Na Babią Górę (recenzja)

W ostatnim tekście z roku 2020 zrecenzuję dla Was Na Babią Górę – grę wydaną przez Babiogórski Park Narodowy w ramach współrealizowanego przez siebie polsko-słowackiego mikroprojektu “Pogranicze? Naturalnie!”

Autorem tej planszówki jest Przemek Wojtkowiak, z którym długi czas tworzyliśmy polsko-niemiecki blog Spiellust. Przemek połączył potem swoje planszówkowe hobby z pracą zawodową, porzuciwszy karierę w bankowości dla kariery między innymi projektanta gier. W jego portfolio obok gier wydawanych typowo komercyjnie są też publikacje projektowane na zlecenie. Na przykład dla Lasów Państwowych stworzył Przemek Żywioły Lasu, a dla Fundacji Zakłady Kórnickie gry Hrabia i Pociąg do Zakopanego. Te dwie ostatnie możecie na stronie Fundacji zakupić. Żywioły Lasu stały się kanwą rozgrywek międzyszkolnych realizowanych w wybranych nadleśnictwach i tej inicjatywie postawiono nawet osobną witrynę, ale samej planszówki do dziś nie znajdziecie ich  w dziale Publikacje na stronie Lasów Państwowych.

Na Babią Górę pomyślana jest jako część działań transgranicznych i finansowana w sposób uniemożliwiający jej sprzedaż. Na pudełku wręcz widnieje adnotacja “egzemplarz bezpłatny”. Będzie więc zapewne dystrybuowana przez Babiogórski Park Narodowy na tej samej zasadzie jak inne materiały promocyjne tej instytucji, a na pewno w ramach własnych działań projektowych.

 

Dygresja (zaangażowana)

Trochę szkoda, że do tych gier promujących Polskę i jej piękno lokalnie mimo wszystko trudno dotrzeć. Raz, że nie mają szansy na tak efektywną promocję jak gry komercyjne, dwa, że jak już się o nich dowiemy, nie zawsze są bezproblemowo dostępne.

Jeszcze niedawno nie utyskiwałbym nad tym faktem aż tak bardzo. Tego rodzaju gry nie zawsze przedstawiały jakąś szczególną wartość dodaną, wciąż pojawiają się publikacje, które ja z przekąsem nazywam “. W Nowej Soli ostatnio sfinansowano taką produkcję o lokalnych ścieżkach rowerowych. Włos się jeży już przy lekturze instrukcji. Ale coraz częściej za tymi grami stoją właśnie osoby, które na temacie gier planszowych naprawdę się znają. Gry lokalne, tematyzujące sprawy najbliższej okolicy czy własnej społeczności dzięki takim ludziom mogłyby być ciekawą dziedziną do zagospodarowania.

Dobrze, że są pomysły i gotowość do działania ze strony takich instytucji jak te, z którymi miał szczęście współpracować Przemek. Bo są też w Polsce i inne historie, jak dzieje bytomskich Kwartalików, stworzonych przez grupę dzieci pod opieką nauczyciela i instruktora harcerskiego, Bartka Zbączyniaka, które jakoś nie mają szczęścia. Bartek, nie chcąc zawieść dzieciaków, samodzielnie musiał szukać sponsoringu, który umożliwiłby choćby symboliczne wydanie gry w kilku egzemplarzach.

 

Na Babią Górę – czym gramy?

Ale wróćmy do bohaterki tego tekstu i przyjrzyjmy się bliżej pudełku gry i jego zawartości.

Na Babią Górę zapakowano w średniej wielkości kwadratowe pudełko, które – oprócz instrukcji w języku polskim i słowackim – mieści niewielką planszę góry, talię kart, żetony oraz pionki. To rekwizytorium pozwala cieszyć się rozgrywką w gronie od 2 do 4 graczy.

Poziom wydania cieszy, nawet jeśli gdzieniegdzie widać efekty kompromisów przy kalkulacjach kosztów czy organizacji procesu druku.

Miłym dla mnie zaskoczeniem były dla mnie już drewniane pionki. Jakość żetonów także absolutnie na plus. Plansza w grze to właściwie dwustronna, tekturowa mata, elegancko wydrukowana i pięknie uwypuklająca grafikę. Dobrze spełnia swoją rolę, ale też służy jedynie jako element porządkujący przestrzeń rozgrywki i współtworzący ramę tematyczno-edukacyjną. Leżą na niej karty poszczególnych warstw wysokościowych Babiej Góry (regiel dolny, regiel górny, kosodrzewina, piętro alpejskie). Poza tą funkcją plansza nie ma w zasadzie znaczenia dla samej gry. Na Babią Górę to właściwie gra karciana.

