Böhmische Dörfer (wrażenia)
Reinera Stockhausena jako autora kojarzycie…, albo wcale nie. Trochę to zależy od tego, w jakim kąciku planszówkowego hobby się poruszacie.
Po polsku wyszły jego: Crazy Kick (jako Futboll Ligretto, a później jako Polska, gola!), Altiplano i Orlean.
Ale Reiner stworzył też kilka innych tytułów, które polskiej edycji się nie doczekały. O Lübeck ongiś pisałem w recenzji. O Scheffeln pewnie napiszę w ramach challenge’u Ogarniam półkę wstydu, bo mam ją w regale, ale wciąż jeszcze zafoliowaną. O Syberii nie napiszę, bo nie mam, tyle co kiedyś grałem online w jej karcianą wersję, ale niecałą partię. Jakby co, to na happymeeple.com można sobie pograć w onąż.
Böhmische Dörfer przytuliłem na zeszłorocznym BerlinCon i dzisiaj wreszcie naszła mnie wena, żeby w nią zagrać. Kolejny duchowy impuls, który okazuje się zwycięstwem.
Bo to był bardzo dobry pomysł na niedzielę.
Rzut okiem na grę
W Böhmische Dörfer, czyli Czeskich wioskach będziemy zajmować budynki, starając się zrobić to z jak największym zyskiem. Mimo tego pozornie ekonomicznego celu jest to prosta eurogra, a nie żadna gra ekonomiczna, bo nawet te pieniądze, które gromadzimy, to po prostu punkty zwycięstwa.
Pod względem mechaniki gra łączy zarządzanie kośćmi z konceptem worker placement.
W swojej turze rzucamy 4 kostkami i zestawiamy je w grupy po 2, 3 lub 4. Wynik jaki uzyskamy, wskazuje, do jakiego rodzaju budynku możemy wstawić swoje pionki.
Jeśli stworzyliśmy dwie grupy po 2 kości, możemy wykonać do dwóch ruchów, ale obowiązkowy jest zawsze tylko jeden. To ważne, bo gra jest tak skonstruowana, że nie zawsze opłaca się spieszyć. Szczególnie jeśli stwierdzimy, że wystawienie pionka za bardzo będzie na rękę konkurentom.
Pionek trafia zasadniczo do pustego budynku, choć przy niektórych lokalizacjach możliwe jest przeganianie pionków przeciwnika.
Część budynków podlicza się dopiero na koniec gry. Przy sklepach/warsztatach punktujemy odpowiednio do liczby obsadzonych budynków tego samego rodzaju. Ratusz przynosi nam korzyści tylko wtedy, gdy wszystkie inne lokalizacje w wiosce są zajęte. (Jeśli macie złośliwych przeciwników, a nie wpadliście na pomysł, żeby samemu zasiedlić wioskę, to raczej o to trudno).
Pozostałe budynki pozwalają na gromadzenie gotówki już w trakcie gry. Zasady są dla nich różne. Gospody i kościoły potrafią w pewnych okolicznościach przynosić nam korzyści nawet i co rundę. Siedziby panów to natychmiastowy zysk. Za już zajęte folwarki można zarobić ponownie – gdy zajmujemy kolejny.
Młyny i warsztaty szklarskie z kolei punktuje się w chwili, gdy gracze zajmą wszystkie obiekty danego typu. Tu ciekawe jest, że po przyznaniu im pieniędzy gracze biorą z powrotem do swojej puli stojące na tych budynkach pionki. I można zajmować je od nowa!
Obsadzanie budynków to naturalnie nie wszystko. Byłoby nudno. Zamiast wystawiać pionki do budynków możemy też przywołać biskupa lub wziąć sobie żeton specjalny.
Biskup pozwala co rundę zdobyć po 1 monecie za każdy zajęty kościół. Oczywiście tak jak łatwo go zdobyć, tak łatwo jest i go stracić. W Böhmische Dörfer negatywna interakcja polega i na zajmowaniu sobie miejsc i na odbieraniu przywilejów.
Żeton specjalny to taki ułatwiacz. Dzięki niemu możemy sobie przerzucić kości, jeśli akurat nam nie pasuje wynik. Użyjecie go raczej pod koniec partii, gdy wszystko jest już coraz wyraźniej przewidywalne.
Wrażenia
Böhmische Dörfer, co tu dużo mówić, spodobały mi się. Wrażenia z rozgrywki są podobne do kościanych roll&write’ów, z tym że tutaj raz zaznaczone pole zmienia czasem właściciela. Jest lekko, całkiem przejrzyście, a do tego rozgrywka trwa tyle, ile powinna, żeby dać satysfakcję, a jeszcze nie zmęczyć.
Interesujące jest to, że w jakimś stopniu gracze sami mają wpływ na określenie momentu końca gry. Ten następuje bowiem, gdy na początku swojego ruchu któryś z nas nie ma już żadnego pionka do dyspozycji. Wybierając odpowiednio budynki możemy więc jakoś ten moment kontrolować, próbując ukształtować sytuację wyjściową jak najkorzystniej dla siebie.
Przypuszczam, że przy większej liczbie graczy w grze będzie się działo też sporo więcej. Co prawda gra skaluje się przez dodanie większej liczby kafelków wioski, ale nawet mimo tego, większa liczba zaangażowanych oznaczać przecież musi i większy ścisk na stole. Przynajmniej jeśli o interesy i strategie chodzi.
Böhmische Dörfer powinna być też wystarczająco regrywalna. Kafelki wiosek są dwustronne, także paleta budynków jest spora. Na tyle nawet, że bardzo przydała się karta pomocy.
Tak naprawdę jedyną rzeczą, która mi się w Böhmische Dörfer spodobała mniej, to nieoptymalna redakcja karty pomocy właśnie. Tam wciąż jest miejsce na te kilka informacji, których na niej brakuje, a które musieliśmy sobie przypominać zaglądnięciem do instrukcji.
Na szczęście to pewnie tylko tak za pierwszym razem. My sobie te kilka szczególików spokojnie zapamiętamy, tym bardziej, że Böhmische Dörfer będzie pojawiała się na naszym stole na pewno częściej. Szczególnie po męczącym tygodniu pracy, gdy się ma ochotę wyjąć coś na tyle treściwego, żeby dało pole do popisu, a na tyle przyjaznego, żeby nie zniechęciło rozległością zasad.
[41/164] #półkawstydu #ogarniampółkęwstydu [lista]
#07września
#BohemianVillages #ReinerStockhausen #dlpGames #rokwydania2016