To jest napad! (recenzja)
Że “To jest napad!”, to rozumie się w tej grze jakby samo przez się. Co rundę odkrywamy po jednym nowym wagonie z każdego z trzech stosów i dołączamy go do pociągu, na który za chwilę będziemy kolejno nasyłać swoje bandy.
Banda gracza to talia piętnastu kart, z których na ręce będziemy mieć różnie wiele. Każda karta podzielona jest na dwie połówki, z których obie mogą mieć ten sam kolor i wartość, ale znacznie częściej i kolory i wartości mają inne. Za pomocą tych właśnie… połówek kart przelicytowujemy się, komu uda się zagarnąć które łupy z wagonów dla siebie.
Licytacje przewag
Kto zna już jakieś gry autora “To jest napad!”, Michaela Schachta, ten wie, że u tego projektanta proste zasady idą w parze z bardzo sprytnym, często nieoczywistym podejściem do kształtu samej rozgrywki. W „To jest napad!” niezwykłe jest to, że w każdej z sześciu rund rozgrywamy jednocześnie aż trzy licytacje. I są to licytacje do samego swojego końca emocjonujące i dynamiczne. Przewagi w walce o każdy kolor wagonów rozliczamy na koniec rundy niezależnie, ale dopóki wszyscy grający nie spasują, wciąż siła band w napadach na poszczególne części pociągu może się zmieniać.
“Półkarty”
Dwudzielność kart, jakie mamy na ręce pozwala na wiele: Można od razu wyraźnie pokazać, na której części pociągu zależy nam szczególnie, żeby spróbować odstraszyć konkurentów. Ale można również – i to chyba ważniejsze i efektywniejsze – bawić się w zmyłki, blefy i prowokacje. Informacje o tym, jakie mamy wartości w kartach ujawniać trzeba ostrożnie, ukrywać z rozwagą. Wtedy będziemy w stanie umiejętnie rozgrywać wiedzę i niewiedzę przeciwników o naszych możliwościach przeciwko nim.
Słabomocni
Zresztą rytm “To jest napad!” jest specyficzny i mocno wspiera takie interakcje w licytacjach. Kto wygrywa dany kolor wagonów w rundzie, traci wszystkie karty, którymi sobie ten łup wylicytował. Pozostali gracze zabierają swoje karty z powrotem na ręce. Na koniec rundy zaś dobieramy zawsze tylko dwie nowe karty z własnej talii, więc kto zgrał się w jednej rundzie mocniej z ręki, w kolejnej może mieć słabszą pozycję przetargową.
W ten sposób “To jest napad!” jest grą przewag uzyskiwanych licytacjami, a jednocześnie grą, w której trzeba umieć zaaranżować się odpowiednio swoimi momentami siły i słabości. Jednocześnie – bo kunszt projektowania Schachta polega właśnie na tym, że spaja on różne aspekty swoich gier w kształt zgoła niechropawy.
Punktacja w “To jest napad!” to już tylko tego kształtu wygładzanie, bo sama w sobie nie wnosi do gry wiele nowego. Na pewno nie w podstawowym wariancie rozgrywki, gdzie podliczamy po prostu wartości ze zdobytych kart wagonów. W wariancie zaawansowanym mnożymy liczbę wagonów w każdym z trzech kolorów przez wartość najcenniejszego z nich. Tu dochodzą do głosu także symbole nabojów. To pomysł na rozciągnięcie na etap punktowania walki o przewagę. Kto ma najwięcej nabojów w danym kolorze, zwiększa sobie o jeden wartość najcenniejszego wagonu w tej barwie. Sęk w tym, że żeby efektywnie grać na tę punktację, trzeba najpierw znać rozkład nabojów na kartach talii i rozumieć, ile i jakich wagonów można sobie w trakcie rozgrywki odpuścić. To takie urozmaicanie przez komplikowanie. W kilku innych grach Schacht udowodni, że umie komplikować przez urozmaicanie znacznie sprawniej.
