Masz grę, prawdopodobnie dobrą, i… quo vadis?

Na zdjęciu widzicie Artura. Artur pręży kciuka, bo właśnie pokazał mi grę, która moim zdaniem działa i to nawet bardzo dobrze. Autor pogłaskany pochwałą cieszy się, jak najbardziej zasłużenie. Zresztą, pomimo nie chwali, jeśli coś jest słabe. Prism(a) na przykład nie pochwaliłem, choć inni przy stole po rozgrywce w trakcie zeszłorocznej, jesiennej Gratislavii, uprzejmie przyklaskiwali i uśmiechali się do ówczesnej wersji tejże gry. Autor taki miły, i taki przekonany o…, to jakże nie przyklaskiwać i się nie uśmiechać. No jakoś głupio tak, prawda? A ja, niewdzięczny cham i prostak, coś tam nawet żem skrytykował. Ale zęby zjedzone na recenzowaniu jednak do czegoś zobowiązują. Oszukiwanie autora pochlebstwami na temat jego gry nie służy nikomu i niczemu. Gra słaba, nie przystopowana albo nie skorygowana w odpowiednim momencie, to istny Dolchstoß w plecy autora.

Żeby nie było, że to tekst o mnie, nadmienię, że to wcale nie tekst o mnie. pomimo ma dystans do siebie, bo wie, co wie, i jeszcze lepiej, czego nie wie. A i w tym pewnie się myli. Znacznie. Więc, żeby nie było… To jest tekst o kciuku autora. Bo momenty, gdy autor unosi kciuka, są ważne dla nas wszystkich. W tych momentach wydają się gry.

Artur pręży kciuka, bo jest powód. Jego Reflecto rzeczywiście jest godna pochwały. To gra dwuosobowa rozgrywana echem na trzech planszach. Echem w takim sensie, że jak coś przesuniesz na jednej z nich, to to oddziałuje odpowiednio na inną – bo jest to refleksem ruchu na tej pierwszej. W swojej turze masz dwa przesunięcia swoich pionków, z których drugie może być agresywne, tzn. w jego efekcie można wypchnąć pionek przeciwnika z planszy. Wypychanie pionków przeciwnika jest satysfakcjonujące i przybliża do wygranej. Takie warcaby do potęgi trzeciej. Lepsze.

Wygrywasz Reflecto – gdy spełnisz warunki zwycięstwa. Tych były dwa – alternatywne, i chętnie bym Wam powiedział jakie, ale omskło mi się czasowo z tym tekstem po Mistrzostwach w Mölkky w Puszczykowie, gdzie się widzieliśmy z Arturem, i już zapomniałem. Serio, serio, bez ściemy. Tak mam, książki czytam od początku do końca, ale na końcu już nie pamiętam, co było na początku. Film rok po roku mogę oglądać jak nowy – o, taki tani jestem. Z grami mam podobnie, każda nowa wymazuje mi zasady trzeciej granej wstecz. Ale to oczywiście nie tekst o mnie, tylko o kciuku, tudzież Arturze, lub jego Reflecto. Nie pamiętam warunków wygranej, ale pamiętam, że były całkowicie uzasadnione, spójne, absolutnie logiczne w kontekście konstrukcji i klimatu gry. To nie zawsze jest oczywiste przy grach pokazywanych w prototypach. Tu już nie grałem w prototyp. Na tym etapie, w jakim widziałem Reflecto, można by postawić nad tą grą kropkę nad i. Zresztą taka zasada jakby teleportacji, pozwalająca przenosić pionki między planszami – odpowiedniego pola, na odpowiednie pole – taką kropkę jakby stawiała. Wraz z konstrukcją planszy, rozkładem tych specjalnych pól, z całym gameplayem, wszystko się w Reflecto mi spinało. A tak, żem sobie grę ulubował.

