Kroniki Zbrodni: 1900 (recenzja)

Pograłem w Kroniki Zbrodni: 1900 i myślę, że już mogę podzielić się wrażeniami. Lucky Duck Games podesłało mi egzemplarz tej gry do recenzji i to było bardzo miłe, szczególnie, że to była tego rodzaju podsyłka, żebym sobie mógł też przy okazji sam też dla siebie sprawdzić, czy w tego rodzaju rozrywce zagustuję.

Od razu powiem szczerze, nie zagustowałem. Co nie znaczy, że nie umiem docenić wysiłku i kunsztu autorów tej produkcji. Po prostu, tak osobiście, wiem już, że jakoś się z tego rodzaju graniem nie za bardzo czuję. Wy natomiast jak najbardziej możecie mieć i podejście i odczucia zupełnie odmienne. Kwestia, czy po tym tekście sięgniecie po Kroniki Zbrodni – te tu omawiane czy inne z serii Millenium – zależy zapewne głównie od tego jak elastycznie i szeroko podchodzicie do naszego hobby.

 

Kroniki Zbrodni: 1900 – gra hybrydowa czy gra instant

Jeśli o mnie chodzi, to na pewno okazało się, że natura tradycjonalisty we mnie przeważa, a tu miałem na stole coś, co nazwano grą hybrydową. Cóż to takiego ta gra hybrydowa? Wygląda niby jak planszówka, bo ma pudełko, plansze i karty, ale gdy się przyjrzeć bliżej – to właściwa gra tkwi poza pudełkiem. Zaklęta jest w bezpłatnej aplikacji, którą sobie pobieramy i instalujemy na nasz smartfon czy tablet.

Innymi słowy: Nic, co tak pięknie, w przemyślanej elegancko wyprasce (z dekielkiem!) upakowano w pudełku, a więc klimatycznie zilustrowane plansze lokacji i plansza dowodów, karty postaci, dowodów rzeczowych, zagadek – nic z tego nie nosi znamion samodzielności. Dostajemy do ręki jakby zestaw rekwizytów. Obietnicę przygody. Jakiś instant, który trzeba dopiero zmieszać z aplikacją, żeby otrzymać danie.

 

Akcent – aplikacja

W tej aplikacji wybieramy tytuł gry – spośród wszystkich części serii Kronik Zbrodni, która się zdążyła już pięknie rozrosnąć – a potem wybieramy któryś ze scenariuszy. Jest ich w tym przypadku pięć. Pierwszy pełni rolę wprowadzenia w mechanikę i struktury gry, ale sam w sobie jest już prostą sprawą detektywistyczną. Kolejne cztery to osobne przypadki kryminalne, o rosnącym poziomie trudności.

W Kronikach Zbrodni: 1900 przenosimy się do Paryża. Ilustracje na komponentach gry oraz świat przedstawiony w wątkach opowieści budują nam klimat sławnej Belle epoque. Wcielamy się w młodego dziennikarza, Victora Lavela. Każdy ze scenariuszy zaczynamy z planszą lokacji przedstawiającą redakcję gazety, w której pracuje Victor i z dwoma kartami postaci – współpracowników redakcji. Szybko jednak okaże się, że gra odkryje przed nami nowe lokacje i kolejne osoby mniej lub bardziej uwikłane w sprawę.

Korzystając z technologii Scan&Play, będziemy odczytywali za pomocą aplikacji kody kreskowe zamieszczone na komponentach gry, a właściwy fragment narracji  wyświetli się nam wtedy na ekranie urządzenia. Tak właśnie możemy prowadzić rozmowy z postaciami występującymi w grze, pytać je o inne osoby, konfrontować z naszymi podejrzeniami. Niektóre lokacje umożliwiają nam nawet przeszukanie miejsca w poszukiwaniu dowodów i innych wskazówek. W tym celu zaimplementowano w aplikacji specjalne scenerie. Na ekranie oglądamy pomieszczenia tak, jakbyśmy się znaleźli rzeczywiście na ich środku. Możemy „obracać się” w prawo i w lewo, podnosić i opuszczać głowę. Swoje przypuszczenia potwierdzamy potem, wysortowując – także z pomocą czy kontrolą aplikacji – odpowiednie kategorie dowodów. Każde takie “przeszukanie” popycha nasze śledztwo dalej w nie mniejszym stopniu niż rozmowy ze świadkami i podejrzanymi.

