Iluzja
Iluzja to kolejna, po The Mind i Blue Banana, mała gra karciana Wolfganga Warscha. Ja osobiście zdecydowanie bardziej wolę jego większe produkcje. Szarlatanów z Pasikurowic i Karczmę pod pękatym kuflem objąłem zresztą patronatem Zagramy, a przy tłumaczeniu instrukcji do Karczmy oraz Szeptuch, czyli dodatku do Szarlatanów, miałem przyjemność konsultacji kilku mało dla mnie precyzyjnych zapisów w nich z autorem tych gier. Wolfgang to bardzo konkretny człowiek, bierze odpowiedzialność za swoje publikacje, ale też absolutnie nie jest bezkrytyczny wobec swojej pracy. Chętnie i z otwartością słucha spostrzeżeń i tam, gdzie widzi, że można coś inaczej, potrafi podziękować za radę.
Do Iluzji od początku podchodziłem z rezerwą. Gry karciane Warscha – a po trzech przykładach można już chyba wyznaczać rysy charakterystyczne – sprowadzają się mechanicznie do rozpracowania jednego jedynego konceptu. W The Mind (w Polsce także wyd. Foxgames) to ostatecznie wspólne łapanie tego samego rytmu wykładania kart, Blue Banana (wyd. Piatnik) zbudowana jest na efekcie Stroopa. Iluzja – jak jej sama nazwa wskazuje – bazuje na zmyłkach optycznych, jakie budują zestawione ze sobą w różny sposób kolory na kartach.
The Mind grałem raz i zupełnie mi nie podeszła, to chyba nawet taka gra, że albo jesteście wobec niej na „tak”, albo na „nie”. W Blue Banana nie grałem jeszcze, ale podczytywałem zasady, i tu wydaje mi się, że gra ma szansę się rzeczywiście spodobać, a w odróżnieniu od Gry pozorów (wyd. Nasza Księgarnia), przy której trzeba umieć czytać, ma nawet szerszy zasięg, jeśli potraktujemy ją jako grę rodzinną, bo operuje tylko ilustracjami. Przy Iluzji – gdy tylko przeczytałem te kilka zasad w instrukcji wielkości małej ulotki – raczej skłaniałem się, że moja opinia pójdzie tym samym tropem, co przy The Mind. Koncepcyjnie wiało nudą…
Wszystko, co robimy w tej grze to:
1) bierzemy kolejno po jednej karcie z wierzchu odkrytego stosu i wpasowujemy ją odpowiednio w ciąg leżących już na stole kart albo
2) kwestionujemy poprawność wykonania zadania przez poprzedniego gracza.
Karta strzałki, leżąca w danej rundzie na początku rzędu, wskazuje nam, na jakim kolorze wszyscy się koncentrują. Zawartość koloru na kolejnych kartach w rzędzie musi po prostu rosnąć. Jeśli gracz jest przekonany, że przeciwnik położył swoją kartę nieprawidłowo lub widzi, że tamten zdecydował się dołożyć swoją kartę, bo nie zauważył pomyłki któregoś z poprzednich graczy, może zadeklarować chęć sprawdzenia poprawności wyłożenia kart. Procentowe wyliczenia zawartości poszczególnych barw na rewersach kart pozwalają skontrolować czy zarzut o pomyłkę był słuszny. Gdy okaże się, że tak, gracz kwestionujący otrzymuje kartę strzałki, w przeciwnym wypadku broni się racja gracza, który dołożył ostatnią kartę do rzędu przy strzałce i wtedy strzałka należy do niego.
Gramy tak, aż któryś z graczy zdobędzie trzy strzałki, co oznacza, że wygrywa. Można też się umówić, że gramy pełne 12 rund i dopiero wtedy patrzymy, kto ma najwięcej kart strzałek. Ten drugi wariant ma ten mankament, że przy parzystej liczbie graczy oraz przy trzech graczach może się skończyć po prostu na remisie.
No właśnie, liczba graczy i poziom frajdy z zabawy w Iluzję… Ja chyba zrobiłem ten błąd, że do pierwszej rozgrywki siedliśmy w 2 osoby. Znacie już moje nastawienie początkowe do gry i czego się po niej (nie) spodziewałem. Ta – niech to licho – zasada samosprawdzającej się przepowiedni sprawdza się chyba także w przypadku recenzenta. Zagraliśmy, ja nawet wygrałem, dwa razy z rzędu! Ale żeby mi coś urwało, nie powiem. Grę uznałem za poprawną, przeciętnie dobrą, tylko z przeliczenia kart strzałek i opcji zagrania pełnych 12 rund wyszło mi, że Wolfgangowi się coś omskło, bo jakby dodać trzynastką strzałkę, to można by grać i w 6 osób, a 13 nie jest podzielne ani przez 2, ani przez 3, ani przez 4, ani przez 5 i przez 6 też się nie dzieli, więc przynajmniej to niebezpieczeństwo remisu przy dokładnie równomiernym zebraniu strzałek przez graczy byłoby zażegnane. I z tym jakże mądrym wnioskiem, zadowolony z siebie, odłożyłem Iluzję na półkę.