Same karty ładnie eksponują ilustracje i cieszą sztywnością, bo dzięki swojej grubości łatwiej pozwalają się też podnosić ze stołu. Niestety materiał, który został użyty do ich wykonania, to niekoniecznie materiał najszczęśliwszy. Karty obłupują się na brzegach. Po prawdzie było już to widać po odfoliowaniu pudełka. Producent kart zabezpieczył je nieporadnie tasiemkami papieru i karty latały luzem wewnątrz, obijając się o kartonową wypraskę. Do tego elementu gry, czy do jego podwykonawcy, wydawca miał więc minimalnie mniejsze szczęście, ale mimo wszystko udało się zachować całkiem spójny poziom dla całości produkcji i gra cieszy swoją warstwą fizyczną.

Na pewno ogromnym atutem Na Babią Górę jest warstwa ilustracyjna tej gry. Rysunki Romana Kucharskiego pięknie oddają urok górskiego krajobrazu i budują uroczy klimat dla rozgrywki. Do tego koncept graficzny spaja się z konceptem mechaniki gry, przyjętym przez Przemka, udanie pobudzając emocje. Można nawet powiedzieć, że Na Babią Górę jest dość mimetyczna – nie tylko jeśli chodzi o prezentację fauny i flory ukazana na kartach do gry, ale też przez fakt, że za pomocą tych samych kart budujemy w trakcie gry jakby i samą górę.

 

Na Babią Górę – jak gramy?

Jak już wspomniałem wyżej – Na Babią Górę to gra oparta na kartach. Ciekawe jest to, że każdą kartę możemy użyć na kilka różnych sposobów. Grający w gry planszowe znają takie rozwiązania z innych tytułów;  dla ludzi jeszcze niegrających będzie to doświadczenie nowe, ale szczęśliwie nie przytłaczające, bo reguły gry wciąż są całkiem przystępne.

Zaczynamy z pionkiem w wybranym kolorze ustawionym na tzw. karcie startowej. To początek naszej mapy góry i jednocześnie początek jej najniższego poziomu. Ze stosów regla dolnego, górnego i kosodrzewiny dobieramy po 3 karty i tworzymy z nich pulę. Karty w puli leżą zawsze zakryte, czyli stroną z widocznym fragmentem krajobrazu.

W swojej turze gracz wybiera najpierw jedną kartę z puli 9 kart leżących przy planszy góry, ogląda ją z obu stron i decyduje, co chce z nią zrobić.

Po pierwsze: Kartę – stroną z fragmentem krajobrazu – można wbudować w swoją mapę góry. Schemat budowania widzimy na karcie startowej, więc dokładnie wiemy, ile kart danego krajobrazu możemy położyć na którym poziomie góry. Niektóre karty mają ikonki z punktami zwycięstwa, które zlicza się na koniec gry, więc zasadniczo zawsze lepiej jest dołożyć do swojej góry właśnie kartę z taką ikonką. Na pewno zaobserwujecie, że przeciwnicy będą do tego dążyć, bo z samej mapy góry można uzyskać 8 punktów. A to nie jest w tej grze wcale mało.

Po drugie: Możemy zbierać zaobserwowane przez nas podczas wędrówki okazy lokalnej fauny i flory. Na rewersie kart zamieszczono losowo różnego rodzaju zwierzęta i rośliny. Odkładać można je przy poziomie góry, na którym znajduje się aktualnie nasz pionek. Każdy poziom pomieści maksymalnie 4 obserwacje, ale każda musi być innego typu. Nie można więc mieć w jednym zestawie dwóch kart grzybów czy dwóch zwierząt latających. Na koniec gry zestawy obserwacji zebrane na poszczególnych poziomach mapy góry liczą się – zależnie od liczby kart – jako 1/3/5 lub 8 punktów. Nietrudno zgadnąć, że także zaniedbanie tego aspektu gry potrafi się mocno zemścić.

