Batyskaf
Wydawnictwo Granna organizuje raz do roku konkurs na grę planszową z matematyką w tle. Swój projekt może zgłosić każdy projektant-amator. Właśnie minął termin nadsyłania prac na VI edycję tego konkursu. W połowie grudnia 2018 r. dowiemy się, komu udało się zachwycić jury i która z pośród nadesłanych gier zostanie wydana. Niedługo też pojawią się na rynku gry nagrodzone w V edycji. (Tak, proces wydawniczy musi swoje potrwać). My na razie możemy się przyjrzeć zwycięzcy IV edycji konkursu „Wymyśl grę, zostań autorem Granny”, czyli grze Batyskaf, stworzonej przez Pawła Nowaka-Reitza, a zilustrowanej przez studio illutype.
W Batyskaf zagracie w gronie od 2 do 4 osób. Minimalny wiek gracza wskazany na pudełku to 7 lat, a czas rozgrywki ma wynieść ok. 30 minut. Gra zaprasza nas na podwodne fotosafari. Będziemy zanurzać się w tytułowym batyskafie w morskie głębiny, aby stworzyć jak najlepszą kolekcję zdjęć mieszkańców podwodnego świata.
Grę otrzymujemy w imponującym, ogromnym – przynajmniej w stosunku do zawartości – pudle. W środku znajdziemy sporą planszę, 4 pionki batyskafów i znacznik pierwszego gracza z plastikowymi podstawkami, żetony zwierzątek, talię kart tlenu i instrukcję. Poziom wydania gry stoi na dobrym poziomie. Plansza, pionki i żetony są wykonane bardzo solidnie. Na kartach wydawnictwo nieco chyba przyoszczędziło, bo przywodzą na myśl te z tańszych produkcji, ale wciąż nie jest to powód do jakichś szczególnych narzekań. Swoją rolę spełniają, cierpi co najwyżej estetyka.
Instrukcja do gry jest przyzwoita, w tym przynajmniej sensie, że rzeczywiście tłumaczy wszystkie reguły zabawy. Nie podoba mi się natomiast jej skład, który jest chwilami niechlujny, rozprasza uwagę, a nawet utrudnia zrozumienie logiki gry. Na pewno odradzam czytanie zasad na gorąco, już z dziećmi przy stole. Usiądźcie do niej sami, w ciszy, żeby móc sobie na spokojnie poskładać te kilka zależności, które jakby porozbiegały się po tekście.
Dobrym pomysłem było za to wzbogacenie instrukcji o autorskie wierszyki poświęcone każdemu z morskich zwierząt. Tu niekiedy nawet dorośli dziwili się, że żyjątka przedstawione w grze to prawdziwi, znani nauce z nazwy, przedstawiciele podmorskiej fauny. Większość graczy z zaciekawieniem sięgała pod czterowiersze poświęcone co bardziej niezwykłym okazom. Literatura niekiedy zgrabnie potrafi się przyczepić do planszówki. Tu właśnie tak jest.
Pochwalić trzeba także spójną, dobrze wprowadzającą w tematykę, warstwę graficzną gry. Kreska i dobór kolorów doskonale koresponduje z wiekiem głównej grupy docelowej. Dzieciom ilustracje bardzo się podobały, było sporo pozytywnych, radosnych reakcji na zwierzęta sportretowane na żetonach. Niektóre dzieciaki wręcz to ilustracje właśnie czyniły głównym kryterium przy wyborze zwierząt, które chcą sobie uwiecznić na zdobytych fotografiach.
Same zasady sprowadzają się do banalnie prostego konceptu: W swojej turze gracz dobiera jedną kartę tlenu, po czym decyduje, czy chce dobrać drugą i na tym zakończyć swój ruch, czy jednak woli zagrać karty tlenu z ręki, aby przeprowadzić zanurzenie. Jeśli postanowił się zanurzyć, batyskaf gracza wędruje na wybrany przez niego poziom głębokości na planszy, gdzie gracz „robi zdjęcie”, czyli wybiera sobie jeden ze znajdujących się na tej głębokości żeton zwierząt. Po sfotografowaniu zwierzęcia, gracz stara się wynurzyć batyskaf wraz z żetonem z powrotem na powierzchnię. Gdy uda się mu to w tej samej turze, zdobywa żeton zwierzęcia. Jeśli nie wystarczyło mu kart tlenu do pełnego wynurzenia, pozostaje pod wodą – w kolejnej turze losuje kartę, sprawdzając, czy pozwoli ona na wypłynięcie na powierzchnię. Ryzykanci są premiowani w Batyskafie szczególnie: Za przeczekanie w głębinach otrzymują dodatkowe karty. Za to, gdy dociągnięta karta nie pozwoli na wynurzenie – fotosafari uznaje się za nieudane, żeton zwierzęcia wraca na przewidzianą dla niego głębokość, a batyskaf gracza wynurza się awaryjnie.