Na szczęście dla gry, nie pisze się recenzji po jednej rozgrywce. A niebawem nadarzyła się okazja zagrania i w większym i w bardziej zróżnicowanym pod względem doświadczenia w tym hobby gronie współgraczy. Wyszło po prostu, że tak jak The Mind, tak i Iluzja niekoniecznie jest już po prostu propozycją dla mnie. Bo nagle się okazało, że reszta przy stole bawiła się znakomicie, a w sumie to i mi nawet udzieliła się fascynacja wygrywaniem kart strzałek. Zagraliśmy bodaj trzy partie, a potem jeszcze z dwie nowo wprowadzonymi w zasady osobami, które sobie ot tak z zaciekawieniem przystanęły przy naszym stoliku.
Obserwowałem, co się podobało najszczególniej i były to: ultraproste zasady, ciekawe kompozycje barw i kształtów na kartach (tym bardziej emocjonujące, im trudniej było oszacować procent zadrukowania karty rozpatrywanym kolorem), jakaś tam przestrzeń do taktyki, stworzona graczowi przez grę (bo, czy sprawdzić karty, czy dołożyć i sprowokować następnego po nas do sprawdzenia?).
W dwie osoby to bym do Iluzji raczej niechętnie znów zasiadł. Tu sięgnę szybciej choćby po Kingdomino Duel tego samego wydawcy. Natomiast już od 3 graczy Iluzja zaczyna mieć dla mnie sens. Graliśmy z satysfakcja i w 5, a nawet w 6 osób, bo w sumie i tak się da, choć teraz chyba wiem, dlaczego Wolfgang tak ostrożnie zatrzymał się na 5 graczach. Przy pięciu już ten rytm gry tak się rozkłada, że względnie rzadziej jesteśmy konfrontowani z alternatywą „dołóż” vs. „sprawdź”. Przynajmniej na tym pierwszym etapie poznawania się z grą. Bo im bardziej nabierzemy wprawy we właściwym szacowaniu zawartości kolorów na tych naszpikowanych efektami iluzji kartach, tym bardziej potrafi wydłużać się ich rząd na stole.
Ostatecznie Iluzja potrafiła się wybronić sprzed mojego pierwotnego do niej uprzedzenia. To dla mnie wciąż gra zbyt mało interesująca mechanicznie, ale ponieważ często gram z ludźmi dopiero zaczynającymi z planszówkami, to dobrze mieć i taki tytuł w regale. Bo właśnie do takiego grona odbiorców, do ludzi szukających gier z minimum zasad, a proporcjonalnie maksymalną dawką frajdy – Iluzja jest kierowana.
„Magiczny fenomen zamknięty w talii kart” – czytamy na poręcznym pudełku gry, i właściwie ten slogan nikogo nie oszukuje. Iluzja to prosta i przystępna dla każdego gra wykorzystująca ciekawe zjawiska optyczne. Niekoniecznie co prawda wykorzystuje swój potencjał, bo jakby się zastanowić, to aż się prosi o dodatkowe warianty rozgrywki, np. z dokładaniem kart nie do jednej, a do dwóch czy trzech kart strzałek, i rozbudowywania krzyżujących się rzędów kart, albo chociażby możliwość wybierania między kartą ze stosu, a kartą z ręki gracza, itd. itd. Ale myślę, że na takie ciekawe warianty zawsze można wpaść spontanicznie, o ile tylko Iluzję potraktujecie nie jako zamknięty i zapieczętowany koncept, a jako zaproszenie do kreatywnej zabawy również na ustalonych w swoim gronie zasadach.
Dziękuję wydawnictwu Foxgames
za nadesłanie egzemplarza gry
Punktometr Zagramy: Iluzja 7/10
Podstawowe informacje o grze:
Tytuł: Iluzja
Liczba graczy: 2 -5
Wiek: od 8 lat
Czas gry: ok. 15 min
Wydawca: Foxgames
Projektanci: Wolfgang Warsch
Instrukcja: polska
Iluzja” w serwisie Boardgamegeek
cena w sklepach: ok. 30 zł, ale sprawdź, czy gdzieś nie jest taniej