciacho
Liczba graczy: 2 – 6
Wiek: od 8 lat
Czas gry: ok. 20 min
Wydawca: Nasza Księgarnia
Projektant: Zachary Eagle
Instrukcja: polska
cena w sklepach: ok. 35 zł