Szczerze przyznam, że wygrałem. Z autorem Arturem. Co samo w sobie powinno być chyba podejrzane. W kontekście mojej opinii o grze, bo mniemam jednak, że autorzy nie dają wygrywać testującym, by wpłynąć na ich opinię. Taki Martin Schlegel nigdy nie daje za wygraną. Nienawidzę go za to…, ale jego gry lubię.

Czy Reflecto jest dobrą grą bo wygrałem, czy wygrałem, bo jest dobrą grą, a ja dobrze grałem, więc nie mogłem nie wygrać? Tego nie powiem, bo sam problem badawczy w tej zagwozdce, przyznacie, z lekka niepoważny.

Za to poważnie całkiem zastanawiam się, co z takim Reflecto dalej. Prosta gra, logiczna, niewymagająca jakiegoś specjalnego wyposażenia. Czy taka gra ma szansę na wydanie, nawet jeśli dobra? Czy niesie w sobie taki sens – produkcyjny? Plansza i kilkanaście pionków. Co by się musiało dalej zadziać, żeby naród chciał kupować, a nie potworzyć własne samoróbki czy wersje print and play? Bo ja sam miałem ochotę sprintować. Alem za leniwy, a teraz jak widzicie, połowy zasad już nawet nie pamiętam.

Gry abstrakcyjne z prostym rekwizytorium nie mają łatwo. To truizm. Ale dla twórców takowych gier jednak trochę tragiczny. Pamiętam Triles Łukasza Rygało, które do dzisiaj tkwią na etapie print and play, choć one akurat miałyby potencjał z racji swojej kafelkowatości. Dziś, gdy Azule rules itede.

Arturze, nie wiem dokąd się zaprowadzisz z Reflecto, ale trzymam kciuki. Nawet jeśli obawiam się, że ta gra będzie miała większy rozgłos w postaci prototypu niż potem.

Może jakimś wyjściem byłaby antologia podobnych formatem (zasad i rekwizytorium) gier abstrakcyjnych – takie powiedzmy rewolucyjne: Autorzy abstraktów łączcie się. Ja bym się taką antologią ucieszył. Czemu nie…

Druga gra Artura, którą wspomniałem wyżej, Prism, będzie miała lepiej – i format, i planowany charakter elementów przyciągnie wizualnie. Rozmiar czasem ma znaczenie, grubość  czy splątanie pęczka reguł także. Nawiasem mówiąc, Artur Prism przepracował, bo ostatnio widziałem ją już w zmienionej wersji, bardziej sterowalnej, mniej losowej (bo nawet z jakąś odkrytą pulą) niż zaobserwowałem to na jesieni na Gratislavii. Artur zaczerpnął więcej i odważniej z kafelkowych klasyków, co wygładziło chropowatości. Czy Prism stanie się przez to mniej rewolucyjny w swoim koncepcie. Raczej nie. Motyw rozszczepienia wiązki światła jako przewodni szlaczek dla dynamiki tego, co tworzymy na planszy, pozostaje. Mi w Prism(ie) przeszkadzało ongiś, że było za dużo i za przytłaczająco. Teraz widać, że trend działań autora zmierza ku upraszczaniu. Jak się uprości, wszystko co uprościć się da, wtedy mamy szansę na całkiem dobry abstrakt predestynujący do pełnowymiarowego wydania. Tylko proszę, Artur, w duchu Alexa Randopha, w tym duchu.

2 komentarze

  1. Artur pisze:

    Wow. Marcinie, dziękuję za Twoją opinię i bardzo nieszablonowy tekst, który mnie się świetnie czytało. Cieszę się, że Reflecto przypadło Ci do gustu.
    Swoją drogą pracuję, nad jeszcze jedną drobną mechaniką do tej gry… czas i testy pokażą czy będzie jeszcze lepiej.

    • pomimo pisze:

      Daj znać, jak wyszło. Potencjalnie w ten koncept można wprowadzać pewnie dodatkowe rozszerzenia, na przykład specjalnie działające pionki. Pytanie, czy mniej to jednak nie więcej. Albo czy za dużo to nie za dużo.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *