Zamki z piasku
Sezon na gry… sezonowe
W wakacje szczególnie ciepło polecają się gry o tematyce wiadomej. Wystarczy się przyjrzeć, aby spostrzec, że większość wydawców z roku na rok coraz wyraźniej myśli już w kategoriach “produktów sezonowych”. Takie gry przykrojone tematyką do specyficznych potrzeb i oczekiwań graczy wybierających się w różnego rodzaju bliższe i dalsze wojaże łatwo zresztą odróżnić od reszty – czy to w kontekście formy, czy też treści. To wszelkiego rodzaju “gry do plecaka”. Gry kompaktowe, proste, łatwe, niezobowiązujące. I oczywiście gry, których tematyka styka się z wakacyjnymi realiami i sceneriami.
Nie inaczej rzecz się ma z wakacyjną nowością z programu Trefl Joker Line. Zamki z piasku tematyzują się same przez siebie – swoim tytułem. Gracze starają się tu budować jak najcenniejsze piaskowe budowle, a jednocześnie atakują zamki przeciwników – próbując pokrzyżować ich plany.
Prosta, łatwa i przyjemna… w sposób specyficzny
Zasady rozgrywki nie są specjalnie skomplikowane. W końcu Zamki z piasku chcą uchodzić za „grę rodzinną nie tylko na plażę”, a takie muszą być przystępne i dla 6-letniego Jasia i dla 86-letniej babci Stasi mile prażących się w skwierczącym słońcu. I rzeczywiście takie są, nawet jeśli z początku babcia Stasia jęknie przerażona migającą jej przed oczyma różnorodnością kart, a 6-letni Jaś będzie potrzebował chwili, żeby zorientować się, jak sprawnie zdobywać bonusy.
Jak wiadomo, do rodziny trzeba mieć nieco cierpliwości. Przy wprowadzaniu jej w świat planszówek także. Zamki z piasku – przy okazji rodzinnego wyjazdu – mogą się stać dobrą okazję ku temu właśnie. Warto natomiast na start uprzedzić wszystkich, że to nie jest żadna z tych słodko-gładko-cieknących grajeczek. Mówiąc dosadnie: Zamki z piasku łączą grę kafelkową z… grą bitewną. Jeśli oczywiście grę w papier-nożyce-kamień można nazwać najprostszym bitewniakiem świata.
Boicie się gry z nietajoną negatywną interakcją? Boicie się płaczu okradanych z kart zamku dzieci? Ejże. Nie bądźcie mięczakami. Zresztą, zapewniam: Dzieciaki nie pozostaną Wam dłużne. Skroją Wam zamek z uśmiechem satysfakcji przenikającym przez ledwie otarte łzy.
Tak, wiem. Mniej słów więcej, treści. Zmierzam do sedna.
Rozgrywka w Zamki z piasku
Jak się w tę grę gra? O wariantach wspomnę później, tu zasady podstawowe – dla rozgrywki w gronie 3 do 5 osób. W swojej turze gracz zagrywa kartę z ręki i:
- Jeśli jest to karta z fragmentem zamku, kładzie ją przed sobą, dokładając do już rozpoczętej budowli lub rozpoczynając nową. Przy budowaniu musimy przestrzegać kilku zaledwie reguł: Kontynuujemy mury, raz położonych kart nie wolno przekładać, nie wolno łączyć zamków, ani rozdzielać żadnego na części, zaś karty układamy jedne obok drugich – z wyjątkiem mew, które można kłaść na dowolne elementy, tworząc wieże. Nie ma za to w ogóle limitu liczby zamków, jakie buduje na raz gracz – budowanie kilku może być nawet dobrą strategią, ale też nie warto się zbytnio rozmieniać na drobne, bo punkty przynoszą nam tylko zamki ukończone.
- Jeśli gracz zagrywa kartę ataku, kładzie ją na kartę w zamku dowolnego przeciwnika. Tu wchodzi wspomniany wyżej mechanizm wzięty z gry papier-nożyce-kamień. Karty zamku mają różne elementy – kraba, mewę, wiaderko. Karty ataku – także. Chcąc ukraść przeciwnikowi i przełożyć do swojego zamku upatrzony element, zagrywamy odpowiednio: mewę na element z krabem, kraba na element z wiaderkiem, wiaderko na element z mewą.