 

Przerywnik – zagadki

Niekiedy – poza przesłuchaniami i pracą z dowodami – gra naprowadza nas na tzw. obiekty specjalne, które są najczęściej przedmiotami mającymi szczególne znaczenie dla sprawy. Część tych obiektów specjalnych jest powiązana także z kartami zagadek. Zagadki to zresztą taki element, który pojawił się po po raz pierwszy w mechanice serii Millenium właśnie w Kronikach Zbrodni: 1900. Gra dedukcyjna zyskuje w ten sposób co nieco z lubianych przez wielu escape roomów. Mamy na przykład do otworzenia sejf, albo do odkrycia kryjówkę podejrzanego, ale informacje są zmyślnie ukryte w sposób całkiem z początku nieoczywisty. Gdybyśmy przy którejś zagadce nie wiedzieli już zupełnie, co począć, pomocą służy zawsze koleżanka redakcyjna Victora – Charlotte.

 

Sztuka streszczania się

Oczywiście nie gramy tylko dla samego skanowania w nieskończoność kodów kreskowych i bawienia się poszlakami, dowodami i zagadkami. Chodzi o to, żeby wykazać się zdolnościami dedukcyjnymi i skutecznością w przeprowadzaniu śledztwa. Scenariusz wyznacza nam określony czas, w którym powinniśmy uzyskać wszystkie odpowiedzi. Ten czas odlicza nam aplikacja, ujmując nam po 5 minut za każde przeskanowanie kodu na kartach postaci, a aż 20 za przejście między lokacjami.

W bardziej rozbudowanych scenariuszach, przy wielu lokacjach, czuć już niejaką presję, tym bardziej, że niektóre postacie potrafią wraz z upływem czasu zmieniać miejsce pobytu, a nawet mówić nam co innego niż wcześniej. Do tego dochodzi spora liczba informacji. Aplikacja rejestruje co prawda historię wyświetlanych ekranów, więc można się cofnąć do któregoś momentu, ale ja wolałem skorzystać z własnych notatek, aby zyskać lepszy ogląd na powiązania między poszczególnymi postaciami – tym bardziej, że oczywiście pełno tu nazwisk francuskich, nierzadko blisko ze sobą spokrewnionych.

Grę kończymy sami, gdy uznamy, że potrafimy wyjaśnić wszystkie szczegóły przestępstwa, ewentualnie w chwili, gdy skończy nam się czas. Aplikacja zadaje nam wtedy kilka pytań, a raczej każe zeskanować kody kreskowe na odpowiednich kartach, żeby sprawdzić, czy prawidłowo ustaliliśmy sprawcę lub sprawców i motywy ich działania. Wtedy pojawia się ekran z podsumowaniem, czyli punkty przyznane za ustalenie faktów oraz dodatkowo – za rozwiązanie zagadek. Oprócz punktów in plus możemy tam też zobaczyć straty punktowe, np. za skorzystanie z pomocy Charlotte.

 

Wrażenia z rozgrywki

Same wrażenia z grania w Kroniki Zbrodni: 1900 mam – muszę przyznać – nadzwyczaj pozytywne. Koncept jest bardzo spójny, bardzo klimatyczny, a do tego – całkiem wysmakowany. Gdyby to była tylko gra planszowa, z tymi ilustracjami, które rozpościerała przede mną na stole, byłbym się w niej na pewno rozkochał. Fabuły scenariuszy także okazały się mocno porywające, niebłahe, sensowne. Byłem nimi autentycznie zainteresowany, nierzadko zaskoczony, jak się rozwija dane śledztwo.

To co mnie natomiast rozpraszało – na początku wręcz wybitnie – to granie w telefonie, czy granie z aplikacją. Nie jestem żadnym ułomkiem technologicznym, ale widać chyba szałaputem, bo scenariusz szkoleniowy przechodziłem aż dwa razy. Okazało się, że coś gdzieś w tej aplikacji naklikałem nie w czas czy nie w porę. Potem było już znacznie lepiej. Wciąż mi jednak przeszkadzało, że w zasadzie gra przywiązuje mnie do telefonu, a piękno gry planszowej, tego co lubię najbardziej, schodzi na drugi plan. W Kronikach Zbrodni karty i plansze nie służą tak naprawdę za nic innego, jak za miejsce na kody kreskowe. Jedynie karty zagadek i powiązane z nimi obiekty specjalne odrywają nas na chwilę od śledzenia tekstów wyświetlających się na ekranie urządzenia. I sprowadzają w obszar czysto analogowy.

