Langfinger (wrażenia)

Langfinger to echo z dawnych czasów. Gra została mi się jeszcze po czasach Spiellusta i ożywionej współpracy z Pegasus Spiele. Recenzował ją na naszym polsko-niemieckim blogu Przemek Wojtkowiak. Nie wiem, czy przeniósł sobie potem także ten tekst na Ciekawegry czy nie. Z tego co pamiętam, gra spodobała mu się tak sobie i ostatecznie przekazał mi ją z powrotem.  Od zawsze planowałem w nią wreszcie zagrać. Jak widać, jestem mistrzem planowania…

 

Rzut okiem na grę

Langfinger chciał być kompaktowa grą rodzinną. Pierwsze mu wyszło. Pudełko i gabaryty gry są przyjemnie poręczne. Drugie wyszło mu w sumie też, ale nie bez zastrzeżeń. Bo tematyka gry jakaś taka kontrowersyjna. Otóż wcielamy się w… złodziei. Będziemy szykować włam, realizować włam, a potem spieniężać łupy u przemytnika czy pasera.

Na planszy jest kilka lokacji, ponumerowanych od 1 do 5:  miasto, willa, ruiny, muzeum i port. Numeracja jest jak najbardziej celowa, bo przechodzimy w każdej rundzie wszystkie te lokacje dokładnie w tej samej kolejności. W mieście można sprawić sobie potrzebne narzędzia, willę obrabować z kosztowności, w ruinach przeprowadzimy wymianę narzędzi na inne narzędzia, żeby lepiej przygotować się na kolejny włam – może jeszcze w tej samej rundzie w muzeum, a może z myślą o przyszłych rundach. W porcie będziemy próbować pozbyć się fantów – zamieniając je na punkty zwycięstwa.

Cała zabawa w Langfingerze opiera się na tym, że w poszczególnych lokacjach warto być pierwszym, a tymczasem mamy do dyspozycji tylko trzy znaczniki (więc nie da rady być wszędzie) i nie zawsze wybieramy pierwsi (więc często ubiegną nas inni).

I tak sobie próbujemy to wszystko optymalizować, planować i lawirować między momentami i możliwościami, ubiegać innych, żeby dostać lepsze karty, albo żeby załapać się na lepsze łupy. A w porcie jak najlepiej wszystko spieniężyć – dobrze, jeśli z oszczędnością akcji – dwa łupy na raz, albo z bonusowymi punktami. Jeśli inni nas nie ubiegną.

Gra kończy się, gdy ktoś przekroczy 20 punktów na torze. Wtedy rozgrywamy rundę do końca, bo wciąż wszystko się jeszcze może zdarzyć. Ostatnio miałem 21 punktów, a w ostatnim ruchu przeciwnik prześcignął mnie jeszcze o trzy.

 

Wrażenia

Muszę przyznać, że Langfinger nie jest wybitnym tytułem, ale nie można mu odmówić solidnego silniczka. Wiele mimo wszystko zależy też od decyzji graczy, nawet jeśli jak to często w grach rodzinnych nie obywa się bez elementów losowych. Łupy łupiemy w ciemno, podobnie z wymianką kart narzędzi w ruinach. Czasem trzeba się zdać na ten łut szczęścia.

Z niejakim zdziwieniem zauważyłem, że u mnie chcą w to grać. I chyba potrafię to zrozumieć. Mechanizmy są prościutkie, ale nie takie banalnie głupie. Trochę zarządzania ręką, trochę ścigania się o lepsze miejsca na planszy, obserwowanie, co tam mają lub mogą chcieć mieć inni.

Taki z tego Langfingera rzemieślniczy przeciętniak. Gdyby ten temat jeszcze uczynić mniej kontrowersyjnym, mniej niewychowawczym, to właściwie mógłby stać się sympatycznym pomysłem dla polskiego rynku – jako prosta gra rodzinna z całkiem ciekawymi emocjami.

[53/167] #półkawstydu #ogarniampółkęwstydu [lista] #30listopada2020
#Lanfinger #ChristianFiore #KnutHappel #PegasusSpiele #rokwydania2009

„Langfinger” w serwisie Boardgamegeek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Tekst Cię zaciekawił? Podziel się tym na gorąco w komentarzu!


Nie lubię komentować, za to chętnie wesprę rozwój bloga kubkiem kawy.

 

Postaw mi kawę na buycoffee.to