Kosmiczni piraci
Jesteś kapitanem przemierzającym niezbadane obszary galaktyki. Zdobądź jak najwięcej kosmicznych skarbów i zostań najsłynniejszym piratem międzygwiezdnych szlaków! – zachęca mnie tekst na pudełku Kosmicznych piratów. No dobrze, myślę sobie, skoro już podobno jestem tym kapitanem, to czemu nie – naj, naj lubię być przecież w każdej dziedzinie. Więc i najsłynniejszym być nie zaszkodzi. Tylko jak?
Na początek na pewno trzeba by otworzyć pudełko z grą i wyjąć to, co ono w sobie mieści. To wyjmuję – najpierw instrukcję. Cztery stroniczki, albo raczej trzy, bo sporo ilustracji z przykładami. Przeczytałem szybko – raz, dwa – zasady napisane sprawnie, więc od razu wiadomo jak grać – dobra instrukcja zawsze nastraja mnie pozytywnie. Mogę teraz sięgnąć po resztę zawartości pudełka, oglądnąć ją i ocenić. Zerkam, wypycham żetony z wyprasek, rozpakowuję karty – i już czuję, i już widzę, że tu… nie mam uwag. Wręcz przeciwnie – to wszystko jest solidne, dobrej jakości, a przyjemne ilustracje ładnie podkreślają międzyplanetarne tło rozgrywki. Samo pudełko może aż tak bardzo nie zachęcało, ale gdy już się poprzyglądałem komponentom gry, to mam wrażenie, że mogą tworzyć coś ciekawego. Hm, czy ta gra już mnie ma? Jestem fanem Star Treków i Stargatów – to nie ma ze mną wcale trudno. Ale jeszcze nie wiem – na razie wiem, że chcę zagrać. Ergo – jest nieźle.
Trzeba przygotować stół do rozgrywki… Wyjmuję okrągłą planszę statków i kładę ją na środku stołu – ta plansza będzie służyć jako pomoc na temat kierunku lotu statków w trakcie gry. Naokoło układam sześć planet. Biorę żetony skarbów, tasuję je i rozkładam losowo na planetach – ich liczba na planetach zależy od liczby graczy. Ewentualne nadliczbowe żetony skarbów odkładam do pudełka. Teraz kartonowe pionki statku pirackiego i handlowego wkładam w plastikowe podstawki i – za wskazaniami instrukcji – na planety, z których startują. Na koniec muszę jeszcze podzielić karty piratów według kolorów. Każdy gracz bierze na rękę 8 kart w swojej barwie. W każdym komplecie kart są piraci o wartości od 1 do 7 (im większa wartość tym silniejszy pirat) oraz jedna karta teleportera.
Teraz ważny moment każdej gry – szczególnie takiej, której tematyka niekoniecznie odpowiada każdemu. A wiem, że przy stole siedzą i tacy, co od kosmosu raczej daleko. Czym ich przekonam? Może obietnicą, że tu zasad mało i że są proste? Na szczęście przy Kosmicznych piratach mogę to obiecać.
W swojej turze gracz wybiera jedną kartę z ręki i wykłada ją zakrytą obok dowolnej planety. Przy każdej planecie może leżeć tylko jedna zakryta karta, dlatego, jeżeli dokładasz swoją przy planecie, przy której już leżą jakieś karty – musisz odkryć poprzednio wyłożoną. Może to być pirat któregoś z graczy (w tej sytuacji zobaczysz po prostu jak silnego członka załogi wysłał on po skarby), ale może to być też karta teleportera. Teleporter pełni w tej grze rolę pułapki – swoją właśnie dołożoną kartę (bez ujawniania jej) usuń z gry razem z odkrytym właśnie teleporterem.
Jest jeszcze jedna ważna zasada obowiązująca przy dokładaniu kart. Jeżeli odwracasz kartę pirata przy planecie, na której jest akurat jakiś statek, wtedy musisz ten statek przemieścić na sąsiednią planetę. Statek handlowy porusza się przy tym zawsze zgodnie z ruchem wskazówek zegara, statek piracki – w przeciwnym kierunku. Ruch statków, sterowany przez graczy, to w Kosmicznych piratach ważny element mechaniki gry. W ten sposób można sterować długością rozgrywki. Partia kończy się bowiem w dwóch przypadkach: gdy wszyscy gracze wyłożą wszystkie swoje karty albo gdy któryś ze statków wróci na swoją planetę macierzystą.