Takie ataki bywają emocjonujące: Przeciwnik – o ile tylko ma odpowiednie karty na ręce i chce ich użyć – może bronić się, kontratakując. Na tej samej zasadzie papier-nożyce-kamień – zagraną kartę ataku z mewą może skontrować kartą ataku z wiaderkiem. Atakujący może potem znowu skontrować kontrę itd, aż do nieuchronnego rozstrzygnięcia. Udany atak pozwala powiększyć swój zamek kosztem pokonanego. Ale ważniejsze jest chyba to, że po każdej walce jej zwycięzca zatrzymuje wszystkie zagrane karty ataku – jako punkty na koniec gry. Ogólnie – opłaca się nie przegrywać.
- Trzecia z możliwych akcji, to po prostu zamiana jednej z kart z ręki z kartą z wierzchu stosu do dobierania.
Na końcu tury gracz – jeśli jest taka potrzeba – dobiera karty, tak aby mieć ich znów trzy na ręce. Dobierać można z zakrytego stosu albo z puli, tzw. plaży, na której leżą zawsze trzy odkryte karty.
Koniec tury to niekiedy także moment podliczania ukończonego zamku gracza. W takim momencie gracz zbiera karty tworzące ten zamek i odkłada je na bok – ostatecznie każda z nich będzie się liczyła jako 1 punkt.
Już na początku rozgrywki zorientujecie się jednak, że ciułanie po 1 punkcie za kartę z ukończonego zamku, a nawet po 1 punkcie za każdą kartę ataku z wygranej walki – niekoniecznie może wystarczyć do zwycięstwa. W Zamkach z piasku bardzo rozsądnie jest grać na bonusy. Tych mamy w grze 4 rodzaje. Karty bonusów za zawartość wskazują nam, ile i jakich elementów musimy mieć w zamku, żeby taką odkrytą właśnie kartę zdobyć. Bonusy za kształt przedstawiają aktualnie punktowane kształty zamku. Poza tym są też dwa bonusy przechodnie – bonus za wielkość zamku i za najwyższą wieżę. Ten pierwszy premiuje zamki z piasku złożone z jak największej liczby kart, ten drugi odnosi się do wież tworzonych z układanych na innych kartach kart mew. Podobnie jak w Catanie, gracz, który przebija poprzednika (a tu także samego siebie) przejmuje kartę bonusową, zaznaczając na niej odpowiadającą danemu osiągnięciu liczbę punktów.
Gra kończy się w momencie, gdy któryś z graczy dobierze wtasowaną w ostatnie – zależnie od liczby graczy – 5 lub 10 kart kartę Wielkiej Fali. Pozostali gracze mają jeszcze po jednej turze, po czym zliczamy zebrane karty i zdobyte bonusy.
Gra rodzinna, a co to znaczy – czyli o wrażeniach
Jakie wrażenia pozostawia po sobie rozgrywka w Zamki z piasku? Powiem szczerze, że to chyba zależy od tego, czego po grze oczekujecie i na co się nastawiacie. A jeszcze bardzie, czy gra toczy się w gronie dzieci, dzieci z dorosłymi czy samych dorosłych.
Subiektywnie odczuwając, granie z dziećmi służy grze bardziej, niż rozgrywka w gronie samych dorosłych. W tym ostatnim przypadku charakter gry potrafi się mocniej odkleić od jej mechaniki. Co bardziej wybredni mogą nawet próbować okrzyknąć Zamki z piasku samograjem. Jak mawiał klasyk „każdemu wolno”.
Obiektywnie patrząc gra ma – w odniesieniu do swojej mechaniki i gatunku – kilka niewątpliwych zalet, ale też kilka mankamentów.
Lekkość rozgrywki, ten fakt, że nie jesteśmy przeciążani żadnymi dramatycznymi wyborami – można zaliczyć Zamkom z piasku na plus. W sumie pogramy równie dobrze ot tak przed siebie, co na pewno docenią początkujący gracze. Oczywiście, kilka decyzji (Co zagrać? do i skąd dobrać? Jak budować?) – przyjęta przez autora mechanika gry nam pozostawia. I to dobrze, szczególnie w kontekście grania z dziećmi, bo warto, żeby gry uczyły myślenia.
