Ostia (wrażenia)
Ostia to jedna z pierwszych gier Stefana Risthausa i chyba gra, do której ma wielki sentyment, bo swoje wydawnictwo nazwał od tego właśnie tytułu: Ostia Spiele. Dziś autor kojarzy się nam, jeśli już, to ze swoimi nowszymi grami: Santo Domingo, Gentes, Arkwright. Na Zagramy mogliście przeczytać dotąd o dwóch jego grach: Monuments i Riga.
Ja Stefana poznałem osobiście na Berlin Con 2019. Tam miałem okazję zagrać w jego Tallin, a także Vilnius, przy której Risthaus współpracował wraz z Malte Reinecke, autorem tejże. Vilnius ukazała się nakładem Ostia Spiele i miała nawet jakiś sukces crowdfoundingowy. W programie Ostia Spiele ukazała się też gra żony Stefana, Heike, Blindes Huhn – przesympatyczna wesoła karcianka o kurczakach.
Sama Ostia poleżała w moich regałach chyba głównie dlatego, że to jednak jest dziś już bardzo niszowa gra z dużą dozą licytowania, a więc przede wszystkim od 3 graczy. Zawsze chciałem w nią zagrać, ale zawsze było albo za mało czasu, albo za dużo bieżących gier do ogrania i zrecenzowania, albo za mało ludzi do tego tytułu, albo za dużo takich, którzy nie bardzo mieli ochotę ogarniać. No, nie ma że łatwo z takimi grami. Tym bardziej, jeśli to ty musisz przeczytać instrukcję, wytłumaczyć instrukcję, a potem jeszcze nasłuchać się, że to jakieś dziwne, trudne, i właściwie dlaczego. A sama gra rzeczywiście poskładana – nietypowo. I z elementami, które można uznać albo za subtelnie genialne, albo za błędy debiutującego. Popatrzcie zresztą na rozstrzał opinii na BGG. Tam to nigdy nie znajdziesz prawdy obiektywnej.
Ostia – rzut okiem na grę
Ostia pozwala nam się wcielić w kupców z czasów starożytnego Rzymu. Grę wygrywa się punktami zwycięstwa, które pozyskujemy głównie schlebiając naszymi darami dla rzymskiego sena. Duże znaczenie ma też zarabianie i zarządzanie własnymi pieniędzmi, które po prostu warto i trzeba mieć. Patrząc całościowo Ostia jest w zasadzie grą umiejętnego konwertowania jednych zasobów w inne. Nabywane towary „robią” pieniądz lub punkty zwycięstwa, ale i pieniądze okażą się niekiedy swoistym języczkiem u wagi przy punktowaniu na koniec rozgrywki.
Partia w Ostię to 5 rund, podczas których najpierw dobieramy karty towarów z talonu, potem je rozlicytowujemy między sobą, żeby móc zdobyte w ten sposób towary przełożyć do obszaru własnych zasobów. Następnie rozdzielamy potajemnie towary między pole forum (by je tam spieniężyć), pole senatu (by powalczyć o punkty zwycięstwa) i pole magazynów (by przechować karty na kolejną rundę).
Sam schemat rundy jest bardzo klarowny. Natomiast jeśli chodzi o zasady poszczególnych faz, to Risthaus nie szczędził nikomu zaskoczeń i filigranów.
Jest tu specyficzne zarządzanie kartami na ręce z taką specjalnie porządkującą kartą statku, która dzieli karty na dwa zbiory. Jeden z nich staje się własnością – niekoniecznie naszą – dopiero po rozległej i pełnej kruczków fazie licytacji. Na przykład: Licytator ma prawo wybrać wcale nie najwyższą ofertę (sic!).
Aukcje te potrafią być mocno wyniszczające finansowo i chyba o to właśnie chodzi, przynajmniej graczom, którzy już rytm i sens Ostii jakoś przynajmniej z lekka wyczują. Dążymy do tego, żeby zdobyć jak najbardziej przydatne karty, ale jednocześnie zmaltretować kapitał przeciwników tak, żeby w kolejnych rundach grali coraz bardziej zachowawczo. Tym bardziej, że w grze nie opłaca się nie mieć nagle pieniędzy, bo wtedy trzeba wyprzedawać swoje magazyny albo zaciągać nieopłacalne pożyczki.
