Kto to zrobił?
Autorzy mają bardzo duże pole do popisu, jeśli chodzi o wybór tematu dla swoich gier. Zwykle zaskakują nas nie bardzo jednak. Ot, zamiast najbardziej chyba częstych zamków i rycerzy – jakieś fantasmagorie w kosmosach, śmiechowate stworki w stylu pół-kociołek pół-baba, absurdalne wyścigi byle czego na byle czym. Czyli ogólnie taki constans. Przecież wszyscy jesteśmy normalni, dlaczegóż mielibyśmy szukać czegoś więcej. Szczęśliwie dla lekko mniej „normalnych” jednostek – są wyjątki. I to nie od dziś. Ktoś czasem sięgnie wręcz po temat tabu. I odważniej zmąci taflę naszego wielkiego planszówkowego bajorka. Wyszła w Niemczech swego czasu gra „Ein Arsch kommt selten allein” – z plejadą tyłków (tak, normalnie gołe pośladki) na kartach. Była też taka francuska bodajże gra o wszawicy w przedszkolu, nie umiem sobie jakoś przypomnieć tytułu. A teraz mamy pod ręką – czyli pewnie w każdym dobrym sklepie z grami – grę o kupie. I… przesłodkich zwierzątkach. Z których podobno żadne nie s-kup-iało się na tyle mocno, żeby skutecznie… Hm, jak my braliśmy do domu szynszylę, to nam kolega, który sam miał szynszylę już od dwóch lat, powiedział z pełnym przekonaniem, że szynszyle to super zwierzęta, kupki robią jak małe bobki, za to sikać nie sikają wcale. Nie wiem, jak mógł przez dwa lata nie zauważyć, że jednak… Jeszcze bardziej nie wiem, jak my mogliśmy uwierzyć w taką głupotę. Jednym słowem – jak masz zwierzęta w domu, to prędzej czy później coś się w tym salonie pojawić musi. I w grze „Kto to zrobił?” właśnie się pojawia. Spektakularnie i z całym majestatem owego najsłynniejszego zwierzęcego faux pas.
Zacznijmy zatem od tematu zarysowanego w „Kto to zrobił?”. W tle gry mamy jakiś dziwny spęd zwierzaków. Sorry, żaden 'dziwny’, w grach planszowych – jak wiadomo skądinąd – nic przecież nie jest dziwne! Te zwierzaki w tym salonie, wszystkie razem, po prostu są. Nieważne czemu. Są, bo temat gry wymaga, żeby któreś zrobiło kupę. Nawet jeśli to akurat ryba miałaby narobić na środku dywanu. Bo czemu nie? Taki scenariusz. W sumie nieważne, czy absurd, ważne, o co tak naprawdę chodzi. A chodzi o to, żebyście Wy, gracze, umiejętnie zrzucali winę ze swojego pupilka na pupili innych graczy. Innymi słowy – czystej wody koncept typu „Ależ, ależ, że co, że to moje? No chyba nieee…”
Jak się ten koncept rozgrywa? Do zabawy przy „Kto to zrobił?” potrzebujecie od 3 do 6 osób. Każdy gracz ma swój własny zestaw 6 kart, z których każda przedstawia innego zwierzaka. Mamy więc, lekko skonfudowanych, ale zawsze przeuroczo niewinnych: kotka, króliczka, chomika, żółwia, papugę i wspomnianą wcześniej absurdalną rybkę. Zaczynający rundę wybiera jedną kartę z ręki, dajmy na to chomika, i zagrywa na środek stołu, mówiąc coś w stylu: „To nie mój chomik narobił był w salonie, no przecież znacie wszyscy mojego chomika, jaka to ułożona bestia. Ta kupa zresztą wygląda jak, za przeproszeniem, klocek czyjegoś żółwia.” To usłyszawszy wszyscy pozostali gracze jak najszybciej starają się znaleźć na ręce kartę oskarżonego żółwika, a kto wyłoży ją jako pierwszy, wygłasza natychmiast podobną tyradkę obronno-oskarżycielską, to znaczy oczyszcza z zarzutów żółwika, a oskarża inne zwierzę. Trzeba jednak przy tych oskarżeniach bardzo uważać – a to na dwie rzeczy. Po pierwsze, musimy spamiętać, jakie zwierzęta uniewinnili, czyli zgrali już z ręki nasi przeciwnicy. Jeśli nie ogarniesz i oskarżysz zwierzę, którego wszyscy inni się już pozbyli, przegrywasz rundę i dostajesz karniaczka w postaci żetonu kupy. Po drugie, musisz spamiętać, …jakie zwierzęta zgrali już nasi przeciwnicy – żeby nie dać przeciwnikom, którzy mają najmniej kart na ręce, szansy zgrać ich wszystkich. Ponieważ, jeśli zostaniesz ostatnim graczem z kartami na ręce, także przegrywasz rundę, a wygrywasz karniaczkową kupę… Kto zgarnie trzy żetony kup, przegrywa grę.