Na koniec rozdzielamy łupy z planet. Tu pojawia się kolejna funkcja statków – statek piracki zagarnia wszystkie skarby z planety, na której zatrzymał się na końcu gry. Wszyscy zagrani tam piraci graczy odlatują z pustymi rękoma. Z kolei statek handlowy – to łakomy kąsek. U końca rozgrywki liczy się jako jeden ze skarbów, do tego niezmiernie cenny – bo warty od razu 10. (Teraz chyba będzie wam już łatwo sobie wyobrazić, co się dzieje ze statkami w trackie gry – jeden robi za 'zgniłe jajo’, drugi – za 'my precious’).
Rozdział skarbów wygląda tak: Przy każdej planecie z osobna zlicza się łączną siłę piratów na kartach poszczególnych graczy. Gracz z największą siłą na planecie wybiera skarb jako pierwszy – to znaczy zabiera sobie z planety skarb o najwyższej wartości (żeton lub ew. statek handlowy). Potem po jednym skarbie zabierają kolejni najsilniejsi gracze. Jeżeli dla kogoś skarbu zabraknie – jego pech. Jeżeli jednak skarbów jest więcej niż walczących o nie na planecie graczy – nadwyżkę zabiera najsilniejszy gracz. Grę wygrywa tradycyjnie, ten kto na swoich skarbach zgromadził najwięcej punktów.
Reguły uwzględniają oczywiście także sytuacje remisowe, zarówno przy ustalaniu przewagi na planetach (sprawdza się wtedy siłę remisujących na sąsiadującej planecie), jak i przy ustalaniu zwycięzcy (gry suma punktów graczy jest taka sama, wygrywa ten, który zgromadził więcej różnych skarbów).
Zatem – jak na grę Reinera Knizi przystało, także w Kosmicznych piratach mamy do czynienia z zasadami prostymi, dobrze przemyślanymi i spójnymi. Rozgrywka jest niby nieskomplikowana, a jednak daje sporo okazji do kombinowania (tym więcej nawet, im więcej mamy graczy przy stole). Mechanika łączy elementy gry przewag z licytacją (trochę tak jakby w ciemno). Patrząc na rozkład skarbów na planetach i na odkryte już karty piratów przeciwników – trochę wiemy. Ale jest też sporo niewiadomych: Co kryją zakryte karty przy planetach? Czy to nie czyjś teleporter? Na której planecie skończą swój lot statki? Czy wysyłać swojego pirata na najbardziej oblegane planety, czy raczej spróbować zdobyć planetę mniej obleganą, licząc, że uda się tam zdobyć więcej niż jeden żeton skarbu?
Moje odczucia po rozgrywce w Kosmicznych piratów są jak najbardziej pozytywne. Gra mi się spodobała. Elegancko zazębiające się mechanizmy, lekkość połączona z odpowiednią głębią, a do tego krótki czas rozgrywki – to cechy tego tytułu, które dają mu szansę trafienia do dwóch grup docelowych – do każdej w innej roli. Rodzice z dziećmi znajdą tu nietrudną grę rodzinną. Nietrudną, ale przecież zmuszającą do myślenia. I na pewno intrygującą. W grupie bardziej obeznanych z planszówkami graczy – tak jak w moim przypadku – Kosmiczni piraci mogą się sprawdzić jako przyjemny i niegłupi fillerek. Pewnie: Nic tu nowego. Ale stare i sprawdzone rozwiązania ładnie się tu łączą w całość i gra po prostu – sprawiła mi przyjemność.
Dziękuję wydawnictwu Egmont
za udostępnienie egzemplarza gry do recenzji
Punktometr Zagramy
ocena ogólna: 8/10
strategia / taktyka: 8/10
losowość: 3/10
interakcja: 6/10
wykonanie gry: 10/10
stosunek cena do jakości: 10/10
cena w sklepach: do 50 zł
moja ocena dla „Kosmiczni piraci” w serwisie BGG: 8
Podstawowe informacje o grze:
Tytuł: Kosmiczni piraci
Liczba graczy: 3 – 5
Wiek: od 8 lat
Czas gry: ok. 30 min
Wydawca: Egmont
Projektant: Reiner Knizia
Instrukcja: polska
Zawartość pudełka:
• 6 planet
• 20 skarbów
• 40 kart piratów (po 8 na gracza)
• 2 pionki statków z podstawkami
• plansza statków
• instrukcja