Przez skwar, od jasnego nieba do rudej roli jak na sznurze wielkie pranie sztywno rozwieszony w powietrzu, przez skwir ptactwa polnego, przez ojczystej ziemi skwierczenie na przyrody i dziejów gorącej blasze, jedzie, kolanami chudymi chude boki rumaka swego Rosynanta ściskając, bohaterski rycerz Don Kichot.
Już niebawem dowiecie się o nim więcej, w pierwszym zdaniu zaś o to tylko chodziło, żeby wjechał Don Kichot w ów skwar i skwir, i skwierczenie, i zarazem pierwszy ślad na tej białej przedtem kartce zostawił, i przejechał dalej, a wy – byście oczy zaciekawione na rycerza unieśli i czekali, co też go spotka.
Oto pierwsze zdania z dziełka pod tytułem „Niezwykłe przygody Don Kichota z La Manczy według Miguela Cervantesa de Savedry na nowo opowiedziane przez Wiktora Woroszylskiego”. Nie bez przyczyny wybrałem ów cytat na początek tej recenzji; a na pewne nie tylko dlatego, że także i gra, o której opowiedzieć chcę dzisiaj, ma w swoim tytule imię błędnego rycerza z Manchy. Tknęło mnie przede wszystkim podobieństwo, w jaki opowieść i twórcy gry zapoznają nas z postacią Don Kichota – bo i sięgając po grę rzuci nam się w oczy przede wszystkim jego smukła, kurczowo trzymająca się boków Rosynanta sylwetka. O ile jednak opowieść obiecuje nam ponowne, rychłe spotkanie z Don Kichotem i tę obietnicę spełnia, o tyle autor gry – Reinhard Staupe – nieco sobie ze swoich graczy zażartował. Aż ciśnie się na usta parafraza słów Woroszylskiego:
W pojawieniu się błędnego rycerza na okładce zaś o to tylko chodziło, żeby wjechał Don Kichot w ów skwar i skwir, i skwierczenie, i zarazem pierwszy ślad po sobie zostawił, i przejechał dalej, a wy – byście oczy zaciekawione na rycerza unieśli i czekali, czy w ogóle coś go w tej grze spotka…
Dość jednak tymczasem. Nie budujmy fałszywego napięcia tam, gdzie go nie ma. Don Kichota w „Don Quixote” z programu niemieckiego wydawnictwa Pegaus Spiele jest dokładnie tyle, co nic. Ma się pojawić w przyszłości, w dodatkach do gry, co nawet napisano małym druczkiem w instrukcji. Autor przygotował już zresztą specjalny, dodatkowy kafelek Sancho Pansy, który ma być dostępny w mini zestawach – w sprzedaży i na różnych targach. Jednak – trzymając się faktów – w omawianej tutaj grze jako takiej, ani Don Kichota, ani Sancho Pansy, ani Dulcynei ni widu ni słychu. Są za to zamki, wiatraki, kościoły i rycerze, porozrzucane na kafelkach, za pomocą których gracze budować będą swoje księstwa. Bo to gracze właśnie przejmują nieco wesołego szaleństwa Don Kichota – z tym że tutaj te błędne fantazje pogromcy wiatraków przybierają często całkiem logiczne kształty.
Przy „Don Quixote” bawić się może od jednej do czterech osób i w każdym przypadku gra spełni całkowicie swoje zadanie. Bo „Don Quixote” to dużo bardziej łamigłówka zaklęta w kształty takiej niby-gry, niż gra w normalnym znaczeniu tego słowa. Przede wszystkim, nie ma w niej absolutnie żadnej interakcji, jeśli nie liczyć rywalizacji o jak najlepszy wynik punktowy swoich działań. Czy więc siądziemy do tej planszówki samotnie, czy z innymi, zasada zabawy się nie zmieni. Runda w rundę ułożymy na planszy księstwa jeden z dostępnych na danym etapie gry kafelek, trzy razy w grze podliczymy punkty i porównamy wynik – czy to z własnymi, poprzednimi wynikami, czy też z wynikami pozostałych graczy.
