Ubongo – nawet dla 5-6 graczy (recenzja)

Pisałem na Zagramy o wielu już grach z rodziny Ubongo, ale o samym pierwowzorze jeszcze nie. To dlatego, że polska edycja pojawiła się w 2017 roku, gdy miałem przerwę w recenzowaniu, a potem jakoś wciąż nie było ani czasu ani okazji.

W tym roku okazja do dołączenia recenzji Ubongo do recenzji pozostałych gier z rodziny się nadarzyła, bo oto ukazała się Ubongo. Rozszerzenie dla 5 – 6 graczy. Zatem w tym tekście przeczytacie i o podstawce, od której wszystko się zaczęło i o dodatku pozwalającym się tą, klasyczną już w międzyczasie grą, cieszyć teraz w jeszcze większym gronie.

 

Ubongo, jaka jest

W przyszłym roku Ubongo będzie mogła świętować swoje dwudzieste urodziny, bo tyle ta gra już jest obecna na świecie. Pierwotnie, jako Pyramidens portar czy Expediton Pyramide traktowała o eksploracji grobowców faraonów, szukając dla siebie w ten sposób jakiegoś tematu, co w graficznej interpretacji Sandry Johannson przekładało się na całość nawet całkiem, całkiem. Na tyle, że i dziś z przyjemnością patrzy się na zdjęcia tych szwedzkiej oraz francusko-holenderskiej wersji.

Od 2005 znamy Ubongo jako wyraźnie abstrakcyjną, logiczną układankę, z grafikami Nicolasa Neubauera. Z lekka tylko przyprószoną klimatem i kolorytem Afryki. I w takim właśnie kształcie ta gra zdobyła już serca – podejrzewam – milionów graczy i wciąż ma potencjał zdobywać nowych fanów, pozostając zapewne na kolejne lata jedną z najbardziej rozpoznawalnych pozycji w swoim gatunku.

 

Ubongo, jaka się gra

Koncept Ubongo jest elegancko prosty. W każdej z 9 rund rozgrywki grający biorą po jednej planszy zadań i układają ja przed sobą. Plansze są dwustronne. Strona łatwiejsza każe dokładnie zakryć  widoczne na planszy pole za pomocą 3 kafelków o wskazanych kształtach. Strona trudniejsza to łamigłówka wykorzystująca 4 kafelki.

Kafelki mają formę polyiomino, czyli płaskiej figury geometrycznej powstałej z połączenia bok do boku kilku kwadratów. Kształty tych kafelków są więc różnorodne, ale z łatwością pozwalają się spasowywać do siebie. Trudniej, gdy takim spasowywaniem musimy się zmieścić w granicach zadanego pola.

Jakie 3 bądź 4 kafelki mamy użyć do łamigłówki, wskazuje nam wspólny dla wszystkich rzut kostką. Szukamy po prostu odpowiedniego symbolu u siebie na planszy i wybieramy właściwy zestaw kafelków do zadania.

Ponieważ już w momencie rzutu kostką uruchomiona zostaje także klepsydra, w grze działa presja czasu. Wysortowane kafelki można przekręcać i obracać na drugą stronę, a komu uda się nimi zapełnić wyznaczony obszar na planszy, woła „Ubongo” i ma prawdo do nagrody.

 

Ubongo, jaka się liczy

Metod punktowania rund w Ubongo mamy dwie. Komu nie przeszkadza losowość, wybierze tę podstawową. Gracz, który najszybciej rozwiązał zadanie, bierze bardziej wartościowy spośród wyłożonych na torze rund klejnot i losuje dodatkowy z woreczka. Drugi bierze pozostały klejnot wyłożony na torze dla tej rundy i też losuje klejnot z woreczka. Kolejni losują już tylko z woreczka. Chyba, że nie zdołali wykonać zadania przed przesypaniem się piasku w klepsydrze, bo wtedy kończy się rundę bez klejnotu.