Mimo to – i to warto rozumieć – nie mamy pełnej kontroli nad tym, co się dzieje przy stole. Całość jest losowa już przez metodę dystrybucji kart, a wrażenie przypadkowości losów partii potęgują jeszcze kaprysy graczy, bo nic ich nie zmusza do grania racjonalnie, do przytępiania przewagi lidera. Zdarza się często, że dwóch się bije, a trzeci korzysta. Albo o szansach któregoś graczy na skompletowanie zamku decyduje sympatia innego. Osobiście nie takie cechy lubię w grach. Aczkolwiek rodzice co bardziej nieumiejących jeszcze przegrywać dzieci mogą ten rys wykorzystać do dyskretnego dawania forów swoim pociechom. Ich przemyśleniom zostawiam, na ile to na dłuższą metę wychowawcze…
Przyglądając się zestawieniu talii w różnych wariantach osobowych rozgrywki za zaletę uznamy dążenie autora do dobrego skalowania się tytułu. Przy mniejszej liczbie graczy odkładamy do pudełka część talii, przez co rozgrywka się nie dłuży. W zasadzie jednak zawsze najbardziej potrzebne nam elementy zamku – końcówki zamykające budowle stanowią element najbardziej deficytowy. W efekcie nigdy nie jesteśmy pewni, czy obrana strategia budowania ma szansę się sprawdzić. Może i ten zabieg miał stworzyć efekt krótkiej kołderki, niestety w niektórych przypadkach potrafi zirytować – i dzieci i dorosłych.
To co się dzieje przy stole wydaje się mało sterowalne – a im więcej graczy, tym większe wrażenie przypadkowości. To widać też po wynikach punktowych. A z nich wyłaniają się nieraz bardzo duże rozstrzały. Ot, choćby ostatnia partia trzyosobowa przed napisaniem tej recenzji: wyniki 27 -22 -5. Na szczęście aż takie ekstremum to raczej wyjątek niż reguła. Ale z takimi mniej więcej dziesięciopunktowymi różnicami można się zwykle liczyć – głównie za sprawą bonusów, tym bardziej, że tych w sprzyjających okolicznościach można zdobyć za jednym zamachem kilka, np, jeden z zawartość, jeden za kształt i ten za wielkość zamku. Spotkaliśmy się z sytuacjami, że jeden z graczy wysunął się na pozycję lidera już w trakcie rozgrywki i nijak nie dało się go dogonić. Takie partie rozstrzygnięte jeszcze przed ich końcem nieszczególnie cieszą.
Najlepiej w kontekście potrzeb osób ceniących sobie poczucie, że coś naprawdę znaczą w grze, wypada bodajże wariant dwuosobowy – w którym budujemy zamek swój i wspólny, a atakujemy wspólny lub przeciwnika. Natomiast reguła mówiąca, że w turze zagrywamy tu koniecznie albo dwie karty budowy albo dwie karty ataku, tworzy z tego pomysłu koncept dość sztuczny. Bo tam, gdzie w sposób mniej lub bardziej losowy nie trafiły nam na rękę potrzebne akurat do zagrania tych akcji karty, zmuszeni jesteśmy do wymieniania ręki z talią. A dzieje się to całkiem często – z powodów czysto losowych, a nie przez nasze decyzje.
Amatorzy grania w pojedynkę docenią zapewne, że Zamki z piasku posiadają wariant solo. Ma on charakter wyzwania rzucanego grze. Staramy się zdobyć 4 losowo dobrane bonusy, zanim wyczerpie się talia. Ten wariant funkcjonuje nieźle – zresztą bardzo organicznie wynika z podstawowych zasad gry. Niezbyt organicznie natomiast został rozpisany w instrukcji – odnośny fragment skrzeczy albo zbytnim skrótem myślowym, albo brakiem rozdzielenia treści na akapity. Zresztą i gdzie indziej znalazło się w instrukcji niedopowiedzenie. Nie zostało na przykład napisane wprost, jak liczyć bonusy za zwartość czy za największy zamek z piasku w sytuacji, gdy zamykamy zamek z wieżą. Nic gorszego, jak spory graczy o zasady, których nie da się rozstrzygnąć z instrukcją w dłoni.