Małowielkość
Największym atutem “To jest napad!” jest jest jej kompaktowość – w każdym z możliwych sensów. Grę wydano w małym kwadratowym pudełku. Tworzy ją raptem talia kart i żeton dla gracza rozpoczynającego rundę. Świetne ilustracje Mariusza Gandzela sugerują temat, ale go nie przegadują, bo też i westernu tu jest akurat tyle tylko, ile potrzebujemy do uzasadnienia zasad i zbudowania jakiegoś czytelnego klimatu.
Kompaktowe są jednak przede wszystkim reguły “To jest napad!” I o tym przekonacie się już tylko zaglądając do instrukcji. To jest bardzo przystępna gra, taka właściwie dla każdego, ale też każdy będzie odkrywała ją potem w jakiś własny sposób i we własnym tempie.
Czy „To jest napad!” jest rewolucyjna? W czasie, gdy autor ją tworzył, a było to na początku tego wieku, pewnie w jakimś sensie była. Dziś już nie tak bardzo, ale wciąż na pewno zaciekawia. Czy to gra wybitna? No cóż. Też nie. Schacht ma sporo lepszych gier w swoim dorobku. A na pewno lepiej zazębiających rozgrywkę z jej podsumowaniem. W tym akurat koncepcie pomysł samej dynamicznej licytacji i aranżowania się zmiennym zasobem kart przez sześć rund gry jest wykorzystany bardzo dobrze. Natomiast gdy docieramy już do punktacji końcowej, czuć jakąś niepotrzebną cezurę. Okazuje się, że nie wiadomo, co nam się podoba bardziej. Punktowanie według wariantu podstawowego jest ostatecznie – w zderzeniu z subtelnościami rozgrywki – mało finezyjne, a z kolei w wariancie zaawansowanym odbiera się je jako niepotrzebnie przekombinowane.
Rekomendacje
Zasadniczo jednak “To jest napad!” się podoba i zbiera pozytywne opinie, szczególnie w gronie graczy początkujących, czy jako prosta, szybka gra rodzinna. Nie można jej na pewno odmówić uroku, jest całkiem solidnie zaprojektowana, ciekawie zilustrowana i bardzo dobrze wydana. A do tego eksploatuje temat nie tak bardzo jeszcze w grach planszowych u nas wyświechtany.
Przy okazji dostajemy w tym jednym pudełku tak naprawdę aż dwie gry: dwuosobową i grę na 3 i 4 graczy. A to dlatego, że charakter rozgrywki w tych wariantach jest dość wyraźnie inny. Niby wciąż obowiązują te same zasady, a jednak przy dwóch graczach interakcja skupiona jest przecież jednokierunkowo. To nasze granie bardziej przypomina pojedynek. Przy trzech i czterech osobach gra się jakby subtelniej, przewagi sygnalizują się i ustalają w odniesieniach do większej liczby przesłanek. Więcej jest też okazji do przyjemnego blefu i markowania swoich zamiarów.
Nie-znane szachtele Schachta
Mnie osobiście najbardziej w “To jest napad!” cieszy, że to kolejna gra Schachta wydana po polsku. Mam nadzieję, że się przyjmie i że wzbudzi szersze zainteresowanie także resztą dorobku tego autora. W kilka innych tytułów Schachta (m.in. „Mondo”, „Zooloretto”, „Duchy Lasu”) można było już bawić się co prawda i w polskich edycjach, ale wciąż mam wrażenie, że nie poświęcamy po naszej stronie granicy wystarczająco wiele atencji temu twórcy – bądź co bądź jednemu z najbardziej kluczowych dla rozwoju gier rodzinnych i eurogier w ogóle. Bo na przykład, czy znacie takie przełomowe w jego karierze tytuły jak „China”, „Hansa”, „Valdora”, albo chociaż młodszą, lekką, bo wyraźnie losową, ale mimo wszystko przyjemną „Lucky Numbers”?
Dziękuję wydawnictwu Nasza Księgarnia
za nadesłanie egzemplarza gry
Punktometr Zagramy
To jest napad! 8/10
Podstawowe informacje o grze:
Tytuł: To jest napad!
Liczba graczy: 2 -4
Wiek: od 10 lat
Czas gry: ok. 30 min
Wydawca: Nasza Księgarnia
Projektant: Michael Schacht
Instrukcja: polska