Ten kształt punktacji nie zawsze premiuje najszybszych graczy, bo zdarza się, że po prostu nawet ci mniej prędcy mają więcej szczęścia w dobieraniu klejnotów z woreczka. I w ostatecznym rozrachunku wynik całej gry może być odczuwany jako mało sprawiedliwy względem głównego jej celu, jakim jest przecież szybkie radzenie sobie w układankach.

Dlatego instrukcja od razu proponuje wariant bez udziału losowania – przekładając kolejność osiągania sukcesów w poszczególnych rundach na sukces w całej grze. Kto szybszy, dostaje wedle niego po prostu te bardziej cenne punktowo klejnoty.

 

Ubongo, gdy sam na sam

Jak na grę właściwie bez interakcji między graczami przystało, da się Ubongo grać oczywiście także i w wersji solo. Ustawiamy sobie wtedy samodzielnie czas i liczymy liczbę zrealizowanych łamigłówek. Albo staramy się przebić samych siebie czasem, jaki potrzebujemy na rozwiązanie jakiejś konkretnej liczby zagadek.

To sympatyczny sposób na spędzenie kilku chwil ze sobą, ale – co tu dużo mówić – nie dobiega on wcale tej frajdy, jaką czujemy z rywalizowania w gronie innych przeciwników, gdzie przecież do klimatu zabawy dodają się ich achy, jejki i inne zabawnie zrozpaczone lelum-polelum.

 

Ubongo, kiedy jeszcze tłumniej

Przyznam, że z ciekawością czekałem na pudełko z rozszerzeniem Ubongo, bo w podstawkę grywam już właściwie od lat, ale rzeczywiście czasem to maksimum 4 osób przy stole bywało po prostu kłopotliwe. Szczególnie, gdy zebraliśmy się w jednak większym gronie i przyszła nam ochota na jakąś grę prostą, a niekoniecznie stricte imprezową.

Rozszerzenie dla 5 i 6 graczy okazało się dokładnie tym, czym zapowiada się na pudełku. To dwa kolejne zestawy kafelków i 18 kolejnych plansz, pozwalających rozegrać teraz te 9 rund gry z większą ekipą. To też dodatkowy rodzaj klejnotów. Do znanych z podstawki żółtych bursztynów (wartych 1 punkt), zielonych szmaragdów (2 punkty), niebieskich szafirów (3 punkty) i czerwonych rubinów (4 punkty), dorzucamy więc teraz w grze purpurowe ametysty, każdy o wartości 5. Co mnie zdziwiło – nie ma nowego toru rund. Trzeba używać tego z podstawki.

Reguły samej rozgrywki, jak i zasady obu wariantów punktacji zasadniczo się nie zmieniają. Ot tyle, że na torze rund przy punktowaniu z losowaniem wykładamy teraz nie niebieskie klejnoty za 3 i żółte klejnoty warte 1, tylko purpurowe po 5 i niebieskie po 3, co delikatnie zmienia, a może wręcz poprawia nam balans przypadkowości wyników na końcu partii.

 

Ubongo, gdy lata lecą

Ubongo na polskim rynku jest już dobre 5 lat i zdecydowanie należy do tych gier, które nie muszą się nawet szczególnie bronić, bo dotyczy jej ta stara dobra zasada, dziś celowo zagłuszana przez działy marketingu niektórych wydawców czy wydawców niektórych produktów, która głosi, że dobra gra ostoi się sama o własnych siłach.

A to jest niewątpliwie dobra gra, nawet jeśli przy podstawowej metodzie punktacji można jej przypiąć jakieś niekonsekwencje. Wariantem alternatywnym, myślę, uczciwie od tych niekonsekwencji umyka, gdy gracze mają taką potrzebę. Zresztą większość sięgających po Ubongo wcale nie jest tak nerdowsko-eurogamersko koszerna, żeby taką potrzebę aż żywić, bo siłą tej planszówki jest po prostu ten zestaw prostych formą, a angażujących nieoczywistością kafelkowych łamigłówek. A poza tym – czy przede wszystkim wręcz – klimat skrojony dokładnie do rozgrywek w gronie rodzinnym, w gronie przyjaciół, z możliwością przytulenia do rozgrywki nawet ludzi niegrających dotąd w nic.

