Festiwal lampionów (wrażenia)
Jest sobota, 23:08, i raczej mam ochotę iść już spać, ale najpierw trzeba coś napisać. Łapię się na tym, że o ile z ogrywaniem nieogranych nie mam już ostatnio takiego problemu, to z pisaniem o odkurzonych wreszcie „półkownikach” – jakoś już gorzej. I ten czas tak szybko leci. W taki Festiwal lampionów na przykład zagrałem już z dwa tygodnie temu. W sensie ponownie i teraz na swoim egzemplarzu, ponieważ grę poznałem już kiedyś. Irmina miała wcześniej i… musiałem polubić, skoro kupiłem.
Festiwal lampionów – rzut okiem na grę
Kto zna Splendor, ten w Festiwalu Lampionów odnajdzie tę samą myśl przewodnią. Przebijamy się przez kilka poziomów zbieractwa, żeby dostukać się punktów zwycięstwa. To przy tym logiczna gra kafelkowo-karciana i zasadniczo angażowanie graczy odbywa się tu w wyraźnie bardziej namacalny sposób. W sensie: układamy sobie coś na końcu stołu. Nie tylko dzieci to lubią.
Za dokładanie kafelków jeziora dostajemy karty lampionów, a im bardziej dopasowujemy kolory boków tych kafelków, tym więcej kart możemy zyskać. Jeśli na dopasowanych kafelkach znajdują się dodatkowo symbole – dostajemy także znaczniki łódek.
Zgromadzone karty możemy wymieniać na karty talentów – w odpowiednich zestawach: cztery różne , trzy pary albo siedem różnych kolorów. A ponieważ karty talentów w swoich stosach leżą wartościami punktowymi malejąco, dochodzi nam w grze element wyścigu o nie.
Gra jest oczywiście w jakimś stopniu losowa, bo nieco zależy od tego, jakie kafelki jeziora dostaniemy na rękę i ile (oraz jak szybko) uda się nam zdobyć kart. Ale jeśli sprytnie dbamy o pozyskiwanie także znaczników łódek, będziemy mogli sobie pomagać wymienianiem kart lampionów na bardziej nam potrzebne. Za każdą taką wymianę płacimy dwoma łódkami.
Samo optymalizowanie swoich ruchów polega jednak w Festiwalu lampionów głównie na wykorzystaniu swoich kafelków. W tym także na ograniczaniu zdobyczy przeciwnika. W naszej turze bowiem kartę dostaje także każdy pozostały gracz – w kolorze odpowiadającym lampionom, które leżą przy brzegu dołożonego przez nas kafelka skierowanym w jego stronę. Chyba, że takiej karty dla niego już zabraknie…
Wrażenia
Festiwal lampionów nie jest ani tak kompaktowy, ani tak minimalistyczny jak Splendor. Na stole gra właściwie się coraz bardziej nam rozpaćkuje. Jest też sporo więcej manewrowania komponentami gry. Karty wędrują w tę i we wtę. Z puli do naszych obszarów, z naszych obszarów do puli. A mimo wszystko… to jedna z najłatwiejszych gier w wielopoziomowe zbieranie zestawów, w jakie grałem. Na pudełku jest podany wiek 8+, ale pamiętam, że z Irminą graliśmy nawet z młodszymi dzieciakami.
Festiwal lampionów – poza tym lekkim rysem rywalizacji na wyścigi – odbiera się raczej dość relaksacyjnie, niezobowiązująco. Nie ma tu dramatów, rozterek, większych zwrotów akcji. Nie dziwię się, że gra oceniana jest przez niektórych jako nudna i bez pazura. Pewnie nie bardzo nawet chciała tak być. Nieistniejące już Games Factory Publishing wydało ją w swojej linii rodzinnej. Mensa doceniła nagrodą w konkursie, doceniając jej aspekt logiczny. Ot, taka gra akuratnie przygłaskana.
Pamiętam, że w czasie swojej premiery Festiwal lampionów zdobywał swoich miłośników. Dziś to już pozycja mocno zapomniana. Niektóre planszówki tak mają. Szczególnie jeśli w porównaniu z podobnymi sobie wypadają ostatecznie dość przeciętnie. Mi jej przeciętność mocno nie wadzi, bo część moich współgraczy preferuje jak najprostsze gry. I jak za grami kafelkowymi przepadam średnio, tak tutaj jakoś mnie to dokładanie po prostu nastraja.
[76/169] #półkawstydu #ogarniampółkęwstydu [lista] tydzień: 24 – 30 maja 2021Podstawowe informacje:
Tytuł: Festiwal lampionów
Autorzy: Chrostopher Chung
Wydawca: Games Factory Publishing
Liczba graczy: 2 – 4
Wiek graczy: 8+
Czas gry: 30 minut
Rok premiery: 2015