 

Plusy, minusy, ambiwalencje

Kroniki Zbrodni: 1900 można na pewno polubić za wciągające i angażujące scenariusze. Zaproponowane nam śledztwa pozwalają się nam rzeczywiście poczuć jak detektyw. Dając przestrzeń do własnych wyborów, umiejętnie budują nam klimat przygody i trzymają w sensownych ramach i granicach. Po oswojeniu się z mechaniką i obsługą aplikacji możemy się skupić już konkretnie na fabule, postaciach i odtwarzaniu okoliczności zdarzeń. Grze udaje się więc uwypuklić sedno, tego, co w tego rodzaju konceptach szukamy. Na pewno, jeśli gramy solo. (Rozgrywka wieloosobowa jest także możliwa, ale współdzielenie urządzenia z aplikacją nie okazuje się łatwym doświadczeniem. A już zupełnie nie w gronie zwykle rywalizującym. Albo przy osobach, które wolą sami widzieć niż tylko usłyszeć treści z ekranu aplikacji.)

Co zastanawia w Kronikach Zbrodni: 1900, to niekoniecznie w pełni moim zdaniem uzasadnialny wybór medium, który taką grę sobą unosi. Kroniki Zbrodni odbieram trochę tak, jakby nagle gra komputerowa wymyśliła sobie wykwitnąć nagle w coś planszówkopodobnego. Wyszedł z tego jakiś fantom gry planszowej. Choć prawda, że interesujący jako efekt ludzkiej pomysłowości albo próba przerzucania mostu między różnymi tradycjami grania. Tyle że znowu: Nic przez ten most tak naprawdę nam nie przeszło. Aplikacja sobie, elementy planszówkowe sobie. Jedno zgrabnie funkcjonujące i solidnie opracowane (poza ekranem podsumowania, gdzie zamiast postać przeczytamy ‘character’). Drugie wnoszące do gry jedynie klimat pod postacią ilustracji. Cała hybrydowość bazuje właściwie na technologii kodów QR. I to jedyne w tym przypadku spoiwo między grami elektronicznymi a grami planszowymi.

 

Grać czy nie grać?

Pytanie, czy znajdujemy w tym tytule wystarczająco dużo, żeby Kroniki Zbrodni: 1900 polecać dalej? Moja eurogrowa natura powiedziałaby “nie”. Żeby wysupłać przyjemność z rozgrywki, musiałem się przebić przez warstwy mało dla gier planszowych organiczne. Miałem może nadzieję, że się do nich przekonam, próbowałem, nie wyszło.

Ale… nie jest też rolą recenzenta przemycać oceny pod przykrywką własnych preferencji, tłumaczyć je swoim subiektywizmem. Trzeba umieć wychodzić poza własny schemat. Tym bardziej, że Kroniki Zbrodni pokazują świat gier planszowych jako jeszcze bardziej różnorodny, niż znaliśmy go dotąd, nawet jeśli dobudowują do niego swoje własne peryferie. Za to w tym obszarze, w którym chcą się realizować, realizują się bardzo konsekwentnie. I z sensem. Obiektywnie więc rzeczy biorąc, no cóż, można być nawet marudnym pomimo, ale gra – w oryginalnym pomyśle na siebie – jest po prostu dobra.

Zatem: Jeśli czujecie, że zainteresował was ten koncept, chcecie sami sprawdzić jego nowatorstwo w podejściu do organizowania przestrzeni i czasu rozrywki, albo po prostu bliżej wam do tradycji gier elektronicznych niż gier planszówkowych, wtedy Kroniki Zbrodni: 1900 jak najbardziej mogą się okazać tytułem dla was.

Można je przecież potraktować też jako swego rodzaju interaktywną książkę, zilustrowaną podobiznami postaci, ilustracją miejsc i przedmiotów, z którymi się w ramach fabuły scenariuszy spotkacie. I tak ujęte wypadają nawet lepiej niż można by się spodziewać.

Dziękuję wydawnictwu Lucky Duck Games
za udostępnienie egzemplarza gry do recenzji

 

Punktometr Zagramy

Kroniki Zbrodni: 1900    8/10

 

Podstawowe informacje o grze:

Tytuł: Kroniki Zbrodni: 1900
Liczba graczy: 1 -4
Wiek: od 12 lat
Czas gry: 60 – 90 min (raczej na scenariusz)
Wydawca: Lucky Duck Games
Projektanci: David Cicurel, Wojciech Grajkowski
Język: polski

„Kroniki Zbrodni: 1900” w serwisie Boardgamegeek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Proszę, podziel się swoimi wrażeniami o przeczytanej recenzji.

 

Wypełnij krótką ankietę


Nie, dziękuję! Ale postawię Ci kawę …

 

Postaw mi kawę na buycoffee.to