W „Don Quixote” ułożymy na osobistej planszy księstwa dokładnie 24 kafelki terenu w swoim kolorze. Dwa pierwsze to zawsze zamki: jeden o wartości 6, drugi o wartości 4. Pozostałe kafelki odkrywa się z zakrytego stosu, partiami, bo gra dzieli się na trzy etapy, z których każdy zakończony jest podliczeniem punktów. Przykładowo w pierwszym etapie gry gracz odkrywa 9 kafelków, etap obejmuje więc 9 rund, z których każda wygląda podobnie: Odkrywa się górną kartę pozycji ze stosu i wszyscy gracze wybierają jeden ze swoich kafelków dokładnie na polu wskazanym przez tę kartę. Kafelek można przy tym obrócić o 180 stopni i nie ma obowiązku kontynuowania wszystkich dróg. Wręcz przeciwnie, gra jest pomyślana w taki sposób, że bardzo często nasze księstwo sprawiać będzie wrażenie nieco nieposkładanego. Nie o estetykę tu jednak chodzi, a o zdobywanie punktów.
W ramach każdego z trzech podliczeń gracze otrzymują i natychmiast zaznaczają na torze punktacji punkty za połączone ze sobą drogami wiatraki i (osobno) kościoły, przy czym wyraźnie premiowane są dłuższe serie budynków. Dalsze punkty (4 i/lub 6) zdobyć można także za zamki, o ile udało się graczowi połączyć z nimi odpowiednią ilość rycerzy – odpowiednio: po pierwszym etapie 1, po drugim 2, po trzecim 3. Kolejną kategorię punktacji stanowi tzw. wartość obronna księstwa. Jeśli na koniec etapu gracz może wykazać się rycerzami o odpowiedniej sumie wartości, a rozmieszczonymi u brzegu planszy i znajdującymi się na drodze, która wiedzie bezpośrednio poza granice księstwa – wtedy może sobie doliczyć 5 punktów. I wreszcie na sam koniec gry można poprawić swój wynik punktami za najsilniejszą grupę własnych rycerzy – oczywiście także połączonych ze sobą siecią dróg.
Niemieccy gracze, którzy o „Don Quixote” ostatnio raz po raz dyskutują na swoich forach internetowych, porównują tę grę z jednej strony do Carcassonne (bo i tu dokładamy kafelki, starając się budować większą całość) z drugiej do takich gier jak „Cities”, „Take it easy”, „Fits” (gry typu solitaire przewidziane do rozgrywania w towarzystwie). Ta ostatnia cecha „Don Quixote”, a dokładniej fakt, że autorowi udało się stworzyć proste reguły doskonale ujmujące zabawę w ścisłe, klarowne ramy , a do tego wciąż stawiające przed graczem jakieś wyzwanie i to niezależnie od liczby osób biorących w rozgrywce – to chyba największa szansa tej gry na pozyskanie fanów.
Muszę przyznać, że „Don Quixote” ma te właściwość, że o wiele sympatyczniej wypada na stole, niż można by sobie pomyśleć po lekturze instrukcji. Brak interakcji ujmuje co prawda nieco przyjemności z rywalizacji, każdy gra przecież sam dla siebie, wspólne są jedynie ogólne reguły gry i koordynaty narzucane przez karty pozycji, ale gra nie trwa zwykle dłużej niż 20 minut i moim zdaniem prezentuje się w formie optymalnie wyważonej dla tego, czym chce być. Jest w tej grze sporo typowego dla łamigłówek główkowania, rozrzedzonego elementem losowym, wynikającym z odkrywania kafelków terenu i kart pozycji.
„Don Quixote” to zatem przede wszystkim dobra propozycja dla graczy ze środowisk lubujących się w łamigłówkach. Rozrywka, która zwykle daje się konsumować w samotności, w tej grze podana została w wersji wieloosobowej. Poza tym jest to też pozycja godna polecenia jako gra rodzinna, szczególnie jeśli szukamy gry absolutnie bezkonfliktowej. „Don Quixote” na pewno nie zdenerwuje.
Dla mnie „Don Quixote” jakimś wielkim odkryciem nie był, ale pogardzić nim, nie pogardzę. Gra jest sympatyczna, pomyślana całkiem na poziomie, wydawniczo opracowana świetnie. Trochę może brakuje jej pazura, jakiegoś elementu, który pozwoliłby ujrzeć w niej coś więcej ponad przeciętnie dobrą grę. Już same liczne porównania do innych gier, które nasuwają się przy tym tytule, dają dużo do myślenia. I najważniejsze pytanie na koniec. Czy odwołania i podobieństwa do tylu popularnych gier pomogą czy przeszkodzą „Don Quixote” zdobyć swoją własną popularność? Na razie, obserwując przynajmniej reakcje graczy w Niemczech „Don Quixote”, trzyma się na dobrej fali. Ale to w Niemczech, w Polsce przeciętny gracz nie ma niestety aż tylu momentów odniesień. Pozostaje więc chyba po prostu grę wypróbować. Tym bardziej, że jest taka możliwość. „Don Quixote” dostępny jest w wersji online w serwisie
Brettspielwelt.de.