Po trzecie: Niektóre karty mają na stronie z krajobrazem ikonkę ekwipunku. To oznacza, że na rewersie karty jest jakiś element wyposażenia turystycznego. Takie karty gracz może zatrzymywać na ręce. Przydają się one do przemierzania górskich szlaków. Na koniec tury możemy bowiem odrzucić z ręki karty ekwipunku, żeby przejść swoim pionkiem na sąsiednią kartę mapy góry. Kładziemy wtedy na tej karcie żeton ruchu, który na koniec gry przyniesie nam aż 2 punkty. Jedyne wymaganie w tej sytuacje to takie, że symbol pogody przy ekwipunku musi się zgadzać z symbolem pogody widocznym na karcie mapy góry. Na wyższych piętrach góry wymagane są nawet dwa konkretne symbole.

Trudność związana z wędrowaniem po Babiej Górze jest specyficznego rodzaju, że gracz sięgając po kartę widzi, że odkryje jakiś ekwipunek, ale nie wie jeszcze dokładnie jaki. Gromadzenie kart ekwipunku jest więc w dużej mierze dość losowe, choć są w grze możliwe strategie, które pozwalają tę losowością zarządzać mniej lub bardziej sprawnie.

Na pewno wędrowanie po własnej mapie góry potrafi być też ważnym elementem składowym naszego zwycięstwa. A zaniedbane umie zaważyć o porażce.

Gra kończy się wraz z rundą, w której któryś z graczy zbuduje kompletną mapę góry i stanie swoim pionkiem na jej szczycie. Dzieje się to jakby w jednej turze gracza, bo dołożenie karty szczytu góry i wejście na niej jest po prostu efektem zagrania czterech dowolnych kart ekwipunku. Alternatywnie gra dobiega końca, gdy żaden z graczy nie może już w stanie poruszyć dalej swoim pionkiem, bo wyczerpały się karty z ekwipunkiem.

Podliczamy swoje punkty z kart mapy góry, za zestawy symboli obserwacji oraz z żetonów ruchu i ustalamy, kto wygrał. Remisy można próbować rozstrzygać, sprawdzając, kto wszedł wyżej na górę. W bardzo rzadkich wypadkach podzielimy się radością zwycięstwa.

 

Wrażenia z gry

Na Babią Górę okazała się bardzo przyjemną grą. Przemkowi – chyba mogę zdradzić, że nie bez pomocy i sugestii pracowników Babiogórskiego Parku Narodowego – udało się znaleźć równowagę między dążeniem do niebanalnego kształtu zasad a celem, jakim było stworzenie gry przystępnej dla każdego.

Dzięki wykorzystaniu kart i zastosowaniu sprytnej kompilacji zasad, skromnymi środkami udało się uzyskać grę bardzo regrywalną. Niby poruszamy się tu w każdej rozgrywce w obrębie kilku zaledwie opcji i mamy do podjęcia kilka prostych decyzji, a przecież o całości decyduje dopiero suma szczegółów, suma sytuacji, jakie współtworzyliśmy w trakcie gry plus nasze umiejętności okiełznywania losowości.

Zwykle mówi się, że dobre gry pozwalają na kilka dróg do zwycięstwa. W przypadku tej gry byłoby to niejakie uproszczenie. Tu warto kroczyć różnymi ścieżkami. A jedynie ta konieczność wbudowania sobie punktów w mapę góry jest jakby strategią bardziej niż inna oczywistą.

Interakcji w Na Babią Górę nie ma niemal wcale. Ot, czasem ktoś – raczej nieświadomie, bo przecież nikt z nas i tak nie widzi rewersów kart – podbierze nam z puli jakąś upatrzoną kartę. Rywalizacja polega na porównywaniu swojego wyniku z innymi, a ważniejsza jest sama przyjemność z zabawy przy grze. W przypadku tej planszówki takie sprofilowanie charakteru rozgrywki uważam za najlepsze z możliwych. Poza grą dla grania ważny jest tu przecież i aspekt poznawczy i edukacyjny. Dzięki temu, że skupiamy się przede wszystkim na swojej przestrzeni gry, koncentrujemy się głównie na… oglądaniu kart. A to właśnie na nich pojawia się to, co wydawca gry chce nam przybliżać: piękno babiogórskiej przyrody.

