Krótka Historia Cywilizacji (wrażenia)
Krótka Historia Cywilizacji nie powinna się u mnie przeleżeć, bo ja przecież bardzo lubię gry z historią w tle i naprawdę miałem wielką ochotę zagrać w nią, gdy tylko zawitała pod moją strzechę.
Ale… no, cóż. Rzadko natykam się na tak demotywujące instrukcje w grach, jak ta w pudełku z Krótką. W jej przypadku, zanim w ogóle dotrzesz do przygotowań rozgrywki, najpierw musisz odbyć jakieś dziwaczne studia z rodzajów i funkcji kart, dokładnie nauczysz się, jak jaką kartę masz zagrywać, czego z nią nie robić i z jakimi innymi kartami i w jakich konkretnie sytuacjach ta wiedza miałaby ci się przydać. W ten sposób przestudiujesz pół instrukcji i… się nią zmęczysz. Bo o ile wiesz, wszystko o kartach, funkcjach kart, momentach i sposobach ich zagrywania, układania, kupowania, rozliczania itd., to wciąż jakoś nijak nie wiesz, po co w ogóle miałbyś siadać do tej gry.
O-co-kaman ukryte jest gdzieś za miedzą, haha. W drugiej połowie instrukcji. Trzy razy podchodziłem do sprawy. Cierpliwości wystarczyło mi dopiero za trzecim razem. Bo przecież tę grę w końcu wypadałoby ograć.
Jeśli się skusicie zagrać kiedyś w Krótką Historię Cywilizacji – to mój wujek dobra rada we mnie radzi: Dajcie się nauczyć komuś, kto już mękę przez tę instrukcję ma za sobą.
Rzut okiem na grę
Po Krótkiej Historii Cywilizacji spodziewać się będziemy przede wszystkim gry cywilizacyjnej. W jakimś sporym sensie słusznie. Rzeczywiście robimy rundkę przez epoki – od zarania dziejów aż po czasy najnowsze. Karty przedstawiają tę zmieniającą się z mijaniem wieków i epok zmieniającą się rzeczywistość. Ale czy tego klimatu jest aż tyle? Hm, chyba raczej nie. To wszystko jest takie zarysowane, bardziej symboliczne i w tle niż w emocjach. Nie identyfikujemy się za mocno z tym całym rozwojem. Powiedziałbym nawet, że po prostu „mielimy talię”, odkładając sobie jakieś karty w swoim obszarze gry, a potem zliczamy punkty.
Ot i właściwie tak by można tę grę – de facto karcianą przecież – podsumować. Karty, jak w grach tego typu, pozwalają zbudować jakieś powiązania, dają jakieś bonusy. Próbujemy je odpowiednio dobierać w swojej cywilizacji, optymalizować, czasem wymieniać, czasem bronić przed przeciwnikiem.
Ale to wszystko dzieje się w takich specyficznie dziwnych uwarunkowaniach. Nie wiadomo czym bardziej jest ta gra. Jaka bardziej jest? Rzeczywiście cywilizacyjna – wedle tematu? Strategiczno-konfrontacyjna – bo próbujemy rozwijać się w kilku dziedzinach, niekiedy uskuteczniamy jakieś symboliczne (bardzo) najazdy na przeciwników? A może ze względu na to ciągłe, niezbędne ciułanie różnych symboli na kartach, ciułanie zasobów, żeby je potem móc zainwestować w kolejne karty i uzbierać kolejne symbole, czy zdobyć kolejne bonusy – może z tego względu najbardziej ze wszystkiego mamy do czynienia z grą… ekonomiczną?
Nie wchodząc w bardzo zawiłe szczegóły: W Krótkiej Historii Cywilizacji inwestujecie w upatrzone karty. Czasem przejmujecie karty, w które zainwestował przeciwnik. Bo tak może lepiej dla mnie, albo przynajmniej on nie dostanie.
Zdobyte karty „produkują” wam znaczniki zasobów – o ile zoptymalizowaliście wcześniej pod tę produkcję odpowiednio swoją cywilizację.
Poza znacznikami zasobów dostajecie z kart bonusy, akcje natychmiastowe, wyprowadzacie ataki. Otrzymujecie więcej czegoś w trakcie gry, innym razem jakieś dodatkowe warunki punktowania na koniec.
Zresztą oprócz zwykłych kart cywilizacji są też karty Cudów Świata i Przywódców. Zagrywa się je we właściwy im sposób i z właściwymi im profitami.
Gdy się przemieli cała talia, zliczacie odpowiednie ikonki, punkty z bonusów powiązanych z innymi ikonkami i ktoś tam wygrywa – najczęściej największą liczbą punktów, rzadziej liczbą kart w swojej cywilizacji, ostatecznie – znacznikami zasobów.
Wrażenia
Czy miałem frajdę? Z rozczarowaniem muszę powiedzieć, że tak sobie. Może zrobiłem ten błąd, że siadłem do gry 2-osobowej, gdzie oprócz zwykłych zasad dochodzą jeszcze zasady dodatkowe, które sprawiają, że talia kart mieli się jeszcze szybciej, bo niemal co turę trzeba odrzucać kartę okupowaną inwestycją wirtualnego gracza. Spróbuję przy okazji jeszcze w pełniejszym gronie. Wtedy jest zapewne mniej czynności organizatorskich, a więcej samej gry.
Chociaż, czy ja wiem…
Tak czy siak, kto chce się mierzyć z Krótką Historią Ludzkości musi się szykować na zderzenie z solidnym pękiem zasad i mini-zasad. Niby tylko pięć akcji w turze gracza, a wybieramy tylko jedną, ale gdy już wybierzemy, to idzie nierzadko cała konkretna procedura. Postaw znacznik inwestycji, połóż znaczniki zasobów, przełóż znaczniki zasobów, nie nie tam, nie nie stamtąd, połowę, ale zaokrągloną w dół. Daj przeciwnikowi, on zlicza ikonki takie i takie, dostaje stamtąd, a nie stamtąd, potem znowu bierze stąd. Chyba, że tam już nie ma nic, to nie bierze. Podobnie ty. Musi być, żebyś dostał. A jak żniwa, to już w ogóle inaczej.
Ja wiem, Jesse Li, autor Krótkiej Historii, ma dziwny styl. Alex Randoplh ze swoimpostulatem prostoty i minimalizmu uciekałby, gdzie pieprz… Grałem w inną grę Jessego, w Guns & Steel. Historia Ludzkości z programu Portalu, i chyba tamta gra nawet podobała mi się nieco bardziej. Była tak samo dziwnie skonstruowana, w takim podobnym barokowym stylu upstrzona rożnymi miniregułkami, ale jednak chyba więcej w niej było samej gry.
Przy Krótkiej Historii Cywilizacji najpierw się strasznie namęczyliśmy, żeby w ogóle ruszyć z grą. Potem jakoś nam ta gra szła, choć tu i tam się ciągle coś nam przegapiało. Na końcu ta nagroda po całej męce okazała się – no cóż, symboliczna. Niby wszystko mniej więcej się składa w jakiś koncept. Ale żeby to była jakaś zgrabnie elegancka gra, to hm… raczej nie.
Metryczka czelendżu:
#[23/161] #półkawstydu #ogarniampółkęwstydu
#11maja2020
#KrótkaHistoriaCywilizacji #JesseLI #LucrumGames
#rokwydania2018 (PL)