Calico (recenzja)
W Calico zajmujemy się szyciem patchworkowego kocyka dla kotów. Dobieramy skrawki materiałów, starając się przy tym uwzględnić upodobania kocich milusińskich – bo jak wiadomo, każdy kociarz i każda kociara zna duszę swego zwierzęcia lepiej od swojej własnej. Punkty zdobywamy za fragmenty kocyka w ulubionych wzorach danego kota, za kolorowe guziki, które doszyjemy do naszego patchworka i za realizację zadań z tzw. kafelków projektu.
Dla wszystkich, czyli dla kogo
Calico jest grą kafelkową, logiczną i w swoim fundamencie grą abstrakcyjną. Podobnie jednak jak i inne gry tego gatunku, które już przy pierwszej rozgrywce przychodzą nam na myśl – Azul, Patchwork czy Sagrada – tak i Calico przybrano w temat, co czyni tę pozycję automatyczne propozycją wyraźnie przystępniejszą, atrakcyjną dla szerszego grona odbiorców.
Calico swoim tematem najszybciej trafi do miłośników kotów. Jest zresztą w jakimś sensie takim planszówkowym hommage dla tych zwierząt. Bo nie tylko stały się one bohaterami rozgrywki – uroczo zilustrowanymi na okładce, kaflach i żetonach kotów, ale także poświęcono im całe dwie strony w instrukcji. Znajdziecie tam zdjęcia i krótkie prezentacje wszystkich zwierząt, które z imienia pojawiają się w grze. Ta klamra między światem gry a realnym życiem, które dało inspirację dla tej planszówki, tchnie w całość specyficzne, przyjemne emocje. Lubimy opowieści, lubimy być wpuszczani do czyjegoś życia, choćby tylko na chwilę. A i dobrze jest, jeśli planszówki zaleczają nasze poczucie osamotnienia, w dzisiejszym świecie coraz częstsze.
Gry przeciw samotności
Myślę, że to ocieplające abstrakcyjny charakter gry kocie towarzystwo w tej planszówce działa na plus choćby i z tego powodu, że gra poza zasadami rozgrywki dla 2 – 4 osób, ma też tryb solo. Jakoś tak zawsze przyjemniej, jeśli już przyjdzie nam czymś zająć sobie czas, jeśli wchodzimy mimo wszystko w jakieś relacje, nawet takie wyimaginowane regułami gry. Gry planszowe jako dobro kultury mają taką samą siłę oddziaływania na nas i zmieniania nas, jak dobry film, dobra sztuka teatralna, dobra muzyka, obraz, książka. Jeśli tylko oczywiście mamy do czynienia z dobrą grą.
Calico ma wszystko, co czyni grę grą dobrą. Proste, spójne zasady, głębię rozgrywki odpowiednio wykorzystującą swój potencjał, piękną grafikę i świetne wykonanie. Przyjrzyjmy się teraz tym aspektom gry bliżej, choć niekoniecznie w tej kolejności, w jakiej je zasygnalizowałem.
Piękna, dobra gra
Zacznijmy od otworzenia pudełka z grą. Jest co podziwiać i czym cieszyć oczy. Wiele wydaje się ostatnio planszówek, nie wszystkie jednak cieszą taką bezkompromisową jakością wydania. Tu pojawia się wszędzie gruba tektura z płótnowanym wykończeniem. Do tego Calico to gra pięknie i czytelnie zilustrowana. Wszystkie elementy graficzne mają swój funkcjonalny sens. Bardzo przyjemnie zaskakują dwupoziomowe planszetki graczy. Ramka z fragmentów materiałów obejmuje obszar naszej gry, miejsce, które dopiero wypełnimy kafelkami.
Zgra(j)my w Calico
Jeśli chodzi o same zasady gry, to są one tak proste, jak tylko można by je sobie wyobrazić dla uzyskanego poziomu przyjemności z zabawy.
Zaczynamy z własną planszetką, na której układamy 3 z 6 kafelków projektu. Każdy projekt to potencjalna możliwość zdobycia na koniec gry całkiem sporej liczby punktów. Żeby je otrzymać, będziemy starali się otaczać te kafelki odpowiednimi kombinacjami skrawków materiału. Kafelek projektu ma zawsze dwie wartości. Większa z nich, to punkty, które otrzymamy, jeśli wymagania spełnimy zarówno w odniesieniu do kolorów jak i wzorów wykorzystanych materiałów.
Na boku stołu wykładamy trzy kafelki kotów – losowo lub wybrane wspólnie – a do każdego przydzielamy losowe dwa kafelki wzorów.
Każdy gracz losuje z woreczka dwa kafelki materiałów, a kolejne trzy układa się na środku stołu odkryte.
W swojej turze gracz wybiera potem jeden z kafelków materiału, który ma na ręce, dokłada go do swojej planszetki, a następnie uzupełnia rękę, dobierając któryś z trzech kafelków z odkrytej puli.