für die freundliche Bereitstellung des Rezensionsexemplars.
za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Punktometr Spiellusta
ocena ogólna: 6/10
strategia / taktyka: 5/10
losowość: 5/10
interakcja: 0/10
wykonanie gry: 10/10
stosunek cena do jakości: 7/10 (Rebel.pl 109,95 PLN )
moja ocena dla „Don Quixote” w serwisie BGG: 7
Podstawowe informacje o grze:
tytuł: Don Quixote
Liczba graczy: 2 – 4
Wiek: od 8 lat
Czas gry: 20 – 30 min
Wydawca: Pegasus Spiele
Projektant: Reinhard Staupe
Instrukcja: niemiecka
Zawartość pudełka:
* 4 plansze księstw
* 1 plansza toru punktacji
* 96 kafelków terenu (po 24 w 4 kolorach graczy)
* 4 znaczniki punktów
* 24 kart pozycji
* 4 małe plansze z graficznym skrótem zasad
* instrukcja
Don Quixote na BGG
Deutsches Résumé Betrachtet man zuerst das Cover des Spiels „Don Quixote” (Reinhard Staupe, Pegasus) begegnet uns der irrende Ritter stolz samt seinem Schildknappem Sancho Pansa, und man könnte denken, hier verspricht man uns ein schönes Abenteuer rund um den bekannten Helden. Öffnet man aber die Schachtel, greift hinein und gräbt das gesamte Spielmaterial heraus, kommt es schnell zu einer Ernüchterung. An Don Quixote fehlt es in dem Spiel, das gerade ihn zum Thema gemacht hat. Wer den ausgezehrten Dulcinea-Liebhaber vermisst, der findet bloß eine weitere Versprechung – diesmal in der 4-seitigen Regel, wo mit ein paar Worten im Kleingedruckten steht, dass er, Sancho Pansa, ja, und sogar Dulcinea in Zukunft noch erscheinen werden… als Erweiterungen. Ein bisschen Mist, muss ich sagen, denn wenn man sich für ein Spiel zum Thema „Don Quixote“ entscheidet, dann tut man es zum großen Teil wegen des Genannten selbst. Es stimmt zwar, dass man hier dem Spieler auf angenehm illustrierten Plättchen sichtbar viel geboten hat: Schlösser, Windmühlen, Kirchen, sogar Ritter – was einen Stück für Stück zusammengesetzt in ein phantasievolles Fürstentum des etwas verrückten Ritters zu versetzen vermag. Nur ohne den titelgebenden Landadeligen freut das irgendwie ein ganzes Stück weniger. Klingt dies nach Nörgelei? Kann sein, aber in der Tat bin ich kein Fan von solcher Themengebungen, bei der das Thema eher an dem Spiel selbst vorbeigeht.
Was einem bleibt, ist der Versuch, einmal selber in die Rolle des Don Quixote hineinzuschlüpfen. Auch das fühlt sich zwar leider wie aufgesetzt an, aber mit etwas Phantasie schafft man es doch. Oder umgekehrt, was jedoch dem Spiel seltsamerweise nicht schadet, zumal wir gleich feststellen werden, dass es hier gar nicht um ein Abenteuer geht, denn es zählen bloß die Punkte. Mehr noch, man hat es hier nicht mit so einem gewöhnlichen Brettspiel zu tun, wie wir es gewohnt sind, bei dem man gegeneinander spielt und gerade daraus seinen Spaß gewinnt. „Don Quixote“ ist nämlich ein Knobel- und Puzzle-Spiel, bei dem aber die zugrunde liegende Solitärvariante ohne Probleme in eine Mehrpersonenbeschäftigung umgestaltet werden kann. Und gerade wegen dieser Eigenschaft enthüllt sich das Spiel mit seinen einfachen, gut durchdachten Regeln und kurzen Spieldauer trotzdem als eine interessante Empfehlung. Selbst das problem der fehlende Interaktion gerät irgendwie in den Hintergrund. Denn „Don Quixote“ wirkt auf dem Tisch besser, als man es nach der Regellektüre vermuten könnte.
