Schweinsgalopp (wrażenia)
Heinz Meister, autor Schweinsgalopp, to bardzo płodny autor gier dla dzieci. Niby wcale nie żadne nazwisko, którym się pasjonujemy, a przecież graliśmy już w Polsce w jego Igloo Pop (kto pamięta?) albo Tatę Misia. Gdy przeglądałem dorobek tego projektanta na BGG, a jest tego 164 gier, dowiedziałem się, że mam też jego słodkie Dwerves and Dices (Würfel-Zwerge) dla maluszków oraz Nanu?, przesympatyczne memo z wykorzystaniem kolorów, które przydawało mi się nawet przy animacji wspólnych spotkań dzieci z Polski i Niemiec.
Niestety, gdyby chcieć poznać coś więcej od pana Meistera, pozostaje wertowanie internetów, szukanie po zagranicznych sklepach z grami, względnie polowanie po lumpeksach i bazarkach. Kostkowe Skrzaty i Nanu? zdobyłem właśnie w ten ostatni sposób. Galopujące świnki przygarnąłem jakiś czas temu na wyprzedaży w jednym ze sklepów online.
Rzut okiem na grę
Schweinsgalopp to bardzo króciutka gra. Dostajemy tylko 7 losowych kart i w każdej turze wybieramy i zagrywamy jedną z nich, poruszając świnką w odpowiednim kolorze. Świnka przesuwa się zawsze na kolejne wolne pole. Jeśli drogę blokują jej inne świnki, przeskakuje je i po prostu ląduje tuż przed nimi. Gdy ma szczęście znaleźć się w tej chwili przed wszystkimi innymi świnkami, zdobywa dla gracza żeton pożywienia.
I teraz uwaga: Najważniejsza w grze okazuje się ostatnia karta, jaką zagramy z ręki. Jeśli nie jesteśmy w stanie za jej pomocą wyprzedzić odpowiadającą jej świnką wszystkich pozostałych zwierząt – tracimy wszystkie żetony, jakie zdobyliśmy w trakcie całej gry. Yes, yes, life is brutal.
Być może zastanawiacie się, czy to wszystko? Tak, to w zasadzie cała gra!
Na końcu instrukcji znajdziemy jeszcze tylko dwa warianty, ale to jedynie pomysłowa kosmetyka.
W pierwszym każdy gracz umieszcza przed rozgrywką po jednym żetonie jedzenia na torze i pierwsza świnka, która dotrze na takie pole, zdobywa ten żeton.
Drugi wariant to podpowiedź, jak nie przyprawić najmłodszych dzieci o traumę z powodu straty żetonów na koniec gry. Po prostu zachowujecie wszystko co zdobyliście. Tyle, że to już nie ta sama gra, prawda?
Wrażenia
Nie będę ukrywał, że czytając zasady do Schweinsgalopp byłem zdziwiony – aż po dalekie rejestry zszokowania. Spodziewałem się gry wyścigowej – czegoś prostego i gładziutkiego, bo dla dzieci, to czego się spodziewać, a tu proszę. Autor sobie pożartował. Bardzo inteligentnie i subtelnie.
Stworzył grę niby dla dzieci, a przecież nie taką znowu bardzo dziecinną. A przy okazji, sporo w niej uczy o życiu, prawda?
Jest w Schweinsgalopp sporo gry logicznej, bo opiera się ona wprost na problemach decyzyjnych. Jak zagrać te wszystkie swoje świnki, żeby zdobyć żetony, a na końcu ich nie stracić. I jak to zrobić, gdy znam swoje karty, a nie znam kart przeciwników. I w ogóle, jak to zrobić i co zrobić? *
W dwie osoby, to jeszcze nie tak trudno, to już wiem. Jak się dobrze obserwuje i kontruje przeciwnika, to raczej nie rozpaćka ci świnek w peletonie za bardzo. Grunt, żeby obserwować swoje tyły (jakkolwiek świńsko to brzmi, hihi).
Ale im więcej graczy, to właśnie, co? Większy chaos? Zbyt duże wrażenie losowości? A może wręcz przeciwnie – tym więcej frajdy i zwrotów akcji?
Jak myślicie?
[51/166] #półkawstydu #ogarniampółkęwstydu [lista] #16listopada2020#Schweinsgalopp #HeinzMeister #AbacusSpiele #rokwydania2000
„Schweinsgalopp” w serwisie Boardgamegeek
*Prawie jak przy decyzji, czy przystępować do Pracowniczych Planów Kapitałowych, prawda. Bo tu też nie sposób widzieć wszystkich „kart”.