Dubbe (recenzja)
Pfälzer, czyli mieszkańcy Palatynatu Reńskiego w zachodnich Niemczech, mają zwyczaj przesiadywania po knajpkach, by wspólnie grać w karty i opowiadać sobie historyjki czy anegdoty. Pija się przy tym Weinschorle – wino delikatnie rozrobione wodą. Szklanka do tego trunku zwie się Dubbeglas. Jej cechą charakterystyczną są okrągłe wgłębienia na całej zewnętrznej powierzchni, które mają funkcję nie tylko ozdobną, ale także praktyczną. Dzięki nim Dubbeglas wygodnie leży w dłoni.
Pudełko Dubbe, gry z lewami, stworzonej przez Klausa Geisa i wydanej nakładem Palatia Spiele, przypomina taką właśnie Dubbeglas. W środku czeka na nas emocjonujące spotkanie w gronie postaci ciekawych, bo wyraźnie charakternych.
Dubbe. A szczepki nie chcesz?
Po swojej ebbes, grze z dynamicznym przydzielaniem funkcji poszczególnym kolorom talii, Geis idzie z Dubbe jeszcze krok dalej. Tu wciąż kolory kart otrzymują swoje znaczenie dopiero w trakcie rundy, ale dodatkowo – zmieniać się mogą też gracze, którzy za poszczególne kolory punktują. Dlatego też w Dubbe, obok talii kart, najważniejszą rolę grają żetony wędrujące raz po raz po stole.
Postaci, jakie widzimy na owych żetonach, to satyrycznie zarysowany przekrój charakterów, jakie można by spotkać przy typowym palatyńskim stammtischu. Jest więc Aagewer (=chwalipięta), z lekka nadęty bufon. Jest niepewny siebie, może nieco zakompleksiony Wieschwieschmän (= Wiesz, co mam na myśli), który za każdym razem potrzebuje się upewnić, czy na pewno pozostali dobrze go zrozumieli. Jest marudny Jammerlabe (=Jęczydusza), a także traktowany z pobłażliwością, odlepiony od rzeczywistości, ale zawsze chcący być w centrum uwagi Jo Lossen (= Dobra, niech sobie gada). I jest także Gliggsridder (= szczęściarz), któremu los sprzyja, nawet jeśli się nie bardzo o to stara.
Czy w rozgrywce ten niemiecki, znaczony dialektem folklor i specyficzna autoironia mają jakieś wielkie znaczenie? Na szczęście nie. Charaktery postaci po prostu pozwalają w jakimś stopniu zrozumieć, dlaczego te bardziej sympatyczne przynoszą punkty in plus, a te dające się lubić mniej – punkty in minus, ale tak poza tym Dubbe jako koncept okazuje się ogólnie bardzo uniwersalna.
To przede wszystkim ciekawy materiał na interesującą grę także na polski rynek. Temat można jej zmienić bez szkody dla samej materii. Co w sumie cieszy i mnie osobiście, gdyż naprawdę niewiele brakowało, a odradziłbym Geisowi podsyłanie mi Dubbe do recenzji. W pierwszym odruchu uznałem nawet, że niepotrzebnie narazi się na wydatki, bo też kogo w Polsce mogłaby zainteresować gra tak tematycznie jednak hermetyczna. A tu proszę, okazuje się, że nie trzeba wcale wiele wysiłku, żeby dostrzec potencjał, gdy się tylko umie skoncentrować uwagę na najistotniejszym.
Koła zamachowe Dubbe
Dubbe łączy solidną tradycję gier z lewami z nowatorstwem. Jeśli chodzi o granie kartami, to tu Geis nie bawi się w rewolucje. Jest tradycyjny obowiązek obsługi koloru. Lewę zabieramy, zagrywając najwyższą wartość w żądanym kolorze lub przebijając stawkę kolorem atu. Nie ma jedynie obowiązku przebijania. Co akurat w Dubbe ma znaczenie bardziej niż kluczowe.
Dlaczego? A dlatego, że to nie jest gra, w której wygrywamy zabierając ze stołu, co się tylko da. Trzeba grać dużo bardziej elegancko. Mistrz Dubbe będzie wiedział, kiedy wziąć lewę, a kiedy – wręcz przeciwnie. Sama liczba zdobytych lew czy kart nie ma bowiem absolutnie żadnego znaczenie. Serce gry bije na zupełnie innym poziomie. Dla punktacji liczą się żetony postaci i znajdujące się na nich kości. Geis rozwinął w Dubbe swój pomysł na przydzielanie funkcji kolorom dopiero w trakcie rundy. W ebbes ta koncepcja funkcjonowała już ciekawie. Za to w Dubbe… jest ciekawie do kwadratu.
Za każdym razem, gdy po raz pierwszy w rundzie wprowadzamy do gry nowy kolor kart – czy to wyznaczając go jako atu, czy otwierając nimi lewę – natychmiast przyporządkowujemy ten kolor do pierwszego wolnego żetonu postaci, a sam żeton kładziemy przed sobą. Na nim umieszczamy kość w przyporządkowanym postaci kolorze. Wartość na kości – na początku zwykle 1 – wskazuje liczbę punktów, jaką możemy zdobyć lub stracić.
