Lorenzo il Magnifico (wrażenia)
Chapnąłem egzemplarz Lorenzo il Magnifico na stoisku Albi na którymś z festiwali gier i mam wrażenie, że to było jakoś w ostatniej chwili rynkowej obecności tego tytułu. Grunt, to mieć to wyczucie chwili i materii.
Fani gatunku grę znają, wiele się nasłuchałem o miodności „Wawrzyńca” i jak bardzo nie wypada go nie znać. Zresztą, akurat mnie nikt nie potrzebował przekonywać; o ignorancję siebie nie podejrzewam.
Za to o odkładanie na później – jak najbardziej tak. Rozważań osobistych na ten temat Wam oszczędzę.
Zatem po prostu – kilka akapitów wrażeń z Lorenzo.
Rzut okiem na grę
Strategia łączy się w Lorenzo il Magnifico nieodłącznie z zarządzaniem dobrami, bo „Wawrzyniec” jest grą tyle strategiczną, co ekonomiczną. Właściwie ten drugi rys przeważa nam w całości koncepcji.
Rdzeniem Lorenzo il Magnifico jest mechanika worker placement. Co turę umieszczamy gdzieś członków swojego rodu, wykonując akcje odpowiednio do wybranego miejsca na planszy. Interesujące, że nasze pionki w każdej rundzie mają inną wartość, co sprawia, że będą zdolni do wypełniania raz mniej, innym razem bardziej ważnych zadań. Te zdolności członków rodziny określa się przed rundą rzutami kości, ale jak na grę euro przystało, wciąż można je zmodyfikować – tu rolę modyfikatorów pełnią pionki sług. Tematycznie bardzo mi się to spodobało: Taki renesansowy odpowiednik pokazywana tego kim się jest, przez pryzmat tego, ilu może na nas pracować.
Gra oferuje mnóstwo wyborów i alternatywnych decyzji. Na planszy mamy 5 obszarów akcji. W wieżach Florencji możemy zdobywać karty: Włości, Postaci, Budynków i Inwestycji. Karty pozwalają nam pozyskiwać różnego rodzaju profity – natychmiastowe, wywoływane przy okazji rozgrywania konkretnych akcji – np. zbiorów czy produkcji, a także bonusy na koniec gry.
Charakterystyczna dla Lorenzo jest wszechobecna krótka kołderka. Koszty, obwarowania, niedostatki, mnogie coś-za-coś. Nie wszędzie można być, nie wszędzie uda się być pierwszym, a tam, gdzie się uda dostukać akcji jeszcze po kimś, okazuje się to albo droższe, albo mniej korzystne.
Tymczasem wszędzie staramy się rywalizować. O wszystko. Chcemy być pierwsi, żeby mieć więcej opcji – więc walczymy na torze kolejności. Oprócz toru punktacji, punkty zdobywamy też na torze kościoła i torze wojskowości. Dobre pozycje na nich potrzebne są także, żeby móc zyskiwać i jednocześnie nie tracić. Bo w grze pojawia się zarówno ekskomunika, jak i co ważniejsze inwestycje dla co potężniejszych rodów.
Mnóstwo dróg do zwycięstwa. Wszystko nam w Lorenzo potrafi punktować, choć nie zawsze chce tak samo dobrze, jak naszym przeciwnikom. Tym bardziej, że bez jakiegoś logicznie pomyślanego i wypracowanego silniczka dla zdobywania surowców, sług i pieniędzy – tak jakby ani rusz.
Trochę trudno to wszystko ogarnąć za pierwszym razem, może nie ze względu na zasady, które są kompleksowe, ale całkiem przejrzyste, co raczej przez tę całą nawałnicę ikonografii. Ale to akurat taka gra, trzeba dać sobie czas w nią wsiąknąć, poznać możliwości, objąć spojrzeniem karty i inne możliwości które oferuje.
Wrażenia
Przegrałem z kretesem 46:80, a mimo to jestem bardzo usatysfakcjonowany. Kawał świetnej gry. Jak tylko mi zejdzie czarny gniew po takim objawie własnego antygeniuszu ekonomicznego, chętnie się zrewanżuję. Tym bardziej, że karty już znamy, a to w zasadzie – w powiązaniu z ruchomymi wartościami pionków – kluczowy element wpływający na naszą strategię w grze. Jednak warto je znać.
Jeśli sobie przy następnej rozgrywce dołożymy karty osobistości i zagramy na drugiej stronie tabliczek bonusowych – będziemy mieli pełnię modułowego dobra Lorenzo w rozkwicie.
Czy Lorenzo będzie moją ulubioną lub jedną z najulubieńszych eurogier? Nie wiem. Porównując z takim Newtonem na przykład, to wciąż wolę Newtona. Przynajmniej porównując moje pierwsze zetknięcie się z jednym i z drugim tytułem. Lorenzo jest taki klasycznie kompaktowy przy swoich rozległościach. Ale z drugiej strony też ciężko porównywać, bo to są też jakby dwie różne tradycje euro – Lorenzo trzyma się mocno kanonu, Newton szuka nowych form wyrazu tej samej klasycznej treści.
Natomiast jeśli najdzie mnie ochota na wycinanie sobie wąskiej dróżki przez meandry wszelkiego, a najczęściej trudno dostępnego dobra, to definitywnie sięgnę prędzej po Lorenzo.
#[28/161] #półkawstydu #ogarniampółkęwstydu [lista]
#15czerwca2020
#LorenzoIlMagnifico #FlaminiaBrasini #VirginioGigli #SimoneLuciani #CranioCrations #Albi
#rokwydania2016