Jeder Spieler bekommt ein Fürstentum-Tableau mit 24-Feldern und 24 Terrain-Plättchen, welche dann während des Spiels auf das Tableau kommen. Dazu deckt man jeweils eine Positionskarte vom Stapel auf, welche die Koordinaten eines der noch freien Felder beinhaltet. Die Partie startet man mit zwei Schlössern, die auf die erklärte Weise zu legen sind. Das eine hat einen Wert von 6, das andere 4. Dann wird das Spiel in drei Etappen gegliedert, in denen man jeweils eine bestimmte Anzahl an Plättchen aufdeckt (in der ersten Etappe sind das z.B. 9, in den folgenden immer weniger), aus welchen dann der Spieler Runde für Runde das eine Plättchen zum Legen wählt. Ist eine Etappe zu Ende, folgt eine Wertung.
Das Ziel der Spieler ist es, die verschiedenen Elemente auf den Plättchen möglichst geschickt über Wege zu verbinden. Für die Schlösser bekommt man die entsprechenden Punkte (und markiert sie dann auf der Wertungstafel), wenn man nach der ersten Etappe einen, nach der zweiten zwei und nach der dritten drei Ritter mit dem Schloss verbunden hat. Punkte gibt es auch für Windmühlen- und Kirchenketten. Längere Ketten sind dabei natürlich mehr wert als die kurzen. Weitere Punkte gewinnt man für die sog. Landesverteidigung. Dafür gilt es, die Ritter vom geforderten Gesamtwert an den Rändern des Fürstentableaus platziert zu haben. Sie müssen dabei über den Weg direkt von ihrer Plättchenhälfte die Fürstentumgrenze erreichen können. Und schließlich rechnet man sich auf der Punkteleiste die Punkte für seine wertvollste zusammenhängende Rittergruppe an. So steht das Ergebnis fest. Man vergleicht es mit seinen vorherigen Ergebnissen – falls man das Spiel als Solitär spielt, oder mit den Ergebnissen anderer Spieler am Tische.
Nur ungefähr 20 Minuten dauerte „Don Quixote“ bei meiner ersten Solo-Partie, und ich musste kapitulieren: War ich anfangs auch gar nicht überzeugt, dass das Spiel allein überhaupt Spaß bringen kann, so habe ich dann die paar Minuten aber auch auf keinen Fall bedauert. Das Mehrpersonenspiel war seltsamerweise auch nett. Knobel- oder Puzzle-Spiele mag ich zwar nicht besonders, bei „Don Quixote“ kann ich mich aber trotzdem gut amüsieren. Etwas Weltbewegendes hat das Spiel an sich zwar nicht, durch gut strukturierte Regeln, ein clever durchdachtes Punktesystem und eine nette Aufmachung von guter Qualität erweist es sich aber dennoch als durchaus angenehm.
Da sich das Spiel so leicht mit anderen Spielen dieser Art vergleichen lässt – zum einen mit Carcassonne (Legespiel), zum anderen mit „Take it easy“, „Cities“ oder „Fits“ (Solitärspielprinzip) – habe ich ihm gegenüber eher gemischte Gefühle. Man muss allerdings bedenken, dass ich diese Worte von Polen aus schreibe, wo man über einen deutlich anderen Hintergrund verfügt. Der durchschnittliche polnische Spieler kennt weder „Fits“ noch „Take it easy“, geschweige denn „Cities“. Für manche ist „Carcassonne“ inzwischen schon ein Begriff geworden, und so kann durch das Spiel ein Geschmackbezug zu „Don Quixote“ entstehen. Ob es „Don Quixote“ aber dadurch in Polen wirklich leichter (oder wirklich schwerer) haben wird – abgesehen davon, dass es hierzulande bisher nur in einem Onlineladen zu kaufen ist – bleibt schwer zu sagen. Dass in Deutschland bei den Diskussionen zu „Don Quixote“ Bezug auf die genannten (und ein paar andere bekannte Titeln) genommen wird, finde ich eher gut für das Spiel selbst. Wenn man selbst nicht so revolutionär wirken kann, ist es besser sich in guter Gesellschaft zu wissen. Spiellust-Punktometer
Gesamtnote: 6/10 Strategie /Taktik: 5/10 Glücksfaktor: 5/10 Interaktion: 0/10 Material: 10/10 (Bilder von dem Spiel befinden sich im polnischen Text oben.) Preis-Leistungs-Verhältnis: 7/10 (nach dem Preis des Spiels in Polen)
meine BGG-Note für „Don Quixote„: 7
Résumé: pomimo |