Za każdym razem, gdy doszywamy kolejny skrawek do kocyka, sprawdzamy, czy udało nam się zdobyć żeton kota i/lub żeton guzika.
Żeton kota otrzymujemy w momencie, gdy stworzyliśmy fragment kocyka o odpowiedniej wielkości lub w odpowiednim kształcie, wykorzystując do tego skrawki materiału w jednym z dwóch ulubionych wzorów danego zwierzęcia.
Żeton guzika możemy sobie przyszyć do kocyka, za każdym razem, gdy stworzymy kolorowy fragment z trzech lub więcej kafelków materiałów w jednym kolorze. Gdy doszyjemy guzik w szóstym kolorze, możemy sobie dodatkowo wziąć tęczowy guzik.
Gra kończy się, gdy wszyscy gracze zapełnią kafelkami swoje planszetki. Zliczamy sobie wtedy punkty za zrealizowane zadania z kafelków projektu, za żetony kotów (wedle wartości wskazanych na kafelkach kotów) oraz po 3 punkty za każdy guzik.
Gra solo
Rozgrywka solo przebiega bardzo podobnie jak gra wieloosobowa. Jedyna różnica polega na tym, że pula do dobierania zorganizowana jest w formie pasa transmisyjnego. Co rundę jeden z niewybranych kafelków jest więc odrzucany z gry.
Calico jeszcze inaczej
Ciekawą cechą Calico jest możliwość łatwego dostosowania rozgrywki do preferencji i potrzeb grających. Grę można sobie uprościć (na przykład rezygnując z kafelków projektów), a w grze dwuosobowej – uczynić mniej losową, a bardziej wyliczalną (przez usunięcie kafelków unikalnych). Instrukcja motywuje poza tym do swoistego challenge’. Możemy zaznaczać sobie kolejne osiągnięcia – czy to grając na zwykłych zasadach, czy utrudniając sobie rozgrywkę dodatkowymi regułami ograniczającymi. A już wisienką na torcie są scenariusze, które ustalają nam coraz to inne uwarunkowania i cele gry. Ta opcja jest dostępna także dla grających solo.
Wrażenia z gry
Granie w Calico kojarzy mi się z zadowoleniem i satysfakcją. Gra jest bardzo prosta konstrukcyjnie, a mimo to kondensacja wyzwań, jakie stawia przed graczem, czyni z niej tytuł bardzo regrywalny i angażujący. Wszyscy, którzy ze mną grali, kończyli zabawę z wypiekami na twarzy i zazwyczaj z ochotą na “jeszcze raz”.
Nie przeszkadzała nam niejaka losowość związana z losowaniem kafelków materiału – ta losowość jest wystarczająco dobrze oswojona. Nie przeszkadzały też nasze własne ograniczenia, początkowe niesprawności w optymalnym wykorzystywaniu kafelków zarówno w budowaniu wzoru jak i koloru. Z partii na partię coraz sprawniej nam ta sztuka wychodziła. Za to przede wszystkim bardzo podobała nam się spora regrywalność Calico. Dobieramy sobie 3 z 10 kotów, a każdy z dobranych może mieć za każdym razem inne ulubione wzory. A na własnej planszetce możemy walczyć za każdym razem o punkty pracując za każdym razem nad innym zestawem projektów.
Mówiąc wprost – bardzo się z Calico polubiliśmy i gra jest u nas mocną konkurencją dla innego kafelkowego abstraktu Lucky Duck Games, czyli gry Nova Luna.
(Źl/ż)e można grać dobrze
Gdy szykowałem się do recenzji Calico, nabyłem przekonania, że należy jej się ocena z najwyższych rejestrów. Wciąż tak myślę, bo gra jest genialna w tym, w czym najlepsze gry potrafią być genialne – w swojej prostocie.
A jednak…
Przyglądając się zdjęciom z rozgrywek, zamieszczanych przez grających w Calico, w tym i przez niektóre strony recenzenckie, zauważyłem, że ułożenia kotów na ich planszetkach przeczą zasadzie zawartej w instrukcji. Ta zasada – czytana tak, jak została zapisana i sformułowana (także w oryginalne angielskim) – zabrania punktowania sąsiadujących ze sobą obszarów w ulubionych wzorach tego samego kota. Część polskich graczy odczytywała instrukcję luzując to ograniczenie – uznawali, że wystarczy, żeby nie stykały się ze sobą obszary jednego wzoru.
Prawda bo nieprawda
Zmartwiło mnie to spostrzeżenie – skonsultowałem się z Lucky Duck Games, które skonsultowało sprawę z Alderac Entertaiment Group. Odpowiedź AEG potwierdzała moje zrozumienie zasady i jednocześnie przywracała Calico taki rys mocno niebagatelnej układanki. Zakaz stykania się na planszy obszarów tego samego kota wymusza bowiem dużo więcej główkowania, przydając Calico jeszcze większej głębi. Zresztą i ta reguła sama w sobie jest już dość nietypowa. A ja pasjami lubię oryginalne rozwiązania w grach.