Mały poziom interakcji skutkuje też tym, że gra cieszy podobnie, niezależnie, czy gramy w dwie, trzy czy cztery osoby. Przy większej liczbie graczy zauważyłem co najwyżej, że trudniej niekiedy aranżować się z kartami w puli, szczególnie jeśli gramy w gronie, które obrało podobne strategie odnośnie różnych aspektów punktowania.

Czas gry podany na pudełku jest adekwatny do pełnej obsady stołu. W dwie osoby jesteśmy w stanie rozegrać partyjkę i w 15 minut. Na Babią Górę to już pełnoprawna planszówka, ale też gra, która pozwala się grać wartko i bez szczególnych przestojów. Chwilami wręcz musieliśmy się nawzajem mitygować, bo tury graczy są tak krótkie, a gra tak angażująca do działania, że zdarzało nam się gubić w kolejności.

W gronie osób obeznanych z planszówkami reguły Na Babią Górę nie sprawiały nikomu trudności. To, co spotykamy w grze, już gdzieś kiedyś był. Tu pojawia się po prostu w ciekawej kompilacji, a niekiedy nawet w bardziej organiczny sposób.

Przy osobach nie obytych z nowoczesnymi grami trudność sprawiło jedynie skojarzenie, że część informacji w grze jest widoczna od razu, a do części dostajemy dostęp dopiero po wybraniu karty z puli.

Było też kilka pytań odnośnie zasad w instrukcji, bo ta jest napisana bardzo przyzwoicie, ale wciąż jeszcze nie idealnie. Poza dwoma może pasażami, które można by dla jasności doprecyzować, czy uściślić, najważniejszym jej brakiem jest pominięcie wyjaśnienia, co ma zrobić gracz, gdy wziął kartę, której nie może nigdzie dołożyć, a nie może jej zostawić na ręce jako ekwipunek, bo akurat ekwipunku ta karta nie zawiera. Nawet jeśli skutkiem takiej sytuacji jest tylko odrzucenie karty, powinno się to w instrukcji znaleźć, zwłaszcza, że gra nie jest adresowana wprost do planszówkowych hobbystów.

 

Podsumowanie

Mimo jakichś tam drobnych mankamencików można Przemkowi i Babiogórskiemu Parkowi Narodowemu gry Na Babią Górę szczerze pogratulować. Gdy pisałem wiadomość z prośbą o egzemplarz recenzencki, nie spodziewałem się nawet, że czekają mnie takie miłe wrażenia z rozgrywek. Nie liczyłem też za bardzo, że będę chciał w tę grę jakoś szczególnie chętnie grać kilka razy z rzędu. A ku własnemu zdziwieniu – graliśmy, i to z przyjemnością. Pewnie w jakimś stopniu te wrażenia karmią się moją miłością do gór w ogóle, ale przecież Babiej Góry jeszcze nie zdobywałem, a po grze już żywię do niej jakieś ciepłe uczucia. Jeśli gra planszowa powinna być swego rodzaju zamkniętym, kompletnym mini-światem, to tu się to udało.

Myślę, że Na Babią Górę spokojnie sprawdziłaby się jako gra dostępna normalnie w sprzedaży komercyjnej. Ma wszystko, co dobra gra mieć powinna – aż po grafikę o poziomie, którego niejedna komercyjna gra planszowa mogłaby pozazdrościć.

Jeśli tylko nadarzy się Wam okazja do zagrania w Na Babią Górę, zagrajcie. Moim zdaniem bardzo warto.

Ja przy najbliższej okazji wybieram się do Babiogórskiego Parku Narodowego. Wiem, że Przemek również. Bo on też jeszcze nie był…

Dziękuję Babiogórskiemu Parkowi Narodowemu
za udostępnienie egzemplarza gry do recenzji

 

Punktometr Zagramy

Na Babią Górę 8/10

Podstawowe informacje o grze:

Tytuł: Na Babią Górę
Liczba graczy: 2 – 4
Czas gry: 30 min
Wiek graczy: 8+
Wydawca: Babiogórski Park Narodowy
Projektant: Przemek Wojtkowiak
Język: polski, słowacki

Na Babią Górę” w serwisie Boardgamegeek

Cena: gra niedostępna w sprzedaży, zrealizowana w ramach projektu dotacyjnego

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Proszę, podziel się swoimi wrażeniami o przeczytanej recenzji.

 

Wypełnij krótką ankietę


Nie, dziękuję! Ale postawię Ci kawę …

 

Postaw mi kawę na buycoffee.to