Decyzyjności w Batyskafie nie ma zbyt dużo, co nie musi być zarzutem, bo ta jest po prostu przykrojona do wieku dzieci, dla których gra została pomyślana. Wszystko sprowadza się tu do wyboru: Czy jeszcze gromadzić karty z bąbelkami tlenu czy już nurkować po kolejne zdjęcie i ewentualnie – po które. Element możliwego ryzyka też przykrojono do maksymalnego minimum. Jedyna sytuacja, że zanurzenie się nie uda, to taka, gdy nurkujemy naprawdę ze zbyt małą ilością bąbelków. W przypadku, gdy mamy tlenu na zanurzenie się i wynurzenie, musimy zagrać wszystkie potrzebne karty. Chwilami żałowaliśmy, ale w świetle reguł gry nie da się w Batyskafie zbudować jakiejś bardziej wyrachowanej strategii – dla młodszych dzieci to plus, mniej frustracji, starszym jednak na dłuższą metę ta płaskość rozgrywki może się szybko znudzić. Choć patrząc z drugiej strony: Już z samego założenia to raczej nie jest gra dla starszych dzieci.
Gwoli rzetelności: Jest też w instrukcji wariant zaawansowany, wedle którego dostaje się dodatkowe punkty za posiadanie największej liczby żetonów zwierząt, żyjących na danej głębokości. Ten wariant nawet nieco urozmaica rozgrywkę, niestety tylko do momentu, gdy grający wyczują, że najbardziej opłacalne przy nim jest wyławianie żetonów ze średnich głębokości. A u nas dzieci wyłapały to już przy pierwszej rozgrywce w ten wariant. Może warto by było pomyśleć o zróżnicowaniu punktów bonusowych w zależności od trudności zbierania zwierząt z danej głębokości.
Zmierzając ku podsumowaniu: Grając w Batyskaf, będziecie koncentrować się na dwóch zasadniczo rzeczach: liczeniu bąbelków na kartach i liczeniu pereł na gromadzonych żetonach-zdjęciach. Dla dzieci słabiej radzących sobie z liczeniem zamieszczono nawet na planszy podpowiedzi, ile bąbelków potrzebują, aby zejść na daną głębokość i ile, aby w jednej turze móc się od razu wynurzyć. Przy zliczaniu pereł jakoś poradzić sobie muszą same (ewentualnie poprosić o pomoc), ale nawet ta potencjalna trudność nie czyni z Batyskafu gry jakoś szczególnie wymagającej.
Czy to źle? Czy to dobrze? Zależy czego szukacie. I dla kogo. Dla mnie taką górną granicą wieku dziecka, które Batyskafem mogłoby pobawić się dłużej, to jakieś 9-10 lat. Starszym graczom zbyt szybko zapachnie nudą. Im czasami już się nie chce nawet tym batyskafem ruszać po planszy, policzyć sobie przecież umieją, że i tak zaraz będzie w tym samym miejscu. To i po co…
Mimo wszystko Batyskaf okazuje się grą na poziomie, ogólnie całkiem sympatyczną. Zagraliśmy z przyjemnością, nawet w gronie dzieci ze starszej podstawówki. Spodobała się też dorosłym. Jako produkt, jako koncept, a najbardziej te wierszyki. Dorośli mają swoją zwykle już zmanierowaną percepcję. Dzieci ze starszej podstawówki za to spokojnie można uznać za jeszcze niezmanierowane. Zagraliśmy po razie w każdy z wariantów gry, ładnie podziękowały i poszły grać w co innego. Najmłodsze w gronie, któremu gra się wciąż jeszcze podobała bardzo, bardzo – musiało pójść za tłumem. Bo jak wiadomo – w planszówki samemu grać raczej trudno. A Batyskafie wariantu solo nie ma.
Moja rada: Kupcie sobie Batyskaf, tylko wtedy, gdy macie młodsze dzieci, które będą mogły grać w tę grę z młodszymi dziećmi. Lub jeśli sami lubicie grać z dziećmi w gry dla dzieci. Wtedy – myślę – zanurkujecie Batyskafem dokładnie w punkt. Czyli dokładnie tam, gdzie celuje ta gra.
Dziękuję wydawnictwu Granna
za udostępnienie egzemplarza gry do recenzji
ocena ogólna: 6/10
strategia / taktyka: 4/10
losowość: 6/10
interakcja: 2/10
wykonanie gry: 8/10
stosunek cena do jakości: 7/10
cena w sklepach: ok 60 zł
moja ocena dla „Batyskaf” w serwisie BGG: (brak wpisu gry w BGG)
Podstawowe informacje o grze:
Tytuł: Batyskaf
Liczba graczy: 2 – 4
Wiek: od 7 lat
Czas gry: ok. 30 min
Wydawca: Granna
Projektant: Paweł Nowak-Reitz
Instrukcja: polska
Zawartość pudełka:
• plansza
• 30 żetonów zwierzątek
• 60 kart tlenu
• 4 pionki batyskafów z podstawkami
• 1 znacznik pierwszego gracza z podstawką
• instrukcja
„Batyskaf” w serwisie BGG (brak wpisu gry)