Justinian (wrażenia)
Lubię gry z historią w tle. A jeszcze bardziej, jeśli ta historia wyraża się poprzez nawiązania do sztuki z epoki. Popatrzcie na zdjęcia Justyniana! Czyż to nie jest piękna gra? A rysował Niemiec, Harald Lieske. Na pewno znacie jego kreskę z bardziej znanych gier. Tu Lieske miał pewnie trudny temat. Łatwiej stworzyć coś wspaniałego od podstaw, niż nie zepsuć coś już a priori doskonałego. Bo mozaiki z czasów Justyniana to taki przecież kanon cudowności sam w sobie.
Tak naprawdę to kupiłem tę grę dla samych ilustracji. Bo w środku pudełka też wcale nie jest gorzej. Bizancjum iskrzy się tam tymi samymi barwami, jakie sobie z tym państwem kojarzę.
No nie, bo bym skłamał – nie tylko dla ilustracji. To oczywiste, że chciałem i zagrać. Szczerze. Ja naprawdę nie wiem, jak się ta gra te 12 lat niezagrana przeleżała…
Rzut okiem na grę
W grze staramy się zyskać przychylność Justyniana. W tym celu wpływamy łapówkami na ważne osobistości na cesarskim dworze. Mamy tu do czynienia ze specyficznym miksem gry licytacyjnej z grą blefu. Na pewno jednak nic nie dzieje się wprost. Przełożenie naszych działań i decyzji na efekty w grze jest podobnie zagmatwane, jak bizantyjski ceremoniał.
Na planszy głównej mamy 12 dworzan. Ich pozycja nie jest stała. Kafelki zmieniają pozycję w trakcie gry, a wraz z tym przeskakiwaniem ich w hierarchii dworu, zmieniają się wartości punktowe w okienkach przy postaciach. To są punkty, które możemy sobie ewentualnie doliczyć, o ile akurat w fazie punktacji jesteśmy w stanie pochwalić się kartą takiego dworzanina.
Karty dworzan występują w 4 kolorowych kompletach. Z każdego takiego kompletu na początku gry dostajemy losowo po 2 (w grze na 2 osoby – 3) karty. Na nich właśnie powinniśmy stawiać. To, czy nam się te postaci w różnych kolorach powtarzają, czy nie, to już od razu wpływa na naszą strategię, ale jakby co, to po pierwszej i drugiej punktacji dostajemy też opcję wymiany jednej z kart na inną z danego stosu kolorów.
Co ciekawe – w trakcie rozgrywki zapunktują co najwyżej trzy kolory. Przy 2 osobach może się zdarzyć, że tylko dwa.
Wszystko co dalej się dzieje w grze, to taki właściwy już rytuał forsowania swojej woli. W swojej turze mogę położyć zakryty znacznik albo przy wybranym dworzaninie, albo na planszy punktacji w obszarze odpowiedniej fazy gry.
Dokładanie żetonów przy dworzanach ma na celu przesunięcie ich w hierarchii dworu. W obszarze fazy gry staramy się wywalczyć sobie prawo do wskazania koloru kart, z których zapunktujemy.
Nie będę opisywał szczegółów zasad. Jest kilka niuansów, które mogą się na sucho wydać nieco zbyt suche, czy po prostu techniczne. A nie chcę, żebyście odebrali grę niesprawiedliwie dla niej.
Musicie mi uwierzyć na słowo, że w tym specyficznym eurosucharze jest dużo eurogrowej elegancji. Jednym z jego autorów jest Leo Colovini. Człowiek musi mieć genialny mózg. (Graliście w jego Carolusa Magnusa? Kojarzycie, jakie jego gry wyszły do tej pory po polsku?)
Wrażenia
Przy pierwszym spotkaniu z Justinianem można mieć różne odczucia. To gra w sumie bardzo prosta w konstrukcji, ale jednak ma kilka zasad, które stanowią gwarant jej wyważenia.
Wymaga umiejętności logicznego myślenia, szacowania, ważenia własnych szans. Nic nie jest tu zarysowane wprost. Możesz się spodziewać jednego, a tak naprawdę dopiero przeciwnicy i sytuacje w grze kształtują jej losy.
Dość powiedzieć, że ważne jest odpowiednie wyczucie przeciwników i momentu. Warto umieć obserwować, na których dworzanach zależy konkurentom, a których próbują zdeprecjonować w oczach cesarza. Mamy tu bowiem podobny mechanizm jak w Nogi za pas, gdzie część pionków może być w obszarze zainteresowania kilku graczy. Tu tak mamy z dworzanami (w trochę bardziej wytrawnym wydaniu). Jeśli jakiś okaże się pomocnikiem współdzielonym – można to próbować wyzyskać. W ogóle wiele można i wiele może się nie udać.
Mi się podobało. Gra świetnie oddaje atmosferę intryg dworskich, nie wychodząc wcale – o dziwo – z ram abstrakcyjnego w swoich fundamentach konceptu. Tak jakby ktoś użył prostego matematycznego opisu dla symulacji spraw, które kojarzymy z opowieściami o bizantyjskim dworze. Jest magiczny taniec różnych interesów, a przewagi rozstrzygają się w kuluarach przy zliczaniu żetonów wpływu. W fazie punktacji do głosu dochodzą postacie jakby żywcem wyjęte z ówczesnej mozaiki.
Przymierzając do innych dziełek tego gatunku Justinian plasuje się zapewne gdzieś w bezpiecznym gronie solidnych przeciętniaków. Ta warstwa ceremonialna całego pomysłu w efekcie jest może rzeczywiście nieco przerysowana w stosunku do właściwej treści. Ale czasu mi gra nie zmarnowała. I na pewno chętnie sprawdzę ją w szerszym gronie niż tylko we dwóch.
Tym razem wygrałem 151:145.
Metryczka czelendżu:
#[26/161] #półkawstydu #ogarniampółkęwstydu [lista]
#1czerwca2020
#Justinian #LeoColovini #AlessandroSaragosa #PhalanxGames
#rokwydania2006