W kwestii oceny wykonania – myślę, że na pewno spodobają się Wam grafiki. Dla mnie jako recenzenta, jeszcze ważniejsze jest, że wszystko w tej grze jest czytelne i konsekwentnie rozplanowane. Dobrym pomysłem było wykorzystanie w tej de facto kafelkowej grze kart zamiast kafelków. Tasowanie nie sprawia dzięki temu żadnego problemu. Niestety szybko zauważycie też, że rodzaj kartonu, z których te karty zostały wykonane nie jest jakiejś szczególnej jakości, co widać po szybko obłupujących się brzegach. Tylko, że za całością kryje się to magiczne słowo – kalkulacja. Zamki z piasku możecie kupić za jakieś 35-45 złotych. Z lepszej jakości kartami kosztowałyby dwa a może trzy razy więcej. Tak szczerze, zapłacilibyście tyle za grę o tematyce tak wyraźnie sezonowej? Wzięlibyście tak drogą grę ze sobą na wakacje? Na plażę, nad jezioro, na kocyk? Mi by było szkoda. Nie żebym bronił kalkulacji wydawnictwa. No może trochę. Bo w przypadku tej gry wydaje mi się sensowna.
Refleksy refleksji
Docieramy do kluczowego, a podsumowującego pytania: Czy Zamki z piasku są grą dobrą czy złą? O to powinniśmy zapytać moich współgraczy. A ci podzielili się mniej więcej na połowę. Część – w tym także dorośli – zapałała do tego tytułu szczerą sympatią, zagrają chętnie, wręcz dopraszają się o kolejną partyjkę. Pozostali będą Zamków z piasku raczej unikali. Jak wszystko na świecie, także ta gra nie jest dla każdego. Ja na przykład niechętnie zagram w nią w gronie samych dorosłych – nawet na spotkaniach rodzinnych, bo na takie okazje są gry ciekawsze, bardziej sterowalne i sprawiedliwe dla wszystkich uczestniczących w zabawie. Dla rozgrywek z dziećmi, czy pomiędzy dziećmi Zamki z piasku – nawet jeśli moim zdaniem plasują się w przeciętnym rejestrze – nie są najgorszym wyborem. Mocno ograniczona sterowalność rozgrywką i spora jej losowość – o ile wszyscy ją zgodnie zaakceptujecie – wyrówna szansę najmłodszych z dorosłymi. Grunt, żeby nie grać o żadne złote kalesony, tylko grać dla samej przyjemności grania. Zamki z piasku mają coś z filmu drogi, bo i tu puenta rozgrywki zaznacza się co najwyżej zdawkowo.
Negatywnej interakcji w Zamkach z piasku jest sporo, co powtórzę chętnie, bo o tym koniecznie musicie wiedzieć i pamiętać. Ale przy tym poziomie losowości jest to też mieczyk obosieczny i dzieci raczej szybko się z taką interakcją godzą, jeśli widzą, że lekką przykrość ze straty jakiegoś fragmentu zamku mogą sobie zaraz radośnie powetować – odpłacając mamie czy tacie pięknym za nadobne.
I jeszcze na sam koniec: Gdybyście chcieli zagrać na plaży, weźcie duży kocyk. Zamki z piasku są grą wakacyjną swoim tematem, ale kompaktowe są co najwyżej pudełkiem, które do plecaka czy torby upchniecie. Sama gra potrzebuje sporo miejsca.
Dziękuję wydawnictwu Fabryka Kart Trefl -Kraków
za nadesłanie egzemplarza gry
Punktometr Zagramy: Zamki z piasku 6/10
Podstawowe informacje o grze:
Tytuł: Zamki z piasku
Liczba graczy: 1 – 5
Wiek: od 6 lat
Czas gry: ok. 30 min
Wydawca: Fabryka Kart Trefl-Kraków
Projektanci: Andrew Harman
Instrukcja: polska
cena w sklepach: ok. 40 zł