W „Kto to zrobił?” gra się szybko i chwilami wręcz nieco „przed siebie”, dlatego i sama rozgrywka jest krótka, a przy tym odpowiednio dynamiczna. Do tego dochodzi niewątpliwa wartość dodana: kupa śmiechu. Tym większa zresztą, im więcej graczy uda nam się zgromadzić przy stole, bo jak na tytuł z mocno imprezowym potencjałem przystało – jego największa chyba siła leży w kupie (czytaj – liczbie) graczy.
A teraz, uwaga! „Kto to zrobił?” sprawdzi się jako gra dla dzieci, bo to właściwie jest… gra dla dzieci. Co wcale nie przeszkadza bawić się przy niej w gronie dorosłych. Chociaż tu wiele zależy od grona, w którym gramy. W moim jakoś nie bardzo pykło, bo wystarczył jeden burmuch, który nie bardzo czaił klimat. Ale jak macie grupę ludzi z dystansem do siebie i świata, to gra może się Wam świetnie wpisać jako filerek lub tytulik na rozgrzewkę. A do tego da się zabrać i zagrać niemal wszędzie. Gdyż „Kto to zrobił?” jest grą malutką – nie tylko w kontekście zasad czy długości rozgrywki, ale też pod względem formatu. Można wręcz rzec: Jest to gra kieszonkowa, bo zapakowana w poręczne, solidne pudełko-puzderko. Ot, stosik kart, żetony kupy i zwięzła instrukcja – a jaka dawka dobrego humoru.
Czy gra ma wady? Jak wszystko, poczynione ręką ludzką, ma. Mnie z początku bardzo zdenerwowały karty. Pierwsze wrażenie dotykowe było bardzo niemiłe. Nie lubię tak cienkich kart. Ale moi znajomi znający grę i współgracze wzięli je w obronę, choć na różne sposoby. Ula stwierdziła, że jak na grę za 35-40 złotych to jest całkiem ok. Piotrek pomacał, powyginał i powiedział, że prawda, cienkie, ale elastyczne, i nie zauważył, żeby się jakoś niszczyły w trakcie rozgrywki. Powyginałem, pomacałem, Piotrek ma zasadniczo rację. Karty da się obronić. Instrukcji za to chyba już nie. Przynajmniej nie w szczegółach, bo ogólnie zasady rozgrywki tłumaczy oczywiście przyzwoicie. Niemniej powinna też ujmować wszystkie potencjalne sytuacje w grze i je porządkować. A instrukcja do „Kto to zrobił?” milczy choćby o takim przypadku, gdy ktoś zagrywa kartę jednego zwierzęcia, a wymienia inne. Albo gdy oskarża zwierzę, którego w ogóle nie ma na kartach do gry.
Mnie osobiście „Kto to zrobił?” się podoba, ale nie porywa. Poza nietypowym i dobrze przełożonym na mechanizm tematem nic odkrywczego w niej nie znalazłem. Ale ja znam już te jakieś x gier i chyba już trochę trudniej mnie porwać. Na pewno jest to co najmniej solidna, przyzwoita gra, której ani autor, ani wydawnictwo Rebel nie muszą się wstydzić. Jeśli tylko podoba się Wam pomysł na temat i kształt rozgrywki wykorzystany w „Kto to zrobił?”, roztkliwiają Was ilustracje gry i macie wrażenie, że albo Wy sami albo z Waszymi dziećmi przeżyjecie przy „Kto to zrobił?” kilka wesołych chwil, spokojnie zaufajcie swojej intuicji i sięgnijcie po tę grę. Rozczarować się nie powinniście, a szkoda byłoby ją przegapić.
Dziękuję wydawnictwu Rebel.pl
za udostępnienie egzemplarza gry do recenzji
Punktometr Zagramy
ocena ogólna: 7/10
strategia / taktyka: 5/10
losowość: 1/10
interakcja: 9/10
wykonanie gry: 9/10
stosunek cena do jakości: 9/10
cena w sklepach: ok. 35 – 40 zł
moja ocena dla „Kto to zrobił?” w serwisie BGG: 6
Podstawowe informacje o grze:
Tytuł: Kto to zrobił?
Liczba graczy: 3 – 6
Wiek: od 6 lat
Czas gry: ok. 15 min
Wydawca: Rebel.pl
Projektant: Jonathan Favre-Godal
Instrukcja: polska
Zawartość pudełka:
• 36 kart (6 zwierzaków w 6 kolorach)
• 13 żetonów kupy
• instrukcja