Od momentu przyporządkowania koloru do postaci, każda kolejna lewa wywołana danym kolorem podnosi wartość na kości o 1. Jeśli lewę zdobywa aktualny posiadacz żetonu, przekręca tylko kość. Jeśli natomiast lewę wygrywa inny gracz, wtedy żeton zmienia właściciela. Ten gracz, który traci żeton, odczytuje sobie z kości plus- względnie minuspunkty i zaznacza je na torze punktacji, po czym podnosi wartość na kości i oddaje postać zwycięzcy kolejki.
Poza zliczaniem punktów przy każdej stracie żetonu postaci istnieje w Dubbe także punktacja końcowa. Gdy gracze zgrają już wszystkie karty, doliczają sobie punkty z kości na żetonach postaci leżących w tym momencie przed nimi.
Głębia prostoty
Ta na pierwszy rzut oka mocno niezwykła w regułach gra okazuje się – już po pierwszej, zapoznawczej partii – w istocie klarowna i przejrzysta. Podział na charaktery, które pozwalają zyskać, i na te, które oznaczają stratę punktową oraz ustalony porządek ich wchodzenia do gry zmuszają nas po prostu do takiego dysponowania kartami z ręki, żeby nie dać sobie wcisnąć uciążliwego Jammerlabe czy Aagewera. Jednocześnie walczymy o Gliggsriddera, Wieschwieschmäna, a także o Jo Lossena. (Ten ostatni to co prawda tylko/aż 3 punkty na koniec gry, ale też przywilej ignorowania obowiązku obsługiwania koloru w jej trakcie.)
W efekcie bierzemy udział w zabawnym tańcu kolorów i wartości. Jest w grze sporo zaskoczeń, bo Dubbe okazuje się – dzięki właśnie zdynamizowaniu mechaniki lew – grą o odpowiedniej głębi.
Te ramy rozgrywki, które nam stworzył Geis pozwalają i na odrobinkę blefu i na podpuszczanie przeciwników. Dobrze mieć mocne nerwy, dobre wyczucie odpowiedniego momentu, a także żyłkę ryzykanctwa.
Potencjał z grubsza wymierzony
Gra się dobrze skaluje – w zależności od liczby graczy używamy w każdym kolorze kart ze wskazanego przedziału wartości. Dzięki temu już i grając w trójkę odczuwamy pełną satysfakcję z zabawy. Wraz ze wzrostem liczby graczy Dubbe staje się tylko bardziej wymagająca. Więcej grających to więcej informacji do wydedukowania.
Wariant 2-osobowy wykorzystuje taką samą liczbę kart jak dla trzech graczy, ale – inaczej niż w ebbes – nie zmusza nas wcale do grania z “dziadkiem”. Karty trzeciego gracza leżą przez całą rundę na boku stołu i budują swoistą niewiadomą. Obaj żywi gracze – podobnie jak w wariantach a więcej osób – muszą się aranżować z ręką przeciwnika i próbować ustalić, co ten ma, a co zostało w kartach odłożonych z gry.
Długość rozgrywki w Dubbe można sobie dość elastycznie dostosować do potrzeb i możliwości czasowej. Liczbę rund gry ustalają sobie wspólnie gracze. Wystarczy pamiętać, żeby każdy tyle samo razy był rozdającym.
Mimo ściśle ustalonej ramy rozgrywki i kolejności wprowadzania poszczególnych postaci do gry, Dubbe potrafi zafascynować na dłużej – a to za sprawą ciekawych wyborów, przed którymi stawia grających. Szczególnie miłośnicy klasycznych gier karcianych odnajdą tu w dobrze znanym im stafażu coś odświeżająco nowego.
pomimo’s selection
Dubbe jest w Polsce niedostępna. O ile się nie mylę, obecnie można ją zakupić tylko u na stronie Palatia Spiele. Z przesyłką do Polski wychodzi jakieś 26 Euro. Myślę, że i sam autor nie robi sobie złudzeń, że pokazując grę na polskim blogu planszówkowym pozyska u nas klientów. Gra jest interesująca, niebagatelna, ale my nasze pieniądze niechętnie wydajemy na aż taki nie-mainstream. No i większość jednak woli, żeby gra także wyglądała. A ta wygląda jak gra z małego niemieckiego wydawnictwa.
Zresztą tak naprawdę za intencją Geisa umieszczenia tej gry na moim blogu kryje się raczej pokazanie jej gdzieś dalej, zaprezentowanie jej polskim wydawcom. Z nadzieją, że może zwrócą na nią uwagę. Geis dorzucił do paczki egzemplarz, który mogę wypożyczać zainteresowanym wydawnictwom. Podobnie jak w przypadku ebbes – można do mnie napisać.
Dziękuję wydawnictwu Palatia Spiele
za udostępnienie egzemplarza gry do recenzji
Punktometr Zagramy
Dubbe 8/10
Podstawowe informacje o grze:
Tytuł: Dubbe
Liczba graczy: 2 – 5
Wiek: od 10 lat
Czas gry: 45 – 60 min
Wydawca: Palatia Spiele
Projektant: Klaus Geis
Język: niemiecki, angielski
Dubbe” w serwisie Boardgamegeek
Gra w sklepie wydawcy
Jedna z moich ulubionych gier. Pamiętam ją jakiś czas temu.