Outback Crossing (recenzja)

Mam dziś na moim biurku Outback Crossing. Poprosiłem wydawnictwo Mücke Spiele, żeby samo wybrało, jakie gry chce mi przysłać do recenzji i bardzo mnie ucieszyło, gdy wyjąłem z paczki między innymi ten tytuł. Jeśli czytacie Zagramy regularnie, to wiecie, że polubiłem się z Outback (od wyd. Huch!), którą nazywamy nawet w domu australijskim Azulem. A tu proszę, kolejna gra w tej tematyce. Te charakterystyczne dla Outbacku zwierzęta. Nawet okładka przemyca podobne emocje.

Ciekawe – pomyślałem – co też z tym tematem można jeszcze ciekawego zrobić.

 

No i co można z tym zrobić, czyli..

Jak się gra w Outback Crossing? Siadamy sobie przy kwadratowej planszy podzielonej na siatkę pól. Na te pola będziemy wykładać żetony różnych gatunków zwierząt, tworząc z nich pionowe i poziome ścieżki. Jednocześnie, wraz z zapełnianiem się planszy, wyczekujemy najlepszych momentów, żeby przejąć upatrzone ścieżki na własność. Tylko ścieżki, które gracz oznaczył swoimi znacznikami, a więc poziome, pionowe, czy obie ukośne (po przekątnej) linie żetonów będą mu przyniosą mu punkty na koniec gry. Liczy się wtedy liczba powtarzających się na ścieżce żetonów z tymi samymi zwierzętami, bonusy podwajające punktację za wybrane zwierzę. A z drugiej strony – choć to wyraźnie rzadziej – możemy dostać punkty za różnorodne gatunki.

 

Uroki niezwykłości

Bardzo mnie zaskoczyło, że zupełnie oczywista przecież rama rozgrywki – wykładaj żetony, a na końcu punktuj – została tak misternie wypełniona nieoczywistymi rozwiązaniami.

Podstawowa zasada tury to decyzja, czy losujesz żeton z woreczka, czy wykładasz na planszę jeden ze swoich znaczników przejęcia ścieżki. Po wylosowanie żetonu, należy go położyć na planszy (jeśli to żeton zwierzęcia), albo rozegrać wskazaną akcję (jeśli to żeton akcji). Ale, no właśnie, przynajmniej w odniesieniu do żetonu zwierzęcia, to… wszystko zależy. Bo zaczynamy grę z jednym zakrytym zwierzakiem przed sobą i potem zamiast losować żeton z woreczka, możemy wyłożyć na planszę właśnie to zwierzę, po czym jednak nie dobieramy nowego. Co znaczy, że czasem, wylosowawszy zwierzę, pojawiają się nam aż dwie opcje: żeton odkładamy przed sobą zakryty jako tzw. rezerwę, albo – jak zwykle – wykładamy na planszę.

Rezerwa

Ten pomysł ze zwierzęciem w rezerwie – prościutki, niby symboliczny – potrafi, jak się okazuje, być potężnym języczkiem u wagi. I sam w sobie otwiera jakieś strategie: Mogę sobie w ten sposób zaplanować istotny dla mnie gatunek do dołożenia, albo… ukryć przed przeciwnikiem gatunek, w który on – jak widzę – właśnie inwestuje. A do tego – każde niezajęte w niekorzystny dla mnie sposób pole na planszy, to moja potencjalna korzyść. Szczególnie jeśli orientuję się już dobrze w tym, jakie zwierzęta mogły zostać jeszcze w woreczku.

 

Żetony akcji

Podobnie dobrze jest orientować się w liczbie i rodzaju dostępnych w grze żetonów akcji. Co już samo w sobie poświadcza, że wcale nie jest to jakaś głupia losowa gra, jak by się wydawało z początku. Po kilku partiach dostrzeżecie, że to wciągająca gra ze sporą dozą taktyki, niejakim miejscem na strategię i przede wszystkim zmuszająca do zarządzania ryzykiem. Zawsze warto mieć w alternatywie jakiś plan B, na wypadek, gdyby ktoś usunął nam z planszy zwierzę, zamienił dla nas niekorzystnie dwa żetony miejscami, albo gdybyśmy to my na przykład musieli przenieść swój znacznik przejęcia na inną ścieżkę.