Niestety okazało się, że pierwotny wydawca Calico, Flatout Games, jakimś niezrozumiałym dla mnie sposobem, co innego zapisał w swojej instrukcji, a co innego rozstrzyga w komunikacji z graczami. Wiele rzeczy już widziałem, ale z taką sytuacją spotykam się po raz pierwszy. Wygląda na to, że Flatout zawarło w instrukcji zasadę, która bardzo dobrze funkcjonuje w koncepcji gry, a potem zdecydowało się ją zanegować twierdzeniem, że obowiązującą powinna być raczej ta sproszczona wersja reguły.
W efekcie, jeśli ktoś umie czytać ze zrozumieniem – może poczuć się co najmniej głupio. A polska instrukcja po tej decyzji Flatout – nagle zawiera błąd. Ja zaś od kilku dni nie wiem, według jakiego stanu rzeczy oceniać Calico.
Brońcie zasad
Myślę, że najlepiej będzie, jeśli postąpię tak, jak praktykuję od dawna – ocenię grę na podstawie tego, co mam w pudełku. Zwykle to działało na niekorzyść wydawcy, bo co takiemu klientowi po wiedzy, że coś zostanie poprawione dopiero w dodruku. W tym wypadku – paradoksalnie – Calico na tym zyskuje. Kolejne dodruki gry – ze zmienioną zasadą – będą się grały już nieco inaczej. Oczywiście łatwiej – ale też siłą rzeczy z innymi wrażeniami przy punktowaniu kotami. To wciąż absolutnie nie psuje gry, ale czyni ją taką lekko… mniej niezwykłą. Bardziej typową.
Myślę, że Flatout w ogóle źle podeszło do sprawy. Instrukcja w tej wersji, jaką nadano jej przy wydaniu, całkowicie się broni. Nawet jeśli ktoś z Flatout zmienił potem zdanie co do zasad albo po prostu – słuchając feedbacku – postanowiono przychylić się do życzenia tych graczy, którzy wolą łatwiej, można to było rozstrzygnąć inaczej. Gra spokojnie mogła ewoluować bez takiego zamieszania wokół swoich zasad. Przykładów ewolucji reguł mamy w historii planszówek aż nadto.
Mi tej oryginalnej zasady Calico szkoda – przydaje specyficznego rozgorączkowania rozgrywce, które my bardzo doceniamy. Planszetka staje się ciaśniejsza. Koty są nagle takie, jakie są koty. Wybredne.
Prawdopodobnie Lucky Duck Games jako licencjobiorca nie ma nawet możliwości ingerowania w kształt zasad gry, ale może chociaż udałoby się wywalczyć, żeby taki sposób punktowania kota został zapisany jako wariant rozgrywki.
Calico – wydanie pierwsze
Niezależnie od tego, jak sobie przy przyszłych dodrukach ustalą sprawy Flatout, AEC i Lucky Duck Games, Calico pozostanie na szczęście świetną grą. Bo też nikt rozsądny nie będzie twierdził, że modyfikacja jednej zasady dotyczącej de facto punktowania działań graczy zmieni coś w grze diametralnie. To raczej kwestia kosmetyki, szczegółów, przesunięcia akcentu.
Przy okazji może instrukcja pozbędzie się tych swoich, nielicznych na szczęście nieprecyzyjności czy luk. Daremnie na przykład próbowaliśmy dociec, w jaki sposób planszetki są “dwustronne” (oryg. Dual-layer). Przy dyskusji na temat zasad gry wyszło też, że nie regulują one przypadków, gdy gracz połączy kafelkiem dwa zapunktowane już wcześniej obszary. (Dopytywaliśmy: nie usuwajcie żadnych żetonów!)
W pewnym sensie – jeśli załapaliście się jeszcze na pierwszą edycję Calico, to macie w domu grę, która już w przyszłym dodruku nie będzie taka sama. (Jeśli takie smaczki mają dla Was w ogóle jakiekolwiek znaczenie.)
Tak czy siak, ja Wam Calico polecam. Z dala od dyskusji o reguły i o rozstrzyganie, kto umie czytać po polsku (czy po angielsku) – to jest po prostu udana, bardzo przyjemna, ciepła, piękna i mądra gra. Oczy się sycą, mózg pracuje, a radości przy stole – wiele.
Dziękuję wydawnictwu Lucky Duck Games
za udostępnienie egzemplarza gry do recenzji
Punktometr Zagramy
Calico 9,5/10
Podstawowe informacje o grze:
Tytuł: Calico
Liczba graczy: 1-4
Wiek: od 13 lat
Czas gry: 30 – 45 min
Wydawca: Lucky Duck Games
Projektanci: Kevin Russ
Język: polski