Pchli cyrk (recenzja)

Pchli cyrk to polska edycja gry Circus Flohcati. Reiner Knizia stworzył ją ponad 20 lat temu, ale koncept jest tak ponadczasowy, że świetnie bawi i dziś. Szczególnie jeśli lubicie gry proste w zasadach i szybkie w rozgrywce.

Do tego Pchli cyrk to gra bardzo kompaktowa. Małe, poręczne pudełko wygodnie zapakujecie w plecak, a do rozgrywki nie potrzeba żadnego wielkiego stołu.

No ale tak, mamy lipiec, i to jest najlepszy czas na premiery gier takiego formatu. Uniwersalnych, bo niemal dla każdego.

Ta uniwersalność ma swoje źródło w samym koncepcie. Pchli cyrk to gra oparta na liczbach i kolorach. Temat jest tak naprawdę drugorzędny – co najwyżej ma za zadanie podkreślać całą tę różnorodność kart. I nie przeszkadzać zasadom gry w działaniu.

Pchla menażeria dobrze te założenia spełnia. I przede wszystkim – cieszy oczy. Ilustracje Łukasza Silskiego udanie odwracają naszą uwagę od właściwie abstrakcyjnego wymiaru samej rozgrywki.

W efekcie krytyk-recenzent będzie się cieszył z rozkładania gry na części składowe i zachwycał eleganckimi proporcjami.

Wy się po prostu możecie cieszyć grą. I to już po jakiejś minucie tłumaczenia reguł.

 

Zasady gry

Zaczynacie przy przetasowanej i ułożonej w stos talii. Gracie kolejno.

Każdy w swojej turze może odkrywać jedna po drugiej dowolną liczbę kart ze stosu, aż do momentu, gdy sam zdecyduje się przerwać dobieranie, albo gdy odkryje kartę w kolorze leżącym już w odkrytej puli.

Po takiej skusze gracz kończy turę z pustymi rękoma, w każdym innym przypadku – może dobrać jedną z odkrytych kart na rękę.

Jednym słowem mamy w Pchlim cyrku mechanikę push your luck. Bywa emocjonująco, a często wręcz śmiesznie. Od razu widać, komu ostrożnie powinniśmy powierzać nasze pieniądze…

Co ważne, gra daje przestrzeń dla różnych charakterów. Jeśli na początku twojej tury na stole leżą już jakieś odkryte karty, a wolisz zagrać raczej zachowawczo, możesz w ogóle nie odkrywać kart. Po prostu dobierasz jedną z odkrytych na rękę.

Poza kuszeniem losu mamy w Pchlim cyrku także mechanizm set collection, czyli zbierania zestawów. W tym przypadku na koniec tury, już po dobraniu karty na rękę, możemy wyłożyć przed siebie jedno lub więcej Triów. Trio to zestaw 3 kart o tej samej wartości. Każde takie Trio będzie na koniec gry warte 10 punktów.

Punkty możemy zdobywać także w inny sposób. Na koniec gry za jedną najwyższą kartę w każdym kolorze, jaką zachowamy sobie na ręce, dostaniemy tyle punktów, ile wynosi wartość tej karty.

To ciekawe rozwiązanie nie tylko w odniesieniu do punktacji użytej w grze. Te dwie ścieżki zbierania punktów przydają jej też głębi: Oceniamy, czy bardziej nam się opłaca zagrywać karty w Trio, czy zachować je osobno na koniec. A poza tym – to co my zdobyliśmy, tego nie zdobędzie przecież przeciwnik.

Żeby jednak nie było przyciężko, agresywnie i żeby z Pchlego cyrku stworzyć grę idącą bardziej w kierunku tytułu rodzinnego – Knizia dorzucił do talii kilka kart specjalnych. Te albo ułatwiają doszukanie się w talii jakiejś bardziej przydatnej karty albo zwiększają poziom interakcji.

To ostatnie czynią bardzo prostymi metodami. Czasem komuś wylosujemy jakąś kartę z ręki, innym razem przeszukujemy ręce graczy za kartą w konkretnym kolorze.

 

Wrażenia z gry

Pchli cyrk jest oczywiście mocno losowy, bo tasujemy karty i z tej potasowanej talii je dobieramy. Ale – poza sytuacjami, gdy karty specjalne pokrzyżują nam szyki – jest też grą dającą spory ogląd na sytuację na stole. Przede wszystkim wszystkie zasoby są z góry dane. 10 kolorów, w każdym karty od 0 – 7.

I bardzo konkretne czytelne reguły gry i punktacji. Aż po zasadę zakończenia: Rozgrywkę kończymy, gdy wyczerpie się talia kart lub gdy któryś z graczy ogłosi Wielką Paradę, to znaczy pokaże, że ma na ręce karty w 10 różnych kolorach.