 

Wielowarstwowość

W połączeniu z niuansami punktacji, którą autor gry, podobnie jak same zasady, zbudował warstwowo, Outback Crossing okazuje się grą wcale nie miałką. Już nawet i to, na którą ścieżkę i z której jej końca wystawimy znacznik przejęcia, okazuje się istotne, bo definiuje, za jaki gatunek będziemy starali się zdobyć bonusowe punkty.

Jest tu więc i miejsce na sporo decyzji, jest przestrzeń do manewrowania między różnymi możliwymi scenariuszami rozwoju gry na planszy. Komponent losowy to wszystko czyni tak naprawdę bardziej miękkim, bardziej przyjaznym. Najczęściej możemy sobie zreflektować, w którym momencie dokonaliśmy słabszego wyboru, ale takie a nie inne sprofilowanie tytułu usprawiedliwia po prostu rezygnację z dywagowania. Jakby w myśl zasady: Przede wszystkim bawić, byle nie głupio.

 

Ocena gry

Wraz z Outback Crossing dostajemy naprawdę sympatyczną grę rodzinną, bardzo ładnie i solidnie wydaną. Do tego cieszy, a osoby jak ja, powoli cierpiące na brak miejsca w regałach już na pewno, że niewielkie kwadratowe pudełko wypełnione jest uczciwie po same brzegi. Takie ekologiczne 100% gry w grze.

Styl ilustracji można lubić albo nie. W Polsce jesteśmy już nieco w tym względzie rozpieszczeni i pewnie, gdyby tytuł miał się pojawić w programie któregoś z naszych rodzimych wydawców, zostałby zapewne narysowany na nowo. Graficznie jest jednak bardzo czytelnie i funkcjonalnie, a nam się gra rozłożona na stole podobała. Do tego jest to planszówka właściwie niezależna językowo. Jeśli ktoś umie Wam przeczytać i wytłumaczyć instrukcję (po niemiecku lub po angielsku), to z kartami pomocy już bez problemu jesteście w stanie sobie zagrać z właściwym oglądem na reguły punktacji, które warto mieć tu przecież stale na uwadze.

Warto jeszcze wspomnieć – z myślą o tych, którzy grają czasem w gronie większym niż czteroosobowym, że Outback Crossing bardzo dobrze się skaluje. Na jednej stronie planszy (5×5) gramy w gronie 2-4 graczy. Drugą (6×6) wykorzystujemy przy rozgrywkach w 5 i 6 osób. Odpowiednio dostosowuje się wtedy też liczbę gatunków zwierząt i szczegóły punktacji. W obu wariantach wrażenia z zabawy są bardzo porównywalne, przy czym gra jest też zaskakująco regrywalna. Kolejny dowód na to, że losowość w grach – odpowiednio ujęta – potrafi wydobyć z nich smak jak dobra przyprawa.

 

Podsumowanie

Moim współgraczom i mnie bardzo się Outback Crossing spodobała. Początkowe niedowierzanie, że czeka nas coś rzeczywiście ciekawego, znikało u dopiero poznających grę już po kilku turach, gdy plansza się stopniowo zapełniała zwierzętami i wyłaniały się na niej potencjalne kąski punktowe. Pojawiały się wypieki na twarzy, bo niebezpośrednia interakcja jaką nam zafundował tu Whitehille, to wciąż ta sama rywalizacja o zwycięstwo, tylko po prostu w jakiejś bardziej eleganckiej, dystyngowanej odsłonie.

Dziękuję wydawnictwu Mücke Spiele
za nadesłanie egzemplarza gry

Punktometr Zagramy

Outback Crossing  8/10

 

Podstawowe informacje o grze podstawowej:

Tytuł: Outback Crossing
Liczba graczy: 2 – 6
Wiek: od 8 lat
Czas gry: 30 – 40 min
Wydawca: Mücke Spiele
Projektant: Bruce Whitehill
Instrukcja: niemiecka, angielska

„Outback Crossing” w serwisie BGG

Gra dostępna w sklepie niemieckiego wydawcy Spielmaterial.de

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Proszę, podziel się swoimi wrażeniami o przeczytanej recenzji.

 

Wypełnij krótką ankietę


Nie, dziękuję! Ale postawię Ci kawę …

 

Postaw mi kawę na buycoffee.to