Z rozszerzeniem dla 5 i 6 graczy można teraz przytulić do Ubongo jeszcze więcej osób na raz. I z tego względu pojawienie się tego dodatku trzeba pochwalić.

Ja osobiście mam jednak niejaki niedosyt, bo rozszerzenie jest tylko i jedynie rozszerzeniem sensu stricte, a ja bym się ucieszył na jakiś dodatkowy, nowy, nieco urozmaicający samo Ubongo element. Coś, co grę by jeszcze po tylu latach odświeżyło. Tymczasem dodatek jest wprost funkcjonalny. Pozwala tylko zgrabnie dostawić do stołu kolejne dwa krzesła.

 

Ubongo, jaka poleca się

Fani gry się z rozszerzenia mimo wszystko mocno ucieszą. Szczególnie, jeśli w grę grają pasjami. Do w sumie 432 łamigłówek z podstawki dochodzi teraz przecież 216 nowych. Punktacja też się nieco przemodelowuje. W jakimś sensie więc do jakiegoś odświeżenia jednak i doszło, prawda? Żeby już być tak całkiem uczciwym i rzetelnym w opiniach.

Tak się zastanawiam jeszcze nad przyszłością Ubongo w kontekście tego jej nowego dodatku. Tym bardziej, że mam wrażenie, że redakcyjnie to on się przygotował jakby nazbyt pospiesznie. Gdyby spojrzeć na jego instrukcję, to nas zdziwi wręcz, że nie jest ona kompletna. Listę elementów znajdziemy tylko na pudełku. Nawet wartości punktowych nowych klejnotów doszukamy się dopiero na opakowaniu rozszerzenia. Tak jakby na tej jednej stroniczce instrukcji zabrakło tam miejsca. A przecież nie zabrakło na niepotrzebne wcale w tym miejscu logotypy polecających.

A gdyby chcieć dorzucić ten dodatek do pudełka podstawki? Hm, w sumie nie da rady, bo w tym pudełku się przecież rozszerzenie nie pomieści. Może pomieści się po prostu w przyszłości w big boxie czy nowej edycji Ubongo. Kiedyś, gdy kryzysy gospodarcze i konieczności dziwnych kalkulacji będziemy mieli już za sobą. Bo przecież trend podstawowych wersji gier od razu wraz z dodatkami to pomysł towarzyszący nam i realizowany już od dawna.

Na razie Ubongo i Rozszerzenie dla 5 – 6 graczy polecają się osobno. Ubongo – bo z powodzeniem poleca się już od lat. A dodatek – wiadomo, że kupicie tylko wtedy, gdy uznacie, że jest Wam potrzebny.

Dziękuję wydawnictwu Egmont 
za udostępnienie egzemplarza gry do recenzji

 

Punktometr Zagramy

Ubongo  9/10

Podstawowe informacje o grze:

Tytuł: Ubongo
Liczba graczy: 1 – 4
Czas gry: 25 min
Wiek graczy: 8+
Wydawca: Egmont
Projektant: Grzegorz Rejchtman
Język: polski

„Ubongo” w serwisie BoardGameGeek

Sprawdź ceny na Ceneo


Ubongo. Rozszerzenie dla 5 – 6 graczy  7/10

Podstawowe informacje o grze:

Tytuł: Ubongo. Rozszerzenie dla 5 – 6 graczy
Liczba graczy: 1 – 6
Czas gry: 30 min
Wiek graczy: 8+
Wydawca: Egmont
Projektant: Grzegorz Rejchtman
Język: polski

„Ubongo. Rozszerzenie dla 5 i 6 graczy” w serwisie BoardGameGeek

Sprawdź ceny na Ceneo

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Proszę, podziel się swoimi wrażeniami o przeczytanej recenzji.

 

Wypełnij krótką ankietę


Nie, dziękuję! Ale postawię Ci kawę …

 

Postaw mi kawę na buycoffee.to