W kolejnej fazie rundy bawimy się… w kolejną licytację. Tym razem jednak w ciemno i z motywem blefu (używamy nawet specjalnie dwie karty „zmylające”). Przeciwnicy widzą tylko, ile kart kładziemy na pole forum, ile na pole senatu, a ile zachowamy na przyszłą rundę. To wszystko ma wpływ na ich decyzje, bo sprzedając towary na forum będziemy się kierowali liczbą kart danego rodzaju wyłożoną przez wszystkich graczy. Specjalna tabelka określa ceny, po których takie karty się nam spieniężają.
Zaraz obok musimy już myśleć o rozliczeniu pola senatu. Co rundę senat woli bardziej jedne towary od innych. Kto wyłoży im najbardziej wartościowy zestaw dostaje 3 punkty zwycięstwa, kolejny 2, a trzeci 1.
W sumie to zawsze jest więc zagwozdka, co i w jakiej liczbie wyłożyć do sprzedaży, co dla senatu, a co zachować na przyszłość, celując już w życzenia senatorów w kolejnej rundzie. W tym ostatnim przypadku to także decyzje, czy potrzeba mi kolejnego magazynu, żeby zwiększyć sobie liczbę przechowywanych towarów, czy niekoniecznie, bo lepiej mieć pieniądze na licytacje.
Po piątej rundzie gra się jeszcze raz zaostrza. Można jeszcze powalczyć o dodatkowe punkty zwycięstwa za przewagi w zgromadzonym pieniądzu i rozliczyć sobie towary jako punkty, które możemy upakować w magazynach. Trudność wyboru polega na tym, że pieniądze utknęły też w budynkach magazynów, ale jeśli się magazyny wyprzeda, to nie będzie gdzie przetrzymać towarów dla punktów.
Wrażenia
Ostia jest specyficzną grą. Już po tej naszej pierwszej rozgrywce rozumiem chyba, dlaczego zbierała tak różne oceny. Jest bardzo gęsto opleciona w reguły, ma sporo subtelnych współzależności. Trudno się ją z tego powodu tłumaczy i wydaje się być trudniejsza niż jest. Grający po raz pierwszy czują się w niej niepewnie, niekomfortowo. My gdzieś w drugiej rundzie, a niektórzy dopiero w czwartej dostrzegaliśmy jak ta siatka zasad wpływa na całość i definiuje naszą grę. To zupełnie nie przeszkadzało tym-rozumiejącym-później mnie ograć, ale to już chyba kwestia mojej nieporadności w grach licytacyjnych w ogóle. Ja szybko tracę ogląd i zdrowy rozsądek przy podejmowaniu decyzji tego rodzaju. Ostatecznie pieniądz to dla mnie tylko pieniądz…
Można też wobec Ostii formułować zarzuty dotyczące nietypowego skrojenia niektórych zasad. Wybieranie niekoniecznie najwyższej oferty jest nietypowe w grach licytacyjnych, ale jeśli założymy, że gracze zawsze świadomie działają na swoją korzyść a nigdy nieświadomie na własną szkodę, to jest to koncept zgoła interesujący. I zgoła sensowny. Z kolei upakowanie w grze wielkiej liczby licytacji (po 2 tury licytacji na każdego gracza), a potem jeszcze ta licytacja w ciemno na forum i w senacie) wygląda jak niepotrzebne wydłużanie rozgrywki i sztuczne nasycanie jej monotonią. Ale jeśli się wgryźć w grę głębiej, to już tylko tak wygląda, bo cel w takim założeniu okazuje się konkretny – spięcie całości przez m.in. psychologiczne wyniszczenie konkurencji. Im więcej tur zakupów, tym więcej niebezpieczeństwa, że zabraknie nam pieniędzy i tym bardziej zachowawczo zdarza się potem niektórym zagrać.
To taka gra, której można by sporo wytknąć i o wiele się w niej posprzeczać, broniąc lub krytykując ten czy tamten aspekt, ale jeśli to był debiut Risthausa, to był to debiut na pewno ciekawy, a w samym sprofilowaniu Ostii widać już wyraźnie charakterystyczny dla tego projektanta styl: przywiązanie do różnych typów surowców, zarządzanych w nieoczywisty sposób i wielką miłość do eksploatowania możliwości jakie daje w grach karta z jej przestrzenią i pokusami.
[73/169] #półkawstydu #ogarniampółkęwstydu [lista] tydzień: 26 kwietnia – 2 maja 2021Podstawowe informacje:
Tytuł: Ostia
Autor: Stefan Risthaus
Wydawca: Pro Ludo
Liczba graczy: 3 – 5
Wiek graczy: 12+
Czas gry: 60 minut
Rok premiery: 2005