Mamma mia! (wrażenia)
Ani chybi w Mamma mia! już kiedyś grałem, tylko widać nie na swoim egzemplarzu, bo się okazało, że karty jeszcze miałem zafoliowane. A akurat szykowałem się do recenzji Gry z jajem, która z Mamma mia! ma jakieś tam odległe (w większości naciągane) podobieństwa. I pomyślałem sobie, jak mam pisać o grze, która wymaga zapamiętywania kart dołożonych do stosu, to się cofnę te już ponad 20 lat wstecz i sobie odświeżę przykurzone emocje. Ot tak, żeby mieć szerszy fundament.
Mamma mia! to wciąż solidna gra bazująca na mechanice memory, ale jeśli chodzi o całą resztę, to okazało się, że z Grą z jajem nie ma już aż tak wiele wspólnego. Obie realizują się przede wszystkim zupełnie innych obszarach. Mamma mia! dekonstruuje koncept zbierania zestawów, Gra z jajem integruje elementy gry logicznej z grą na refleks. Z tego powodu mają zupełnie inną, inaczej zaakcentowaną dynamikę. Okazało się, że bardziej podoba mi się obecnie dynamika Gry z jajem, ale… spotkanie z taką babinką gatunku jak Mamma mia! nie było wcale czasem straconym.
Rzut okiem na grę
W Mamma mia! bawimy się w wypiekanie pizz. W swojej turze dorzucamy jeden lub więcej składników jednego rodzaju „do pieca”, czyli na wspólny stos kart, a na koniec tej tury możemy dołożyć tam także jedną kartę zamówienia. Potem dobieramy w dowolnej kombinacji karty składników i karty zamówień, uzupełniając rękę do 6 kart.
W momencie gdy dobieramy karty składników i odkryjemy kartę Mamma mia!, „otwieramy piec”, to znaczy sortujemy kolejne karty ze wspólnego stosu według składników, a gdy docieramy do karty zamówienia danego gracza, sprawdzamy, czy w piecu jest wystarczająco dużo składników, żeby je zrealizować. Ewentualne brakujące gracz może dorzucić teraz z ręki – jeśli je ma.
Zrealizowane karty zamówień to punkty gracza. Niezrealizowane trafiają na spód jego stosu kart zamówień.
Składniki wykorzystane do realizacji zamówienia oczywiście usuwa się z pieca. Reszta zostaje na kolejną rundę.
Gramy takie trzy rundy, czyli wyjmujemy pizze z pieca w trakcie gry trzy razy. Kto zrealizował najwięcej swoich zamówień – wygrywa. Remisy rozstrzyga się liczbą pozostałych nam na ręce składników.
Wrażenia
Mamma mia! ma patynę klasyka. Zresztą nim jest. W Niemczech uchodzi za grę dość znaną, jedną z najbardziej rozpoznawalnych w portfolio Abacusspiele, ale tam w odpowiednim czasie zrobiono odpowiednią robotę. U nas ten tytuł wydało G3, obecnie nawet w odświeżonej wersji graficznej, …no i to chyba tyle. Mam wrażenie, że G3 już od dawna troszczy się o klasyki w swoim programie raczej okazjonalnie, wybiórczo. Może i taka wybiórczość wystarczy, żeby się gry sprzedawały. A może po prostu Mamma mia! się zestarzała?
Mamma mia! na pewno ma swoich fanów w Polsce. Choćby najbliżej mnie – Hanię (Hania, pozdrawiam Cię!). Ja na świeżo mam wrażenia z gry w dwie osoby i no co tu dużo mówić – zabawa wypada w takim składzie dość niewybitnie. Bo nawet jeśli mamy zróżnicowane karty zamówień, wymagające różnej liczby i różnych składników, to przy dwóch graczach łatwo sobie jeszcze karty w stosie zliczać i zapamiętywać. Hania grywała w większym gronie i wtedy całość ma oczywiście dużo większy sens. Jak każda gra z zamierzonym imprezowym sznytem.
Nawiasem mówiąc: To ciekawe, że człowiek, który kojarzony jest dziś z takimi kolubrynami jak Agricola, Le Havre, Ora et Labora etc. zaczynał od takich zwięzłych karcianek jak Bohnanza czy Mamma mia! właśnie. Gdy w przyszłości ktoś będzie badał ludografię Rosenberga, a może dokładniej jej fundamenty i uwarunkowania, zapewne da się na tej obserwacji zbudować jakąś interesującą hipotezę.
[65/169] #półkawstydu #ogarniampółkęwstydu [lista] tydzień: 1 -7 marca 2021Podstawowe informacje:
Tytuł: Mamma mia!
Autor: Uwe Rosenberg
Wydawca: Abacusspiele, G3
Liczba graczy: 2-5
Wiek graczy: 10+
Czas gry: 30 minut
Rok premiery: 1998