Co można w Pchlim cyrku? Wiele. Można grać po prostu przed siebie, na żywioł, z radością z samego grania. I to nie przeszkadza zupełnie pozostałym. Tym, którzy wolą spróbować wyliczyć sobie, co jeszcze zostało, przyuważyć, kto co wyłożył w Triach i co kto ma jeszcze na ręce. Wykalkulować, co się mu bardziej opłaca zrobić z własnymi kartami.

Można szukać swojej ścieżki po kilku dróżkach do wygranej. Także korzystając z potencjału przedwczesnego zakończenia gry Wielką Paradą. Ku wesołej zgryzocie i zaskoczeniu pozostałych.  O ile, oni się wcześniej nie domyślą, na co się zanosi.

Pchli cyrk mimo prostych zasad i operowania jedną talią jest grą wystarczająco regrywalną. Epickich zwrotów akcji co prawda tu raczej nie ma, ale jest wystarczająco różnorodnych sytuacji, żeby się nie znudzić zbyt szybko. Zresztą – dobre gry Knizii (bo nie wszystkie gry Knizii są dobre) pokazują często, że mniej znaczy więcej – jeśli graliście w takie Zero, będziecie wiedzieli o czym mówię.

Natomiast na pewno zauważycie, że Pchli cyrk pokazuje różne oblicza w zależności od liczby graczy. W dwie osoby dużo łatwej jest rozwijać swoje strategie, czy choćby grać bardziej taktycznie – wszak, to czego nie mam ja, ma albo przeciwnik albo jest wciąż w talii.

Począwszy od trzech graczy ta pełnia oglądu coraz bardziej się rozprasza, pojawia się więcej przestrzeni na niewiadome, na domysły, na wnikliwe obserwowanie gry konkurentów.

Albo po prostu na grę tym bardziej na luziku, bez specjalnego zacięcia, zabawę dla samej zabawy.

Jak kto lubi i z kim kto gra.

Dla mnie to w Pchlim cyrku jest właśnie najbardziej sympatyczne. Gra sama w sobie jest świetna, a przecież wciąż pozwala, żeby rozgrywkę współtworzyli ludzie.

 

Dwie uwagi poza

Po pierwsze: Circus Flohcati przez te wszystkie lata od swojego pierwszego wydania pojawiała się w dwóch zasadniczo odmianach. W większości edycji dochodziła reguła punktowania bonusowego za Wielką Paradę, Gracz, który ją ogłosił, dostawał dodatkowo 10 punktów.

Edycja Muduko opiera się na edycji bez tej zasady. Moim zdaniem takie ujęcie Circus Flohcati jest dużo lepsze. Bonus za Wielką Paradę inaczej profiluje całą rozgrywkę. Tam gdzie zakończenie w ten sposób było opcją, po którą nie trzeba było wcale sięgać, tam przy grze z bonusem staje się ono pragnieniem większości.  To już nie ta sama Circus Flohcati, bo bonus zmienia mocno grę.

Ja wolę wersję którą przyjęło Muduko. Jest lżejsza i przyjemniejsza. Ale jeśli chcecie, możecie spróbować zagrać i z tą dodatkową zasadą.

I gwoli uczciwości – secundo: Piszę tę recenzję w oparciu o egzemplarz, który wydawnictwo rozsyłało sporo przed premierą. Okazało się, że ta partia nie spełniała jeszcze wystarczająco norm. Na zdjęciach możecie gdzieniegdzie dojrzeć przecierający się druk, w samym pudełku brakowało mi jednej karty akcji. Mam zapewnienie, że w sklepach pojawi się produkt z poprawioną jakością druku i oczywiście kompletną talią.

Zatem – po dokładnym wyjaśnieniu tych szczegółów – w kwestii jakości wydania, nie mam grze nic do zarzucenia. Pchli cyrk powinien Was ucieszyć także w swojej fizycznej odsłonie. To w istocie uczciwie i ładnie wydana gra.

 

Czy polecam?

Tak. Zdecydowanej większości grających ta gra się rzeczywiście podoba.

Jest przystępna, przyjemna, nie sprawia trudności ani na etapie tłumaczenia zasad, ani w trakcie rozgrywki. Dobrze się sprawdza i w gronie rodzinnym i wśród paczki przyjaciół.

W sumie – jako towarzysz naszego czasu wolnego – jak znalazł.

Dziękuję wydawnictwu Muduko
za udostępnienie egzemplarza gry do recenzji

 

Punktometr Zagramy: Pchli cyrk 8/10

Podstawowe informacje o grze:

Tytuł: Pchli cyrk
Liczba graczy: 2 – 5
Wiek: od 6 lat
Czas gry: 15 min
Wydawca: Muduko
Projektant: Reiner Knizia
Język: polski
„Pchli cyrk” w serwisie Boardgamegeek
Cena w sklepach: ok. 39 zł

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Proszę, podziel się swoimi wrażeniami o przeczytanej recenzji.

 

Wypełnij krótką ankietę


Nie, dziękuję! Ale postawię Ci kawę …

 

Postaw mi kawę na buycoffee.to